Znana opinia o politykach czy to lokalnych, czy ogólnopolskich mówi, że z czasem "wszystkim woda sodowa uderza do głowy", albo jeszcze inaczej, że "władza demoralizuje". Obserwując ostatnie poczynania nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tak jest w rzeczywistości. W Trzebnicy burmistrzowie "obrażają się", gdy próbujemy dociekać pewnych spraw, wtedy nagle okazuje się, że nikt nam nie może podać prostych informacji, że burmistrz zabrał wszystkie dokumenty, albo że tylko on może odpowiadać na pytania. A wszystko sprowadza się w konsekwencji do jednego, by jak najdłużej nie udzielić informacji, zwłaszcza, gdy pytamy o koszty danego zadania. Tak było w przypadku np. "strefy kibica" czy "placu zabaw w Księginicach". Burmistrz i jego ekipa prawie natychmiast żądają, by pytania zadać im na piśmie. A jeszcze w pierwszej kadencji sytuacja była zupełnie inna. Co więcej burmistrz zarzekał się, że nie będzie zamykał urzędu przed prasą, że będzie o wszystkim informował. Minęło kilka lat i urząd staje się prywatnym bastionem grupy osób, gdzie informacja jest tylko dla osób wyselekcjonowanych, gdzie pracę dostają ludzie "z polecenia", gdzie funkcje kierownicze obejmuje się bez konkursu. A najgorsze jest to, że pod płaszczykiem konieczności ekonomicznej tworzy się spółki gminne, gdzie kontrolę może sprawować jedynie rada nadzorcza, czyli ludzie, których burmistrz sam wyznaczy. A wiadomo, że jak zaczną za bardzo interesować się sprawami spółki, nie daj Boże wcielać swoje pomysły racjonalizatorskie bez konsultacji, to burmistrz może ich w każdej chwili z rady odwołać, więc dla świętego spokoju lepiej się nie odzywać i pobierać wynagrodzenie.
Tymczasem taki zabieg skutecznie ograniczył radnym możliwość kontrolowania finansów danej spółki. I tak do dzisiaj radni nie mogą dowiedzieć się, jaka jest prawdziwa sytuacja finansowa Aquaparku, jakie są koszty zarządu czy rady nadzorczej, z kim prezes zawiera umowy, kogo zatrudnia itp. Podobnie jest w przypadku nowo utworzonej spółki komunalnej ZGK. Do dzisiaj nie wszyscy radni widzieli prezesa (prezes był obecny tylko na komisji komunalnej), nie wiedzą jaką ma wizję prowadzenia spółki. Czy przynosi ona dochody czy straty?
No właśnie. Wydaje się, że jedynym sposobem, to zapytać o to na sesji, ale co w sytuacji, gdy przewodniczący rady, który jest niejako podwładnym burmistrza zaplanował, że sesji będzie raptem 6 w roku?
Zostaje więc jeszcze jedno koło ratunkowe, czyli zwołanie sesji nadzwyczajnej. Ale i tu wyrósł mur. Przewodniczący próbuje za wszelką cenę nie dopuścić do zwołania sesji, tylko po to by radni jego pryncypałowi nie mogli zadać trudnych, a co za tym idzie niewygodnych pytań i to wbrew prawu, bo jak wykazał wojewoda, takie sesje przewodniczący ma obowiązek zwoływać.
Na naszych oczach tworzy się oligarchia osób związanych pośrednio lub bezpośrednio związanych z władzą. Kto jest z nami, dostaje wszystko, kto przeciw nam nie ma nic! Następuje zmowa milczenia i strach o pracę. Urzędnik, który mógłby bez problemu udzielić odpowiedzi, woli się nie wychylać, bo jeszcze podpadnie burmistrzowi i co wtedy?
Ale trwając w takim stanie, w takiej zmowie, często zapominamy, że kiedyś może przyjść kolej na nas, że kiedyś sprawa może dotyczyć naszego stanowiska, że burmistrz może zechce na nasze miejsce wprowadzić jakiegoś znajomego. I co wtedy? Nagle otwierają nam się oczy, nagle widzimy, że wokół sitwa jest już tak wielka, że nie jesteśmy wstanie nic zrobić.
Tak więc milcząc, a tym samym godząc się na patologie, sami pozwalamy na to, by demokracja stała się karłowata, a nasze sprawy i życie zdominowała jedyna słuszna grupa DTR czyli Dowalić Twoim Rachunkom, bo pamiętajmy, że koniec końców, za wszystko zapłacimy sami.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie