Na obecnym etapie śledztwa prokuratura nie chce ujawniać szczegółów. Wiadomo, że trwa postępowanie i gromadzone są materiały dowodowe. Leszek Wojtyła, prokurator rejonowy przekazał nam informację, że w tej sprawie powołano biegłego z zakresu kominiarstwa - jego opinia będzie kluczowa dla dalszego rozwoju wydarzeń. Być może dzięki tej opinii, prokurator będzie mógł postawić zarzuty wobec osób, które dopuściły budynek mieszkalny z ul. Kolejowej 4 do użytku. To na razie jedynie przypuszczenia, jak dotąd żadne zarzuty nie zostały jeszcze nikomu postawione.
Prokuratura prowadzi śledztwo wyjaśniające w sprawie art. 160 kk. Artykuł ten stanowi, że jeżeli ktoś bezpośrednio naraża ludzi na uszczerbek na zdrowiu lub utratę życia może być pozbawiony wolności do 3 lat. Czynności wyjaśniające przekazano Komendzie Powiatowej Policji. Iwona Mazur poinformowała nas, że w tej sprawie funkcjonariusze przesłuchali już pierwszych świadków.
Stan techniczny kamienicy z ul. Kolejowej 4 jest teraz sprawdzany nie tylko przez biegłego powołanego z ramienia prokuratury. Zdaniem mieszkańców, urzędnicy z ZGM, który jest właścicielem obiektu, ostatnimi czasy, częściej niż zwykle sprawdzają kotłownię, a także zlecają przegląd przewodów kominowych. Ostatnia kontrola kominiarska miała miejsce w ubiegłym tygodniu. O wstępnych wynikach oględzin rozmawialiśmy z kominiarzem zajmującym się tym tematem. Dowiedzieliśmy się, że badając kotłownię specjalistycznym sprzętem, nie stwierdził by w pomieszczeniu była przekroczona norma tlenku węgla. Według fachowca, wentylacja w kotłowni jest prawidłowa, natomiast przewód kominowy drożny. Ten główny przewód ostatnio był przeczyszczany kilkakrotnie. Jak stwierdził kominiarz, przychodził wtedy, gdy otrzymał zlecenie z gminy. Według jego słów czyszczenie miało miejsce w grudniu, styczniu i lutym, a także kilkanaście dni temu (po tym jak mieszkańcy po raz drugi trafili do szpitala). Podczas ostatniej kontroli kominiarze sprawdzili także wentylacje w mieszkaniach lokatorskich, a więc przewody odchodzące od głównego komina do mieszkań. Tutaj mieli kilka zastrzeżeń. Ich uwagi dotyczyły samego rozmieszczenia ciągów wentylacyjnych, chociaż z uwagi na rozkład pomieszczeń w tej sprawie nic się nie da zrobić.
Milczenie na czas
Jak wspomnieliśmy budynek administruje trzebnicki ZGM. Zwróciliśmy się więc do Beaty Gorzały (dyrektorki "komunalki"), której zadaliśmy kilka pytań: czy udało się ustalić co było przyczyną wydobywania się czadu, co ZGM zrobił by zlikwidować problem nieszczelnego przewodu kominowego, o którym pisemnie powiadamiali kilka lat temu mieszkańcy, czy przeprowadzona, prawie dwa lata temu, kontrola budynku wykazała jakieś nieprawidłowości? Wreszcie zapytaliśmy o problem, który najwyraźniej nie został rozwiązany po pierwszej ewakuacji mieszkańców: dlaczego narażano lokatorów na uszczerbek na zdrowiu? Beata Gorzała chociaż zaprosiła nas do swojego gabinetu i wysłuchała, nie odpowiedziała na żadne pytanie. Stwierdziła, że zakres informacji, którą chcemy uzyskać wymaga czasu i przygotowania odpowiedzi, dlatego poprosiła, byśmy nasze pytania sformułowali na piśmie i zostawili je w sekretariacie. Dopowiedziała, że droga pisemna jest lepsza, ponieważ można przedstawić bardziej szczegółowe i wiarygodne informacje. Zgodzę się z tym stwierdzeniem, pod warunkiem, że uzyskam szybko odpowiedź, o którą proszę. Pytania wysłaliśmy mailem jeszcze w piątek, krótko po naszej rozmowie. W piśmie poprosiliśmy, by Beata Gorzała ustosunkowała się do nich do poniedziałku, gdy przygotowujemy i wysyłamy gazetę do druku. W piśmie zasygnalizowaliśmy, że wspomniany artykuł ukaże się w aktualnym wydaniu, a naszej redakcji zależy na przedstawieniu stanowiska ZGM. Niestety, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi na nasz wniosek. Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że otrzymam odpowiedź najwcześniej w ciągu 13 dni od złożenia wniosku. Zwykle przecież tyle czasu zajmuje urzędnikom odpowiedź na pytania stawiane przez NOWą gazetę. Komu ta gra na zwłokę się opłaca? Czytelnikom i mieszkańcom gminy na pewno nie, a świadczy to jedynie o podejściu urzędników do dziennikarzy lokalnej prasy i do mieszkańców.
Było tak
Dla przypomnienia podajmy, że po raz pierwszy, strażacy ewakuowali mieszkańców z ul. Kolejowej 4 na początku lutego. Pod numer alarmowy, z prośbą o natychmiastową pomoc zadzwoniła bratowa jednej z lokatorek kamienicy. Po przybyciu ekip ratunkowych na miejsce, okazało się, że konieczne jest przetransportowanie wszystkich mieszkańców do szpitala. Kilka godzin spędzili podłączeni do tlenu, bowiem w ich organizmie stwierdzono przekroczoną dawkę tlenku węgla. Po tej akcji wrócili do swoich mieszkań. Gdy zbieraliśmy wówczas informacje do artykułu pt. "Zaczadzeni - urzędnicy zareagowali dopiero po fakcie", lokatorzy powiedzieli nam, że na kilka dni przed ewakuacją, nie najlepiej się czuli: mieli bóle głowy i wymioty. Wówczas nie wiedzieli, co może być tego przyczyną. Krótko po zdarzeniu mówili nam, że na wniosek ZGM w każdym z mieszkań będą zamontowane czujniki czadu. Okazało się jednak, że to urządzenie trafiło tylko do jednego z mieszkań. I to właśnie kobieta zajmującą lokum na najwyższym pietrze, powiadomiła strażaków o kolejnym zagrożeniu, które miało miejsce 27 marca. - Znowu nad ranem zbudziło nas głośne walenie w drzwi. Straż pożarna nakazała ponowną ewakuację z budynku. Pojechaliśmy do szpitala, jednak teraz stężenie tlenu w organizmie nie było tak wysokie, jak za pierwszy razem. U niektórych osób nawet nic nie wykazało i mogły bezpiecznie opuścić szpital. Jednak cała ta sytuacja, budzenie nas o świcie, zwłaszcza dla moich dzieci było sporym przeżyciem - powiedziała nam jedna z mieszkanek ul. Kolejowej 4.
Co wykaże kontrola eksperta z zakresu kominiarstwa, jak zakończy się prokuratorskie śledztwo, czy ktoś poniesie odpowiedzialność? To pytania, na które pewnie nie otrzymamy tak szybko odpowiedzi. Sprawie będziemy się przyglądać i informować na bieżąco.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie