Reklama

Woda podarowana przez chmury

Mieszkająca pod Trzebnicą pani Halina nauczyła się korzystać z wody deszczowej. Zamontowany na początku lata niewielki zbiornik sprawdził się i niedługo zamieniony zostanie na dużo większy z instalacją doprowadzającą deszczówkę do domu. 

- Nigdy nie byłam fanką ekologii ani działań dla Ziemi, ale im dłużej żyję tym bardziej wydaje mi się, że czasy dbania o środowisko to my, jako społeczeństwo, już mamy za sobą. Z dzieciństwa pamiętam, że papierowych torebek po mące czy cukrze nie wyrzucało się, bo można było pójść z nimi po, np. jajka. Albo po owoce. Foliowe torby były wykorzystywane do ziemniaków, z jedną chodziło się, dokąd się nie rozpadła. A po mleczko to biegliśmy z banieczką albo szklaną butelką na wymianę. I ani nikomu to mleko nie szkodziło, ani nikomu to nie przeszkadzało. Nie dbamy też o wodę, a wciąż pojawiające się informacje o kurczeniu się jej zasobów traktujemy jak frazes. Powtarzamy, że wody jest coraz mniej i to tyle. A przecież przyroda daje nam darmową wodę z nieba. Hektolitry lecą przy każdym deszczu. Trafia do kanalizacji i tylko ją obciąża. A kiedyś przecież potrafiliśmy ją wykorzystać, była cenna i darmowa - wspomina pani Halinka.. 

Kobieta przeszła na emeryturę i, jak sama mówi, zaczęła się nudzić i inaczej patrzeć na otoczenie. Zobaczyła sporo. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że idąc do sklepu więcej przynosi do domu opakowania, niż samego towaru. A bez opakowania nikt nie sprzeda. Załamała się kiedy kupiła mleko. Cóż z tego, że w szklanej butelce? Oddać jej w sklepie nie może - bo butelka jest bezzwrotna. Gdzie sens? Gdzie logika? To wszystko trafia potem na śmietniki. Że segregacja? No owszem, ale zapaskudzone opakowania nie zawsze można przetworzyć. 

Emerytura to czas, w którym po zakończeniu pracy zawodowej trzeba sobie znaleźć jakieś inne zajęcie. Halince zaświtała myśl, aby zmienić styl życia jej rodziny. Zacząć żyć troszeczkę bliżej natury? Nauczyć się korzystać z tego, co ta natura daje? O coś takiego jej chodziło. 

Po ulewie, która była jakoś tak na przełomie wiosny i jesieni, przyszło jej do głowy, że te olbrzymie ilości wody lecącej z nieba marnują się. A można je wykorzystać, trzeba tylko chcieć. Zagoniła do myślenia męża. I do działania oczywiście też. Początkowo bardzo ostrożnie podchodził do pomysłów żony, ale w końcu dał się przekonać. Halinka podejrzewała wprawdzie, że dla świętego spokoju, no ale ważne było, że wziął się do roboty. 

 Zdecydowali się zamontować porządny zbiornik. Niewielki wprawdzie, bo na taki nie trzeba mieć zezwolenia.  Przy zbiorniku zamontowali filtr. Takie rozwiązanie rozszerzało możliwości wykorzystania wody deszczowej. Rury odprowadzały do zbiornika wodę z rynny z dachu i tarasu. Tyle, że deszcze przestały padać i trudno było przetestować całą instalację. 

Ale ulewa w końcu nadeszła. 

- Padało dwie czy trzy godziny z różną siłą. W nocy i następnego dnia też. Zbiornik szybko się napełnił i już było czym podlać kwitnący ogród. Korzystam z wody podarowanej przez chmury i spodobało mi się to. Zaczęłam kombinować, co zrobić, żeby tę wodę wykorzystać jeszcze w domu. Filtrowana w końcu, tyle że do picia się nie nadaje. 

