Reklama

Rzuciła 5-letnim dzieckiem. Byłej opiekunce żłobka zmieniono zarzuty

23/04/2013 09:34
W ubiegły wtorek sąd wysłuchał opinii drugiego biegłego medycyny sądowej, powołanego w tej sprawie. Biegły Jakub Trynka stwierdził, że dziecko rzucone w sposób przedstawiony przez świadka – inną opiekunkę w  żłobku – nie mogło doznać obrażeń zagrażających zdrowiu  lub życiu. Jego zdaniem dziecko nie mogło uderzyć główką o podłogę, gdyż chwycone jedną ręką za za pasek spodni, a drugą w okolicach karku, miało twarz na wysokości ok. 0,5 m od podłogi. W dodatku luźno zwisające ręce amortyzowały ew. uderzenie. Stwierdzi także, że bezdech, jaki zauważyła opiekunka, która widziała zdarzenie, nie mógł być wynikiem obrażeń, gdyż wtedy dziecko straciłoby przytomność, a jedynie doznałoby stresu. Jego zdaniem, nie da się stwierdzić, czy ból głowy, na jaki uskarżał się mały Janek jeszcze kilka dni po zdarzeniu, był spowodowany upadkiem i uderzeniem w głowę, czy infekcją, która była powodem, że rodzice przyprowadzili chłopczyka do lekarza, by przeprowadził obdukcję.

Co takiego zdarzyło się w żłobku?


Przypomnijmy, że w tej sprawie są dwie wykluczające się opinie biegłych. Powołany przez prokuraturę biegły Mariusz Borowik w listopadzie ub. roku stwierdził, że takie potraktowanie chłopca naraziło go na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia. Zdaniem tego biegłego, pięcioletnie dziecko nie ma świadomości zagrożenia w takiej sytuacji, w jakiej się znajdowało. Nie starało się więc chronić np. główki przed uderzeniem, ani amortyzować  przez wyciągnięcie rączki – uderzenia. Biegły Borowik miał też inne zdanie na temat bezdechu. Stwierdził, że  uraz spowodowany upadkiem z takiej wysokości mógł spowodować u pięcioletniego dziecka bezdech. Dodał także, że sytuacja stresowa mogła spowodować bóle głowy nawet kilka dni po zdarzeniu.

Wioletta S. została oskarżona o to, że 24 marca 2011 roku, będąc zatrudnioną jako opiekunka w Żłobku Miejskim w Obornikach Śl. naraziła bezpośrednio na utratę życia życia, albo ciężki uszczerbek na zdrowiu powierzonego jej opiece 4-letniego Jana D. Trzymając chłopczyka na rękach rzuciła nim o podłogę z wysokości ok. 1 metra.

Oskarżona wyjaśniała, że tego dnia Janek był zdenerwowany od samego rana, bo dręczył go kaszel. W tym dniu prowadziła z dziećmi próbę przedstawienia. Rozdała też dzieciom zabawki – chłopcom drewniane klocki – po jakimś czasie kazała dzieciom zebrać zabawki. Wtedy Janek miał rzucić klockiem w koleżankę, a Wioletta S. za karę zaprowadziła go do drugiej sali, w której była inna grupa dzieci, "by się wyciszył". Opiekująca się dziećmi w drugiej sali Izabela Z. była jedynym naocznym świadkiem zdarzenia.

Izabela Z. wyjaśniła, że momentu wejścia Wioletty Z. z Jankiem nie widziała. Usłyszała tylko otwieranie drzwi. Gdy przeniosła w tym kierunku wzrok, oskarżona stała już w drzwiach i trzymała dziecko na rękach. Świadek stwierdziła i zademonstrowała, że opiekunka trzymała chłopca za ubranie: jedną ręką w okolicach kołnierza, drugą - paska spodni. Potem zamachnęła się i odrzuciła dziecko do przodu. Jego ciało było na wysokości ok. 1 m - 75 cm nad poziomem podłogi, a nogi miał wyżej niż główkę. Chłopczyk miał uderzyć o podłogę brzuszkiem i brodą. Izabela Z. stwierdziła, ze Wioletta S., po tym zdarzeniu wyszła z sali.

Gdy chłopczyk zaczął się zanosić płaczem, Izabela Z. podeszła do niego, żeby go uspokoić. Sprawdziła wtedy, że nie ma żadnych zewnętrznych objawów, i że nie trzeba udzielać pierwszej pomocy. Świadek, jeszcze tego samego dnia, opowiedziała o zdarzeniu koleżankom, ale dyrektorkę przedszkola powiadomiła nazajutrz.

Oskarżona w gabinecie dyrektorki nie oponowała i zgodziła się odejść z placówki "za porozumieniem stron". Przed sądem jednak nie przyznała się do winy.

Żrecie jak świnie, debilu...


W ubiegłym tygodniu sąd wysłuchał mów końcowych.

Prokurator Jerzy Prędota stwierdził, że biegły, który wystąpił obecnie, ma się do poprzednika tak jak jak generał do pułkownika. Wyjaśnił, że od początku prowadzenie postępowania przygotowawczego uzależniał od opinii biegłego, zdając sobie sprawę, że kwalifikacja tego czynu może się ograniczyć do naruszenia nietykalności cielesnej. Wnioskował o opinię Jakuba Trynki, jako biegłego z dużym autorytetem. Jednak, gdy dowiedział się, że dr Trynka tę pracę może wykonać dopiero za rok, zrezygnował, bo nie mógł zawiesić postępowania i poprosił o innego biegłego, którym okazał się Mariusz Borowik. Na podstawie opinii tego biegłego prokuratura skierowała pierwotny akt oskarżenia. Jednak po wysłuchaniu obydwu opinii biegłych, przychylił się do wyników badań przeprowadzonych przez Trynkę i przyznał, że nie nie doszło do zagrożenia zdrowia i życia. Stwierdził jednak, że Wioletta S. niewątpliwie rzuciła dzieckiem o podłogę. Czuła się winna, bo negocjowała karę u dyrektorki: może powinna być pozbawiona premii, a nie zwolniona z pracy. Nie ma wątpliwości, że oskarżona dopuściła się czynu karalnego. Dzieci mogą doprowadzić do szału, jeśli jest ich kilkanaście lub kilkadziesiąt, ale ktoś, kto zdecydował się na ten zawód powinien nad sobą panować. Odzywanie się do dzieci słowami: "w wodzie cię robili", "w niedzielę cię robili", "ADHD uspokój się", "żrecie jak świnie", "debilu".... jest zdaniem prokuratora niedopuszczalne. Wniósł on, o wymierzenie oskarżonej kary 1000 zł grzywny, 1000 zł nawiązki na rzecz dziecka oraz opłatę kosztów sądowych i zakazu wykonywania zawodu.

Oskarżycielka posiłkowa podkreśliła, że oskarżona dopuściła się aktów przemocy fizycznej i psychicznej. Uznała za niedopuszczalne na takie poniżanie dzieci, a także przyzwolenie na to reszty personelu.

Obrońca oskarżonej wyraził zadowolenie, że "nastąpiła refleksja" i zmiana kwalifikacji czynu. Zaznaczył, że biegły Jakub Trynka przedstawił, jakie zmiany w organizmie musiałyby wystąpić, gdyby rzeczywiście doszło do czynów, jakie początkowo zarzucała prokuratura. Proces karny odbywa się na podstawie dowodów, a nie domysłów. Żeby uznać osobę za winną nie można mieć wątpliwości co ona zrobiła. Tymczasem, zdaniem obrońcy, jest tylko jeden świadek bezpośredni – opiekunka, która w różnych etapach postępowania zeznawała odmiennie. W dodatku, nie stwierdzono śladów obrażeń, jakie powinny być w wypadku, gdyby do opisywanych przez nią zdarzeń doszło. Obrońca wniósł o uniewinnienie oskarżonej oraz o zasądzenie od prokuratury  kosztów sądowych oraz kosztów zastępstwa procesowego (obrońcy) oskarżonej.

O uniewinnienie poprosiła również Wioletta S. Opisała swoje przeżycia związane z oskarżeniem i procesem opisywanym w prasie. Dodała również, że nie wierzy już w sprawiedliwość.

Dziś sąd ogłosi wyrok.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do