GDYBY KTOŚ W JAKIŚ SPOSÓB MÓGŁ I CHCIAŁ POMOC PANU LEONOWI, PROSIMY O KONTAKT Z REDAKCJĄ. Dlaczego nie zwracamy uwagi na ludzi bezdomnych? Dlaczego stają się dla nas "niewidzialni"? Zwykle nie chcemy na nich patrzeć i zwracać uwagi. Bo brzydko pachną, bo wydaje się nam, że jeżeli tylko spojrzymy im w oczy od razu będą nas nagabywać o pieniądze, bo czasem są pijani i po prostu się boimy. Wolimy się nie zastanawiać dlaczego skończyli na ulicy. Zwykle zakładamy, że to patologia, może pili i teraz mają za swoje. A że dzieci ich nie chcą w swoich domach? Pewnie byli niedobrzy dla rodziny i teraz mają za swoje. Czasem może nawet pomyślimy sobie, że dobrze im tak. Że przecież gdyby chcieli, to mogliby iść do schroniska dla bezdomnych, bo przecież są takie miejsca. I już jesteśmy rozgrzeszeni sami przed sobą. A przecież nie każdy bezdomny to menel. Pokazuje to historia pana, który jest bardzo pracowitym i dumnym człowiekiem. I choć jest bardzo schorowany, pracuje i jak tylko może dba o siebie i swoje zwierzęta.
Pewnie nigdy nie poznalibyśmy historii pana Leona, gdyby jego losem nie zainteresowała się pani Agnieszka. - Temu człowiekowi trzeba pomóc, bo kiedyś zamarznie w tej swojej szopce. To porządny człowiek, bardzo pracowity. Schorowany. Trzeba mu pomóc, bo to już starszy człowiek - uważa pani Agnieszka.
Czytaj na kolejnej stronie...
[caption id="attachment_82163" align="aligncenter" width="640"] Za rentę pan Leon najpierw kupuje leki.[/caption]
Z mieszkania na Rynku na ulicę
Pani Agnieszka dokładnie wskazała, gdzie mieszka pan Leon. Pojechaliśmy tam z samego rana, ale nie było go w domu. Drzwi były zamknięte na kłódkę. Tak, pan Leon mieszka we własnoręcznie zrobionym domku-altance, która jak twierdzi jest na ogródku działkowym należącym do jego rodziny. Wszędzie cicho i głucho. Z samego rana go nie było, ale przyjechaliśmy jeszcze raz. Tym razem przed domkiem stał wózeczek wyładowany różnymi przedmiotami. Zapukaliśmy. Otworzył drzwi i zaprosił do środka. Wewnątrz było bardzo skromnie, ale czysto na ile tylko można utrzymać porządek bez bieżącej wody. Z prowizorycznej kuchni przechodzi się do pokoiku z oknem, w którym jest piecyk, wersalka, stolik z krzesłem i kilka mebli. Pan Leon mówi, że urządził się tu jak mógł, bo bez pieniędzy nie można mieszkać w luksusach. Wcześniej pan Leon mieszkał w Trzebnicy, w najbardziej prestiżowym miejscu – w Rynku.
- Nie było mnie, bo już od rana złom zbieram - tłumaczył mężczyzna. - Widzi pani jak mnie urządzili. Nie miałem dużego zadłużenia. To było 1,8 tys. zł. Chciałem spłacić 1,3 tys. zł, ale ówczesna dyrektor komunalki powiedziała mi, że mam od razu zapłacić wszystko. I tak w 2005 roku zostałem wyrzucony do Blizocina. Do piwnicy. Wszystkie meble i inne rzeczy pokryły się grzybem. Część mojego dobytku ludzie mi pokradli. Do takiego sąsiedztwa, że nie chciałem tam mieszkać. Wszędzie był alkohol, a ja z pijakami nie będę mieszkał. Tak trafiłem tutaj - opowiada w skrócie. Mieszka tu już kilka lat. Nie chciał mieszkania socjalnego.
- Nie mogłem tam zostać. Skierowano tam kobietę z małym dzieckiem. Jakie tam były warunki... Jeden syf i grzyb. Dziecko zachorowało i zmarło. Jak tak można robić? – płacze pan Leon.
Czytaj na kolejnej stronie...
[caption id="attachment_82159" align="aligncenter" width="640"] Zima zapasem. Pan Leon kupił styropian i kleje. Ociepla domek. Mówi, że wytrzyma mrozy. W pokoju ma piec, który kupił za 600 zł.[/caption]
Córka mieszka niedaleko
Pan Leon ma córkę, ale nie może do niej pójść. Ona ma ośmioro dzieci. Mieszka w małym mieszkanku w Miliczu. - Wnukimam już duże, też potrzebują trochę miejsca dla siebie. Wolę być tutaj.
