Pasażerów dojeżdżających koleją z Trzebnicy do Wrocławia czeka kilka miesięcy utrudnień, ale też zapowiedź realnej poprawy komfortu jazdy. Linia zostanie gruntownie przebudowana. Zanim jednak pociągi przyspieszą, podróżnych czeka przesiadka do autobusów zastępczych, a w internecie już rozgorzała dyskusja o sensie i skali tej inwestycji.
Od 1 lutego 2026 roku linia kolejowa Wrocław – Trzebnica zostanie czasowo zamknięta. Na odcinku od Wrocławia Zakrzowa do Trzebnicy pociągi zostaną zastąpione komunikacją autobusową. Jak informuje rzecznik prasowy Kolei Dolnośląskich Andrzej Padniewski, powód jest prosty: infrastruktura wymaga pilnej interwencji. W planach są m.in. wymiana torów i prace na przejazdach kolejowych. Ta trasa przez lata nie przechodziła kompleksowego remontu.
Po zakończeniu robót pociągi mają jeździć szybciej. Maksymalna prędkość wzrośnie do 100 km/h. Według harmonogramu prace potrwają do połowy czerwca, choć – jak zaznacza rzecznik – podobne inwestycje bywały realizowane szybciej. W optymistycznym wariancie zamknięcie może potrwać od trzech do czterech miesięcy. Szczegóły dotyczące rozkładów jazdy autobusów zastępczych oraz lokalizacji przystanków mają zostać ogłoszone do 15 stycznia.
Zapowiadana od dłuższego czasu elektryfikacja linii tym razem jeszcze nie ruszy. W przyszłym roku zlecone ma być dopiero wykonanie dokumentacji projektowej. Z nieoficjalnych informacji wynika, że pierwsze pociągi elektryczne mogłyby pojawić się na tej trasie najwcześniej w 2032 roku. Co ciekawe, barierą nie są środki finansowe, lecz ograniczenia polskiego systemu energetycznego i brak dostępnych mocy przyłączeniowych.
Zapowiedź remontu szybko wywołała burzliwą dyskusję w mediach społecznościowych. W komentarzach pod postami informacyjnymi pojawiły się pytania o sens podnoszenia prędkości i oczekiwania wobec linii. Część internautów zastanawia się, dlaczego nie przystosować trasy do 160 km/h. Inni studzą emocje. Jak argumentują, linia Wrocław – Trzebnica jest ślepą linią aglomeracyjną z ruchem wyłącznie regionalnym. Pociągi zatrzymują się co kilka kilometrów, więc nawet osiągnięcie 100 km/h bywa trudne, bo zaraz po rozpędzeniu trzeba hamować.
Pojawiają się też bardziej techniczne głosy. Zdaniem komentujących, jazda z prędkością 160 km/h na niespełna 30-kilometrowej trasie nie miałaby sensu. Aby było to możliwe, konieczna byłaby zmiana przebiegu linii, prostowanie łuków, wykup gruntów i długotrwałe procedury administracyjne. To oznaczałoby co najmniej pięć lat przygotowań, a przy protestach i odwołaniach – nawet kilkanaście lat czekania.
Fot.: kolejedolnoslaskie.pl.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie