Drogowcy, którzy zamiast odśnieżać, zabezpieczają śliskie ulice. Właściciel niewielkiego stoku, który widzi, że zima przestała działać według jakichkolwiek zasad. Nauczyciele, którzy wspominają śnieżne przerwy. Ta opowieść nie jest o tęsknocie — jest o zderzeniu z faktem, że coś, co wydawało się oczywiste i dane raz na zawsze, rozpada się na naszych oczach. A my próbujemy żyć dalej w świecie, w którym zima trwa już tylko chwilę i coraz częściej udaje kogoś, kim kiedyś była naprawdę.
Od kogo można zacząć tę historię jak nie od tych, którzy zimę pamiętają prawdziwie białą. Halina Moroń-Gdowska z Uniwersytetu Trzeciego Wieku „Tęcza” wspomina zimę stulecia z przełomu 1978/79 roku:
„Ogromne ilości opadów śniegu sparaliżowały miasto. W śnieżnych zaspach grzęzły samochody i tramwaje, nie kursowały pociągi, brakowało prądu i wody. Byliśmy młodzi ale przedzieranie się ok 15 km przez zaspy to był niemały wyczyn.(…) Zima ta sparaliżowała całą Polskę i ukazała słabość systemu PRL.”
W swojej opowieści dodaje, że choć tamta zima była ekstremalna, to zwykłe zimy ubiegłych lat również wyglądały zupełnie inaczej niż dzisiejsze:
„ Wszyscy widzimy jakie zimy teraz są, a właściwie to nie ma. Mieszkam na ziemi trzebnickiej 20 lat i wspominam normalne zimy ze śniegiem. Piękny śnieg umożliwiał mi jazdę na biegówkach, które od kilku lat bezczynnie stoją na strychu. 15 lat temu organizowaliśmy konny kulig z ogniskiem i to też już historia. Teraz zdarzają się pojedyncze dni prawdziwej zimy z mrozem i śniegiem Wykorzystujemy je na spacery po lesie, obserwując jak nasz pies radośnie przeskakuje nie tyle zaspy co małe kopce ze śniegu.”
Dziś śnieg stał się dobrem luksusowym. I staje się wyjątkiem, a nie regułą.
Zmiana klimatu odbiera zimowy charakter przede wszystkim dzieciom. My robiliśmy bitwy na śnieżki na przerwach, oni, mogą taką możliwość bezpowrotnie stracić. Szkoły muszą się dopasowywać do zmieniającej się rzeczywistości. Andrzej Stęplowski, który uczył wychowania fizycznego w trzebnickim liceum przez wiele lat, opowiada o czymś, co dziś brzmi prawie jak bajka.
- Był taki ogólnopolski konkurs rozpisany dla szkół, a nazywał się "Zamieniamy boiska na lodowiska". Szkoły przystępujące do konkursu musiały prowadzić dokumentacje związaną z budową lodowiska, a potem dokumentację co się działo na tychże. Potem wszystko wysyłano do Warszawy, no i czekano na wyniki. O ile pamiętam akcja trwała może trzy sezony. Koniec lat 70-tych. Pamiętam też wyjazd na zimowisko do Lubachowa koło Wałbrzycha. Sanki, narty. Działo się.
Budowanie igloo w przedszkolach, sanki na każdej możliwej górce. To wszystko to aktywności, które dla poprzednich pokoleń były naturalne, a dziś? Można co najwyżej poskakać po kałużach. Dzieciństwo powoli traci uczucie mrozu na policzkach i skrzypienie śniegu pod butami.
Zmiana charakteru zimy odbija się na każdym z nas i to niemal każdego dnia. Codziennie pokonujemy drogę do pracy, szkoły, czy sklepu. To właśnie na drogach można zaobserwować zmiany.
Paweł Kaźmierczak z Zarządu Dróg Powiatowych w Trzebnicy wyjaśnia, że utrzymanie dróg nie opiera się już na odśnieżaniu, lecz na błyskawicznej reakcji na oblodzenia.
- Śliskość na jezdni pojawia się głównie około 3 nad ranem i godzinach wczesno porannych, więc wówczas należy prowadzić wyjazdy do zimowego utrzymania dróg. Każdy z wyjazdów trwa około 4-5 godzin.
W przetargach na zimowe utrzymanie dróg pojawiło się nawet kryterium, jak szybko wykonawcy muszą pojawić się na drodze – maksymalnie w ciągu 1-1,5 godziny od zgłoszenia.
- Liczy się głównie czas reakcji na drodze. Każdy z 11 wykonawców do zimowego utrzymania dróg (tj. 7 wykonawców na drogach powiatowych oraz 4 wykonawców na utrzymywanych drogach wojewódzkich), po pojawieniu się śliskości na jezdni, jest zobowiązany jak najszybciej usuwać śliskość. - dodatkowo podkreśla, że również każdy kierowca odpowiedzialny jest za bezpieczeństwo na drogach - Pojazdy jeżdżą coraz szybciej, śliskość na drodze jest niebezpieczna. Należy mieć na uwadze, że drogowcy nie są w stanie spowodować natychmiast, że w każdym z miejsc na utrzymywanych 461 km dróg, nie będzie widać skutków warunków zimowych. To wymaga kilku godzin pracy […]. Kierowcy winni są zachować bezpieczną prędkość na drodze, stosownie do danych warunków atmosferycznych.
Praca drogowców się zmieniła, bo zmieniła się zima.
- Kiedyś były wyjazdy głównie z pługiem, żeby usuwać śnieg z jezdni. Obecnie praktycznie przy każdym wyjeździe pługopiaskarki należy posypywać nawierzchnię jezdni mieszanką solno-piaskową, żeby likwidować śliskość na drodze. Jest to działanie droższe […]. Dodatkowo powoduje to, że przy krawężnikach wzdłuż chodników przy drogach, po zimie gromadzi się nadmiar piasku, który należy usuwać.
Sól, której używa się dziś więcej, kosztuje 275,89 zł za tonę – to realna zmiana budżetowa. A budżety samorządów to również rzecz, która wpływa na każdego mieszkańca. Rachunek który płacimy za brak zimy stale rośnie.

fot. Kilkanaście lat temu na jednej z trzebnickich ulic...
Niewielki stok narciarski w Machnicach pozostaje jedynym miejscem w naszym regionie, gdzie można poczuć namiastkę gór. To właśnie tam dzieci mogą stawiać swoje pierwsze “kroki” na nartach. To tam ludzie przyjeżdżają, by przypomnieć sobie podstawy przed wyjazdami w wyższe góry. To tam najmłodsi mogą śmigać na sankach.
Jednak gdy przyszedł grudzień na Facebooku SNOW & SKI by Machnice pojawił się wpis informujący, że stok pozostaje nieczynny, a daty otwarcia nie da się na ten moment przewidzieć.
Na stoku znajdują się armatki do naśnieżania, jednak, jak widać, to nie rozwiązuje problemu. Postanowiliśmy spytać właściciela, Edwarda Ptaka, o funkcjonowanie miejsca przy tak niepewnych prognozach. W dniu naszej rozmowy, w drugim tygodniu grudnia, za oknem było 15 stopni.
- Teraz nie ma możliwości, żeby utrzymać na stoku naturalny śnieg. Tak było może 30-40 lat temu. Aktualnie ten śnieg, to można powiedzieć, że jest nic nie warty, bo nawet jak go napada, to szybko ginie. Żeby “zrobić” śnieg, potrzeba kilku dni porządnego mrozu, najlepiej około -10 stopni w nocy i kilku stopni mrozu w dzień. Musi być też odpowiednia wilgotność. Potrzebujemy, żeby ten śnieg jeszcze później poleżał, on musi odpuścić wodę i tak zlatuje już następny tydzień. Później ratrak - musimy go rozwieść, bo armatkami nie nasypiemy go dokładnie. Wieziemy na górę, wyżej, zaraz pojawia się wiatr, śnieg nam ucieka, leci gdzieś tam dalej. To że mamy kilka naśnieżarek, niestety nie sprawia, że możemy sobie wyprodukować śnieg “od tak”. Nie wspominając już o tym, że obecne koszta prądu i wody są ogromne.
Tymczasem ostatnie zimy przynoszą mrozy krótkie, niestabilne, przerywane ciepłymi frontami z zachodu. To wtedy pojawia się tzw. „deszcz atlantycki” - jak określa go właściciel, który działa na stok jak gumka do ścierania. To on jest gorszy niż wysokie temperatury.
- Deszcz jest ciepły. Wystarczy, że ma dwa–trzy stopnie na plusie i ten śnieg od razu ginie. Nawet piętnaście stopni na plusie nie jest tak groźne jak ciepły deszcz. Nasz stok jest głównie północny, więc zimowe, niskie słońce mało tam dochodzi, ale przed tymi opadami nie uciekniemy.
Jak powiedział nam dr Wojciech Szymalski z Fundacji Instytut na rzecz Ekorozwoju:
“Polska jest położona w środkowej Europie, gdzie pogodę kształtują mniej więcej po równo cztery różne masy powietrza. W wyniku zmian klimatu powietrze atlantyckie jest cieplejsze niż kiedyś i prawdopodobieństwo deszczu (zamiast śniegu) napływającego wraz z tymi masami powietrza wzrosło. To ciepły deszcz, a w mniejszym stopniu powietrze, jest największym wrogiem zalegającego śniegu.”
Edward chciał stworzyć to miejsce dla siebie samego. Wtedy zimy same “zachęcały” do śnieżnych aktywności. Jednak szybko okazało się, że zapotrzebowanie na taką “górkę” jest znacznie większe. I pomimo tego, że grudzień nie wygląda już tak jak kiedyś, to zainteresowanie nie gaśnie.
- Wciąż dostajemy wiadomości, komentarze, pytania, kiedy otworzymy, bo ludzie chcą przyjechać. Bardzo dużo ludzi przyjeżdża ze strony Leszna, czy spod Kalisza. Bywało, że mieliśmy zaparkowane 1000 samochodów. Teraz bywa, że dziennie mamy 500 telefonów, dlaczego śniegu nie ma. No niestety, nie ma, bo nie ma. Niektórzy myślą, że jak spadnie trochę śniegu w mieście, to możemy otwierać, ale to tak nie działa. Ten śnieg, jak już by się pojawił, musi chwile poleżeć, oczywiście zaraz staje się brudny, bo przecież zimowe powietrze jest brudne, ale jak tylko w nocy będzie kilka stopni na minusie, to dośnieżymy i będzie można jeździć.
Ale to jednak działa również w drugą stronę. Bo gdy śniegu w miastach nie ma, a aura wydaje się bardziej jesienna, niż zimowa, to ludzie mogą zapominać, że stok może funkcjonować. Zimy stały się tak nieprzewidywalne i nieregularne, że ciężko ustalić w jakich miesiącach jest sezon narciarski.
- Gdy śnieg w mieście nie leży, to ludzie nie zawsze wiedzą, że u nas ten śnieg jest. We Wrocławiu śnieg się już niemal kompletnie nie utrzymuje. W Trzebnicy jest wyżej, temperatura jest zwykle trochę niższa i czasem ten śnieg się utrzyma kilka dni. Nasz śnieg jest inny, więc przy odpowiednich warunkach utrzyma się znacznie dłużej. I wtedy można do nas przyjeżdżać. Zawsze informujemy, np. na Facebooku, że zapraszamy. Jednak te sezony są teraz tak nieregularne, że zdarzyło się, że mieliśmy kilka lat temu pełno śniegu na Wielkanoc, w marcu. Jednak kto by wtedy przyjechał? Wtedy już chce się jeść jajka i witać wiosnę, a nie jeździć na sankach.
Zatem pozostaje czekać i śledzić, czy można się już wybrać na wyciąg. Bo dokładne daty już powoli przestają obowiązywać. Czeka nas wszystkich konieczność przygotowania się do sezonu, który już nie działa według starych zasad.
- Jeśli pojawi się odpowiedni mróz jesteśmy w pełni gotowi, żeby otworzyć stok. Najlepiej by było, żeby śnieg spadł na Święta, ale już mało kto szykuje się na “Białe Święta”. Liczymy, że pod koniec stycznia się uda, wtedy zapraszamy na ferie.