Kiedyś życie pana Leona wyglądało zupełnie inaczej. Miał dom, rodzinę, pieniądze i pracę którą kochał.
- Za komuny mieliśmy się świetnie. Razem z żoną odbudowywaliśmy sady na całym Dolnym Śląsku. Mieliśmy czereśnie, wiśnie, brzoskwinie i morele. Potem przez żonę musiałem wszystko sprzedać... Nasze mieszkanie był bardzo ładne. Mieszkaliśmy w Rynku... - wspomina mężczyzna.
Pomoc mu się nie należy
Mężczyzna jest bardzo zaradny, ale żyje bardzo skromnie. - Mam rentę, niedużą, 750 zł, ale zachorowałem na serce i teraz będę się starał się o większe pieniądze, bo mogę dostać pierwszą grupę inwalidzką. Większości pieniędzy wydaję na leki - mówi pan i otwiera szafkę pełną różnych pigułek. Pokazuje te najdroższe, na serce. Leki zawsze kupuje na zapas, żeby mu nie zabrakło. Nie trzyma pieniędzy w domu. Kiedy na coś potrzebuje wypłaca z banku, a w sklepach i aptekach płaci kartą. Oprócz leków ma też inne wydatki.
- Kiedy zmarła moja żona zaufałem kobiecie. Poprosiła mnie, żebym wziął dla niej pożyczkę. Tylko 3 tys. zł. Wziąłem, a ona miała spłacać. Teraz ja zostałem z długiem. Najgorsze jest to, że kwota urosła do 10 tys. zł. Teraz muszę to spłacać – mówi bezsilny.
Był w pomocy społecznej, ale powiedzieli mu, że jak ma 750 zł, to żadna pomoc mu się nie należy. – Mówią mi, że to renta, za którą można się utrzymać – mówi pan Leon i dodaje, że do żadnego ośrodka nie chce iść, bo co będzie tam robił. Mieszkając na działkach może sobie dorobić. – Pozbieram złom, przyniosę sobie drewna. Coś komuś pomogę. Zawsze jakieś dodatkowe pieniądze wpadną, a moje leki są takie drogie; 350 zł na same nasercowe wydaję – pokazuje opakowania.
- Jak potrzebuję to jadę do znajomej i pilnuję jej czwórki dzieci. Wtedy się mogę wykąpać, pomieszkać w normalnym domu. Jestem po czterech zawałach, ale daję radę. Młody jeszcze jestem. Mam tylko 76 lat! – mówi z uśmiechem.
Czasem idzie się wykąpać i najeść do sióstr, ale na pobyt w ich ośrodku go nie stać. Ma za małą rentę, a nie ma nikogo, kto mógłby do niego "dopłacić". Pan Leon ma telefon komórkowy. Zawsze musi mieć możliwość zadzwonienia. Jeśli źle się poczuje, będzie słaby, będzie bolało go serce, to zadzwoni po pogotowie. Nigdy nie odmówili mu pomocy. Czasem musi zostać w szpitalu, a potem wraca do domu.
Czytaj na kolejnej stronie...
[caption id="attachment_82157" align="aligncenter" width="640"] Nie ma bieżącej wody ani prądu. Gotuje na butli gazowej, wodę kupuje w baniakach. Regularnie robi zakupy, ale teraz ma problem ze szczurami. Wyjadają mu jedzenie.[/caption]
Pracuje ciężko, jak młody
W domu pana Leona panują spartańskie warunki. Nie ma prądu ani bieżącej wody. - Tu mam butlę. Gotuję sobie obiady, kawę herbatę, kakao. Wodę kupuję w 5-litowych butelkach w marketach. Mam trochę naczyń. Ja nie jestem z tych lumpów, którzy tylko chcą się napić. Czasem przychodzi tu do mnie taki jeden. Specjalnie dla niego kupuję kawę, żeby się ogrzał. Częstuję go, chociaż on pije, boje się, że zamarznie. Wziąłbym go pod swój dach, ale musiałby mi pomoc, a jemu się nie chce. A to ja jestem po 4 zawałach. Ja mam tu piec i ciepłe okrycia. Kupiłem sobie styropian i jak tylko mam chwilę to ocieplam dom. Wytrzymam zimę – mówi pewnie. Teraz pan Leon ma problem ze szczurami, które zaatakowały mu dom. Przechodzą przez podłogę, ale pan Leon chce je załatwić wysypując trociny. A szczury są wstrętne i przebiegłe. Jakiś czas temu zjadły mu golonkę, którą zostawił na talerzu. W walce z gryzoniami pomaga mu kot. - Jest piękny i łowny. Kiedyś zagryzł szczura i aż myślałem, że się zatruje, ale nic mu nie było. Miałem też psa, ale jacyś ludzie go zabrali. Chyba się im spodobał.