Halinka zaczęła używać deszczówki do spłukiwania toalety, a potem do mycia tarasu. Rodzina podchodziła do tych pomysłów z umiarkowanym optymizmem, ale nie przeszkadzali. Obawy budziło głównie spłukiwanie toalety, bo trzeba było użyć wiadra. Tylko, że w domu często jest słabe ciśnienie, więc wszyscy domownicy byli przyzwyczajeni do niedogodności z tym związanych. Mąż Halinki jakby zainteresował się tematem, pogadał, poszperał.

- Okazało się, że można zrobić instalację, która doprowadzi wodę od zbiornika do łazienki. Można ją wykorzystać nie tylko do spłukiwania toalety. Nadaje się też do prania w pralce. Będziemy jesienią tę instalację robić. Doprowadzimy deszczówkę też do pralki, bo na razie robię tylko pranie ręczne. Woda deszczowa jest mięciutka i wsypuję do niej dużo mniej proszku niż do kranowej. A pierze bardzo ładnie i wcale nie muszę używać zmiękczających płynów do płukania. 

W Trzebnicy woda jest bardzo twarda, wymaga użycia dużej ilości detergentów. Halinka mówi, że myjąc taras deszczówką zużywa mniej środków chemicznych. A kafle są świetnie domyte. Wszystko działa niewiele ponad miesiąc i jak na razie dobrze się sprawdza. Problemem jest zbyt mały zbiornik i brak instalacji, która tę wodę doprowadzałaby do budynku. Bo na razie trzeba ją przynosić w wiadrze.  

Jesienią Halina planuje kolejną inwestycję. Razem z mężem postanowili zamontować drugi, większy zbiornik z lepszym filtrem oraz instalację doprowadzającą wodę do toalety i pralki. Zrujnuje im to wprawdzie najładniejszą część ogrodu, ale mają nadzieję, że kwiaty odrosną. 

- Wybraliśmy takie miejsce pod zbiornik, gdzie nie ma krzewów ani drzew. Kopać będziemy jesienią, kiedy przekwitną kwiaty. Przesadzimy je delikatnie i mam nadzieję, że za rok latem nikt nie powie, że w tym miejscu pod ziemią coś jest. Oczywiście, jakieś części tego wszystkiego pewnie będą widoczne, ale co się da - zasłonimy roślinami. A może te elementy instalacji da się też wykorzystać w inny sposób. 

Halina już wzięła kredyt, który wykorzysta na tę inwestycję. Żałuje, że się spóźniła, bo w pierwszej połowie roku mogła się starać o dotację na zagospodarowanie wody deszczowej w ramach programu Moja Woda, ale kiedy ona "dojrzała" do tej decyzji - było już za późno i nabór wniosków się zakończył.  

- Ciekawe co ostatecznie nam wyjdzie i jak to wszystko będzie wyglądało. Sporo rzeczy mąż zrobi sam, ale do pewnych spraw musimy mieć fachowców. Najważniejsze, że mamy już na to pieniądze. I jeśli woda deszczowa się sprawdzi, to pomyślimy o fotowoltaice. Fajnie byłoby, na przykład, móc podgrzewać w taki sposób deszczówkę. Nie mam pojęcia, czy to jest możliwe, ale pewnie tak. 

Od kilku dni obok domu stoi już drugi zbiornik. Ten służy tylko do podlewania roślin
Fot. Archiwum prywatne

Kobieta dodaje, że nie jest to wszystko tanie. Przyznaje, że dotychczasowa instalacja to prowizorka. Na tę planowaną, już porządną, przygotowała 30 tys. zł. Nie będzie to koszt samej instalacji, bo jak się dowiadywali z mężem, na to powinno niby wystarczyć do 10 tys. zł. Halinka obawia się jednak, że przy ciągle rosnących cenach koszt może ich niemile zaskoczyć. Będą musieli też doprowadzić do porządku zrujnowany montażem dużego zbiornika ogród. 

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Aktualizacja: 19/08/2024 15:16
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do