Reklama

Susza to niższe plony

Wyższe ceny płodów rolnych to efekt m.in. suszy. Stała się ona zjawiskiem powszechnym, występującym co roku. Jest skutkiem efektu cieplarnianego. Zapytaliśmy Mariana Janika - rolnika z Bagna, jak susza wpływa na jego pracę i jak sobie z nią radzi.

Marian Janik gospodarstwo rolne prowadzi od 27 lat. Obecnie razem z synem Wojciechem. Uprawiają areał około 40 ha ziemi. Gdy kupił ziemię, wykopał na niej oczko wodne.

- Przez lata była w nim woda. Miałem w nim nawet ryby. Od paru lat niestety wody w nim już nie ma. Wyschło. Czyli poziom wód gruntowych na pewno się obniżył - stwierdza rolnik.

Pamięta czasy, gdy rolnicy używali do prac polowych konie. Wtedy nawozili ziemię obornikiem. Robiła się ona tłusta, nieprzepuszczalna. Siali też wszyscy poplony. Jak stwierdził, teraz niestety mało kto je sieje. Ziemia w związku z tym nie ma już gąbczastej struktury, jaką miała dawniej, dzięki czemu trzymała wilgoć.

- My od wielu lat ścinamy słomę, dajemy ją do gleby i co roku siejemy poplony. W ten sposób jako tako sobie radzimy z tą suszą - oznajmił nasz rozmówca.

Dużo nawozów, a efektu brak

Aby zobrazować to, posłużył się przykładem. Gdy weźmie się do dłoni piasek, ściśnie dłoń i puści, piasek z niej wyleci. Gdy natomiast weźmie się do dłoni ziemię ze słomą i poplonem, ściśnie, to po rozwarciu większość niej pozostaje w ręce. Jest bardziej zwarta. Zdaniem Mariana Janika rolnicy, którzy tego nie robią, muszą dwa razy więcej używać nawozów, aby uzyskać ten sam efekt. Jak stwierdził, nie zawsze jednak w ten sposób da się zrekompensować niższe plony spowodowane suszą.

- Sąsiedzi dużo więcej sypią nawozów, a efektów nie za bardzo widać. Jeśli da się nawóz, a przyjdzie susza, to ten nawóz jeszcze bardziej wysuszy rośliny. Jak mówimy na wiosce, doby deszcz, to jest dobrze posiany nawóz. Sam nawóz bez deszczu cudów nie zrobi - argumentuje.

Przyznaje, że nie zawsze mogą suszy przeciwdziałać. Zwraca uwagę, że dużo zależy od tego, w którym momencie wegetacji roślin pojawiają się długie okresy bez opadów. W miejscach, gdzie są gorsze gleby, żwirowe, piaszczyste, rośliny szybciej usychają.

- Deszcze, które ostatnio padały, już nic tam nie pomogły. Jedynie mogły zwiększyć grubość ziarna tam, gdzie jest lepsza gleba - powiedział nam w rozmowie.

Za mało lub za dużo deszczów

Zauważa też, że gdy są ulewne deszcze, będące wynikiem częstszych burz, to woda szybko spływa z pola. Mało jej wsiąka do gleby. Nawadnia ją natomiast deszcz padający niekoniecznie intensywnie, ale długo. Obserwuje jednak, że ze względu na niski poziom wód gruntowych woda i tak szybko przenika do niższych warstw gleby.

Coraz częściej obfite opady deszczu, zamiast wiosną i latem, występują w okresie jesieni i zimy. Ostatnio w tym czasie było ich wyjątkowo dużo. Wymokły zboża, którą siane były jesienią, bo woda zalegała na polach. Wiosną nie można było na nie wjechać, bo tak było grząsko. Marian Janik wskazuje na konsekwencje tego:

- Rośliny przy tak dużej ilości wody nie wypuściły głęboko korzeni. Na wiosnę nagle zrobiło się bardzo ciepło i uschły, bo nie były odpowiednio ukorzenione.

Jego zdaniem, aby były optymalne plony, to powinno padać przynajmniej raz na tydzień. Tymczasem co roku jest wiele dłuższych okresów bez opadów, nawet trwających miesiąc. Aby zobrazować, jak wpływa to na uprawy, Marian Janik podaje przykład działek i ogrodów:

- Każdy widzi, co dzieje się z kwiatami i innymi roślinami, gdy nie podleje się ich przez tydzień - zwłaszcza, gdy są upały.

Obserwuje, że jeśli nawet spadnie obfity deszcz, to po dwóch, trzech upalnych dniach znowu jest sucho. Na nasze pytanie, jak sobie radzi w obliczu niewystarczającej ilości opadów stwierdził, że uprawia rośliny, które są bardziej na to odporne. W jego przypadku są to gryka i gorczyca. Charakteryzują się tym, że głęboko zapuszczają korzenie.

Ubezpieczone, ale nie wypłacone

Susza to niższe plony, a to oznacza mniejsze dochody rolników. Jak mówi Marian Janik, kiedyś wypłaty z tytułu ubezpieczeń od suszy pozwalały wyjść na zero. Jednak ostatnio nie są przyznawane.

- W zeszłym roku miałem ubezpieczenie. Susza nas dotknęła, złożyliśmy wniosek o odszkodowanie. Wyliczono nam, że straty ponieśliśmy w wysokości 29,75%. Wypłacają odszkodowanie od 30% wielkości strat, więc nic nam nie wypłacili - ubolewa rolnik z Bagna.

- Czy tak było faktycznie, czy celowo tak wyliczone, nie jesteśmy w stanie sprawdzić. Nie mamy na to wpływu - dodał z nutą goryczy w głosie.

Powiedział, że dochodzi do takich absurdów, iż np. na wysuszone rośliny na powierzchni 6 ha otrzymali odszkodowanie za 4 ha. Na pozostałe 2 ha nie, ponieważ rzekomo na nich padało. Co ciekawe, te 2 ha były pośrodku pozostałych, więc niemożliwe było, aby tylko deszcz był na tych dwóch. Zapytaliśmy Mariana Janika, jak to jest liczone. Stwierdził, że kiedyś liczyła to gmina. Urzędnik przyjeżdżał na miejsce, mógł więc dokładnie oszacować, na jakiej powierzchni uprawy wyschły. Teraz zajmuje się tym Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, do którego składa się wniosek. Jak powiedział nam, jest to liczone na podstawie średnich opadów.

- Zazwyczaj odszkodowania nie są przyznawane - oznajmił nam.

Pomimo tego wszystkiego jest optymistą.

- Będziemy uprawiać inne rośliny i sobie poradzimy - stwierdził na koniec rozmowy z nami.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do