Czytaj na kolejnej stronie...
[caption id="attachment_82156" align="aligncenter" width="394"] - Jeżdżę pod Halę Stulecia i zbieram nasiona. Sprzedaję je, a potem są one przerabiane w Anglii na leki - mówi pan Leon.[/caption]
W tych nasionach jest mój dom
Pan Leon jest przekonany, że za kilka lat sam zarobi na swój dom. Ma na to plan i bardzo ciężko pracuje pomimo wieku i lichego zdrowia.
- Zarobię sobie na własnościowe mieszkanie. Nie będę potrzebował łaski, bo ja nie lubię się prosić. Tu jest jakieś 15 tysięcy małych drzewek. Każde drzewko to jakieś 20 zł. To mój kapitał i moje zabezpieczenie. Wysadzę rośliny na działce, a potem sprzedam drzewka. Za te pieniądze kupię sobie mieszkanie. Zarabiam też zbierając nasiona. Jeżdżę do Wrocławia, do parku koło Hali Stulecia. Potem nasionka cisa oddzielam od reszty owocu i same pesteczki wysyłam do firmy, która dalej przesyła je do Anglii, a tam przerabiane są na lekarstwo na raka. Żmudna to robota, ale ręce mam jeszcze sprawne - pokazuje dłonie.
Na pytanie jak można mu pomóc odpowiada, że usadzić tych, którzy za jego stosunkowo niewielki dług pozbawili go domu i godności. – Dobrze nasze lokalne władze wiedziały, ile zrobiłem dla Trzebnicy. A teraz co? Po prostu muszę sobie radzić.
Zima daje się już we znaki. Idą święta. Gdyby ktoś w jakiś sposób mógł i chciał pomoc panu Leonowi, prosimy o kontakt z redakcją.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Witam, a ja znam wersje od strony jego byłych sąsiadów, którym się chwalił, że on nie musi płacić czynszu, bo mu nikt nic nie robi. Skoro potrzebuje na leki to proponuje odstawić alkohol widoczny na zdjęciu. Przypomina mi to to sytuacje bodajże z października gdzie pewne małżeństwo płakało w tv, że muszą spać w maluchu i są bardzo poszkodowani i Stonoga zbierał dla nich kase. A naprawdę Ci ludzie pracują i mają z czego żyć, ale podobnie jak Pan z artykułu za nic mieli płacenie czynszu w jednym z trzebnickich mieszkań :)
Dzień dobry, Jesteśmy bardzo mile zaskoczeni, że tylu Czytelników chce pomóc Panu Leonowi. Niestety, nie możemy założyć konta, na które mogliby Państwo wpłacać pieniądze, ponieważ do tego potrzebna jest zgoda na zbiórkę publiczną, którą wydaje Minister Finansów. Jeśli chcecie Państwo pomóc w jakiś sposób Panu Leonowi, bardzo prosimy o kontakt telefoniczny na numer stacjonarny redakcji lub 530 210 340 lub pisać na adres [email protected].
odpowiedz
Zgłoś wpis
Anonim - niezalogowany
2015-12-05 13:57:07
Załóżcie rachunek w banku na ktory bedzie mozna wpłacać środki w ramach pomocy. Niejedne trzebniczanin pomoże. Prosze podać numer, sama chętnie wplace.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Witam, a ja znam wersje od strony jego byłych sąsiadów, którym się chwalił, że on nie musi płacić czynszu, bo mu nikt nic nie robi. Skoro potrzebuje na leki to proponuje odstawić alkohol widoczny na zdjęciu. Przypomina mi to to sytuacje bodajże z października gdzie pewne małżeństwo płakało w tv, że muszą spać w maluchu i są bardzo poszkodowani i Stonoga zbierał dla nich kase. A naprawdę Ci ludzie pracują i mają z czego żyć, ale podobnie jak Pan z artykułu za nic mieli płacenie czynszu w jednym z trzebnickich mieszkań :)
Dzień dobry, Jesteśmy bardzo mile zaskoczeni, że tylu Czytelników chce pomóc Panu Leonowi. Niestety, nie możemy założyć konta, na które mogliby Państwo wpłacać pieniądze, ponieważ do tego potrzebna jest zgoda na zbiórkę publiczną, którą wydaje Minister Finansów. Jeśli chcecie Państwo pomóc w jakiś sposób Panu Leonowi, bardzo prosimy o kontakt telefoniczny na numer stacjonarny redakcji lub 530 210 340 lub pisać na adres [email protected].
Załóżcie rachunek w banku na ktory bedzie mozna wpłacać środki w ramach pomocy. Niejedne trzebniczanin pomoże. Prosze podać numer, sama chętnie wplace.