O zdanie postanowiliśmy zapytać również ekspertów. Udało nam się skontaktować z dr Wojciechem Szymalskim, który nie ma wątpliwości co do tego, że nasza rzeczywistość się zmienia. Możemy utracić znacznie więcej, niż prawdziwy świąteczny klimat i dostęp do zimowych aktywności.
- Ilość opadów śniegu maleje a okres zalegania śniegu w Polsce staje się coraz krótszy. […] Przy rosnącej temperaturze opady śniegu częściej stają się opadami deszczu, a zimą większa część tych opadów spływa po zmarzniętej ziemi do rzek i do morza, a brakuje jej w glebie wiosną, kiedy rośliny budzą się do wzrostu, a rolnicy sieją. Wiosenne susze – tak możemy nazwać to zjawisko – zagrażają przede wszystkim plonom w rolnictwie. Śnieg w Polsce jest bardzo ważny.
Coraz częściej pojawia się argument, że przecież śnieg pada, a ktoś wymyśla problem w postaci zmian klimatycznych.
- Okres zalegania śniegu w ciągu minionych 30 lat mógł ulec skróceniu o ok. 5 dni. Jako przypadkowy obserwator, bez notatek, pomiarów i analiz ich wyników nie jesteśmy w stanie zauważyć takich zmian. […] Mogą się zdarzać zimy z dużą ilością śniegu i długim okresem jego zalegania, albo zimy bezśnieżne, jednak średnia za co najmniej 10 lat będzie coraz krótsza.
O ten mit postanowiliśmy również spytać Annę Sierpińska z Fundacji “Nauka o Klimacie”.
- Śnieżyce, duże mrozy, a nawet spore opady śniegu są często wykorzystywane w dyskusjach i publicznych wypowiedziach jako dowód na to, że zmiany klimatu nie zachodzą, a jeśli już to, że się oziębia. W Polsce takimi bon motami zasłynął Andrzej Duda. Nauka nie opiera się na anegdotach. Podobnie jak wysypanie kilkuset wywrotek piasku nie zamieni warszawskiego Placu Defilad w pustynię, tak szereg śnieżnych, a nawet mroźnych dni, nie obali naukowej teorii zmian klimatu. Ekstremalne zimy […] wynikają z tego, że ciepła Arktyka osłabia prąd strumieniowy, przez co zimne masy powietrza „uwięzione” w jego meandrach zatrzymują się na dłużej nad danym obszarem. Do 2050 roku liczba dni z temperaturami poniżej 0°C spadnie o co najmniej 10-20 na południu Polski i 20-30 dla północy.
Niedługo czeka nas kolejne lato, podczas którego prawdopodobnie znów będziemy pisać o suszach i stratach rolników. To rodzi się właśnie teraz. Klimat to nie jest zestaw pojedynczych miesięcy, to ciągły, nieprzerwany cykl.
W swoich refleksjach pani Halina pisze jeszcze jedno zdanie. Nie wyjątkowe, a takie, pod którym podpisałaby się większość z nas.
„Brakuje mi zimy z delikatnymi płatkami śniegu, srebrem lśniących gałęzi świerkowych i bałwankami stojącymi na każdym podwórku.”
To wcale nie jest kwestia nostalgii. To kwestia znikających zim, wraz z którymi znikają tradycje, przyzwyczajenia, krajobrazy, które pamiętamy. To kwestia tego, że kolejne pokolenia mogą znać śnieg tylko z opowieści i zdjęć. To kwestia tego, że nasze samochody są coraz brudniejsze, na naszych drogach zalega piasek, a koszty utrzymania infrastruktury rosną. To kwestia biznesów, głównie tych mniejszych, które będą tracić z każdą cieplejszą zimą. To kwestia powodzi, susz, pożarów, które niszczą domy, drogi, uprawy i życie dzikich zwierząt. To kwestia przyszłości dzieci, które mogą nigdy nie doświadczyć białych świąt, jazdy na sankach, zabawy w śniegu ani smaku polskich jabłek i ziemniaków. To kwestia naszej odpowiedzialności, bo to, co mamy teraz, wcale nie jest tak oczywiste w przyszłości.
Znikająca zima to nie metafora. To realna strata.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie