
Policja zgłoszenie o zdarzeniu otrzymała we wtorek o godz. 20.58. Szybko na miejsce rozdysponowano odpowiednie służby: policyjne i strażackie. Oprócz dwóch pojazdów PSP z Trzebnicy, była także OSP Wisznia Mała.
- Została wezwana na miejsce, ponieważ dysponuje dodatkowymi aparatami z tlenem, które posiadają możliwość ładowania, a było podejrzenie, że może być potrzebna duża ilość tych masek - powiedział Dariusz Zajączkowski, rzecznik prasowy KP PSP Trzebnica.
Gdy strażacy przybyli na miejsce okazało się, że z okna piwnicznego wydobywa się dym, który znajdował się już także na klatce schodowej i przedostawał się do mieszkań. Do środka wprowadzono dwie grupy strażaków, wyposażonych w aparaty chroniące drogi oddechowe. Jedna grupa sprawdzała mieszkania, druga w tym czasie udała się do piwnicy w celu znalezienia miejsca pożaru i ugaszenia go. Gdy dotarli do pomieszczenia, w którym wybuchł pożar okazało się, że zapaliły się śmieci. Akcja była utrudniona, ponieważ wszędzie było ciemno, było bardzo dużo dymu, na dodatek na dworze także było ciemno.
Strażacy ewakuowali z budynku jedną starszą osobę, która nie była w stanie opuścić go o własnych siłach. Pozostałe osiem osób samodzielnie opuściło budynek, jeszcze przed przybyciem na miejsce strażaków. Zarówno osobie, która została ewakuowana, jak i dwóm innym potrzebującym strażacy udzielili pomocy, a po przybyciu na miejsce karetki pogotowia ratunkowego, przekazano je lekarzowi. Wszystkie trzy zostały zabrane do trzebnickiego szpitala, a po przeprowadzeniu badań wypuszczone do domu.
Po ugaszeniu pożaru przewietrzono pomieszczenia i przy użyciu miernika sprawdzono poziom tlenku węgla w powietrzu. Gdy miernik wykazał zagrożenie strażacy wydali zakaz użytkowania budynku na 12 godzin, w celu dokładniejszego przewietrzenia wszystkich pomieszczeń. Na miejsce wezwano pogotowie energetyczne, które odłączyło dopływ prądu do budynku. Na skutek pożaru doszło też do awarii instalacji wodno - kanalizacyjnej, w związku z czym w całym budynku mieszkańcy nie mieli też ani wody, ani prądu.
Na miejscu obecni byli też pracownicy gminy z Beatą Gorzałą, dyrektorką Zakładu Gospodarki Komunalnej w Trzebnicy.
- Proponowaliśmy mieszkańcom nocleg w hotelu, jednak nikt nie chciał z tego skorzystać. Wszyscy postanowili, że noc spędzą u swoich rodzin - powiedziała Beata Gorzała.
Na miejsce przybyła też Straż Miejska w Trzebnicy, która na czas nieobecności mieszkańców pilnowała budynku. Przez całą noc mienie chronione było więc przez wartownika.
Na razie nie wiadomo jeszcze co było bezpośrednią przyczyną pożaru. Wiadomo, że znajdowały się tam rzeczy, których według kominiarzy, w ogóle nie powinno tam być.
- Gdy zeszliśmy do pomieszczenia, w którym doszło do pożaru zauważyliśmy, że znajdują się tam materiały łatwopalne (drewno, węgiel, plastiki, ubrania itd.). Sprawdziliśmy przewód kominowy, ale nic nie wskazywało na to, że to od niego zaczął się pożar. W środku sadzy nie było, ponieważ niecały tydzień wcześniej przewód kominowy w tym budynku był czyszczony. Ponadto drzwiczki nie były popękane, uszkodzone, ani odymione. Mogliśmy więc wykluczyć, że zdarzenie miało miejsce od przewodu kominowego w naszym rozumieniu. Na dodatek komin był zimny - powiedział Krzysztof Herbik z zakładu kominiarskiego.
Przyczyną pożaru na pewno też nie mogła być instalacja elektryczna, ponieważ jej tam w ogóle nie było. Biorąc pod uwagę fakt, iż w pomieszczeniu, w którym wybuchł pożar było mnóstwo śmieci różnego rodzaju, mogło dojść do samozapłonu. Niedaleko komina znajdowały się także kawałki węgla. Mogło też dojść do zaprószenia ognia przez któregoś z mieszkańców. Ale o przyczynie pożaru na razie nikt nie chce mówić, to trzeba dopiero sprawdzić.
Trzebniccy kominiarze informują mieszkańców co należy robić, aby minimalizować możliwość takich zdarzeń.
- Tam gdzie jest kocioł, nie powinno być materiałów palnych. Takie rzeczy powinny być składowane w osobnym pomieszczeniu. Tam gdzie jest przewód kominowy, węgiel powinien znajdować się minimum 0,6 m od przewodu kominowego - stwierdził Krzysztof Herbik.
Dzięki temu, że w pożarze nie zostały uszkodzone mieszkania, na drugi dzień wszyscy mieszkańcy mogli powrócić do swoich domów. Na miejscu ponownie pojawiła się Beata Gorzała, która wydała mieszkańcom nakaz uprzątnięcia z budynku wszystkich rzeczy, które są łatwopalne i mogą stwarzać zagrożenie.
- Za jakiś czas na pewno przeprowadzimy wraz z pracownikami kontrolę, aby sprawdzić czy mieszkańcy rzeczywiście zastosowali się do zaleceń - powiedziała na koniec pani dyrektor.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie