Reklama

Usuwanie niewygodnych radnych

03/07/2012 09:32

Obrady z opóźnieniem


Sesja rozpoczęła się z blisko 20-minutowym poślizgiem. - Radny Zbigniew Pasiecznik poprosił, by na niego poczekać - powiedział zebranym przewodniczący. Po kilku minutach bezsensownego czekania radni zapytali, czy jednak obrady nie mogłyby się rozpocząć. Po kolejnej z takich próśb Mateusz Stanisz w końcu rozpoczął prowadzenie sesji, a radny Pasiecznik niedługo potem pojawił się w sali obrad. Nie wiemy, jaki ważny powód miał ten radny, by od początku przysłuchiwać się dyskusji, bowiem ani razu w trakcie ponad 5-godzinnego posiedzenia nie zabrał głosu.

Należy zwrócić uwagę, że osoby odpowiedzialne za przygotowanie sali, w której na sesji spotykają się radni dbają o każdy szczegół. Prasa może usiąść tylko we wskazanych miejscach, podobnie rzecz ma się z widownią. Na krzesłach dla gości rozmieszczone były karteczki, które wskazywały, które osoby mogą na nich usiąść: i tak pierwszy rząd zarezerwowany był nie dla gości, a dla naczelników jednostek gminnych, a kolejne dla sołtysów. Chyba tylko przez nieuwagę zabrakło kartki z napisem "mieszkańcy", bowiem -  zgodnie z prawem - praca samorządu jest jawna i każdy może przysłuchiwać się obradom rady. Co ciekawsze krzesła zarezerwowane dla sołtysów były prawie całe puste.

 Pytania bez odpowiedzi


Czwartkowa sesja była jedynym spotkaniem od trzech miesięcy, gdy radni mogli zadać jakiekolwiek pytania o bieżące zadania prowadzone w gminie. Radni pytali m.in. dlaczego podjęto decyzję o likwidacji trzebnickiej strefy kibica (zrezygnowano z wyświetlania na telebimie dwóch ostatnich meczów). - Z tym pytaniem należy zwrócić się do organizatora strefy Adama Waza - odpowiedział burmistrz. Dyrektor trzebnickiego ośrodka kultury, chociaż obecny był na sali obrad nie odpowiedział na żadne z pytań radnych. Wyręczał go w tym burmistrz z pomocą Mateusza Stanisza: - Utrzymywanie strefy w ostatnim czasie było nieopłacalne, po tym jak Polska reprezentacja odpadła z grupy ilość kibiców znacznie spadła. Na stadion w ostatnim czasie przychodziło po kilkanaście osób - powiedział Mateusz Stanisz. Opozycji nie udało się poznać kosztów przeznaczonych na przygotowanie fan zony. Oto ile kosztowało przygotowanie strefy pytała również nasza gazeta, ale do tej pory mimo, że minęło już ponad 14 dni nie dostaliśmy odpowiedzi. Może ktoś wstydzi się przyznać, że na strefę kibica wydano dziesiątki tysięcy złotych.

Radny Wojciech Wróbel zapytał o zespół powołany do nadania miastu statutu uzdrowiska: - Kto jest w tym składzie i kto go wybierał. Czy mógłbym zgłosić swoją kandydaturę do tego zespołu. - Zespół składa się z pracowników Urzędu Miejskiego i mojej osoby i został wytypowany przeze mnie. Nie widzę powodów, by go w tej chwili poszerzać. Te osoby zajmują się prowadzeniem spraw roboczych i przygotowaniem niezbędnej dokumentacji - odpowiedział Marek Długozima. Radni stwierdzili, że to niepoważne, że w zespole nie ma żadnego radnego, bo przecież sami pracownicy po prostu wykonują tylko polecenia burmistrza i nie ważne czy są słuszne czy nie. Burmistrz odpowiedział, że mieszkańcy chcą uzdrowiska, bo widział, że w ankiecie umieszczonej na stronie internetowej większość wyraziła taką wolę. Gdy radni dopytali, gdzie znajduje się owa ankieta, okazało się, że burmistrz mówił o sondzie zamieszczonej na naszej stronie www.nowagazeta.pl.

Burmistrz pozostawił niektóre z pytań bez odpowiedzi, jak chociażby to, kiedy zostanie wyposażony i otwarty punkt informacji turystycznej: - Trzeba było pytać się o takie sprawy na komisjach. Nie będę dzisiaj odpowiadać - komentował.

Podczas czwartkowej sesji radni przegłosowywali również sprawozdanie finansowe trzebnickiej przychodni. Przypomnijmy, że miniony rok zakończył się dla ośrodka zdrowia na drastycznym minusie. Przychodnia wygenerowała starty w wysokości 93 tys. zł. Szerzej o tym punkcie obrad piszemy w osobnym artykule ("Recepta na długi przychodni" na str. 4)

 Ten budżet nie zachwyca


Jednym z punktów czerwcowej sesji było udzielenie burmistrzowi absolutorium za wykonanie budżetu za roku ubiegły. Głosami koalicjantów ten wniosek zyskał poparcie, a opozycja zagłosowała przeciw. Wojciech Wróbel wygłosił oświadczenie, w imieniu klubu "Trzebnica Ponad Podziałami": - Są zachwiane proporcje między inwestycjami w Trzebnicy a wioskami. W budżecie brakuje kluczowych zadań, jak chociażby modernizacji kanalizacji czy budowy węzła komunikacyjnego; nie wiadomo kiedy zostanie przeniesiona Szkoła Podstawowa nr 2. Faworyzowane są te wioski, których sołtysi mają dobrze wypracowaną współpracę z burmistrzem. W budżecie na 82 złożone zadania inwestycyjne 7 zostało niezrealizowanych, a 25 przesuniętych. Zbyt dużo pieniędzy, zupełnie niepotrzebnie, trwoni się na promocję - 330 tys. złotych.  A mrzonki o staraniu się o nadanie statusu uzdrowiska mają tylko na celu przesłonięcie ważnych zadań, przed jakimi stoi gmina - mówił radny. W podobnym tonie wypowiedział się radny Karol Idzik, który po rezygnacji z członkostwa z klubie KW Marka Długozimy pozostał niezrzeszonym radnym.

[tresc_platna zacheta="Przeczytaj dalszy przebieg sesji..."]Usunięto niewygodnego radnego Jedną z uchwał, która wywołała gorącą atmosferę na sali, był wniosek przygotowany przez radnych z ugrupowania Komitetu Wyborczego Marka Długozimy, który zakładał odwołanie Karola Idzika z członka rady społecznej ZLA. Jakie powody mieli radni, by odwołać z tej rady Idzika? Przede wszystkim to, że ten radny nie jest już przewodniczącym Rady Miejskiej oraz, że został wykluczony z klubu. - Uzasadnienie z państwa strony jest słuszne, chcecie obsadzić innego członka na moje miejsce. Nie zgadzam się jednak z tezą zawartą w uzasadnieniu, powtarzaną przez burmistrza: nie zostałem wyrzucony z klubu, tylko sam złożyłem rezygnację - skomentował Karol Idzik. W odpowiedzi usłyszał od burmistrza : - Pan chce się teraz wybielić, znalazł błędy formalne w naszym głosowaniu i sam złożył rezygnację. Prawda jest jednak taka, że został pan z klubu wyrzucony głosami pozostałych członków - ripostował Długozima. - Statut klubu jest jasny i to ja sam złożyłem rezygnację, takie są fakty - podsumował Idzik. Zanim jednak radni zagłosowali nad uchwałą, rozgorzała dyskusja nad funkcjonowaniem rady społecznej ZLA. Burmistrz jest przewodniczącym rady społecznej i zgodnie ze statutem powinien zwoływać posiedzenia minimum raz na kwartał. Tymczasem w czerwcu radni spotkali się... po rocznej przerwie w pracach tego gremium. Wcześniej członkowie rady: Wojciech Wróbel i Karol Idzik, złożyli do przewodniczącego wniosek o zwołanie posiedzenia rady i uwzględnienie w piśmie zawartego porządku obrad. W przesłanej odpowiedzi przeczytali, że zaproponowany porządek zostanie uwzględniony na najbliższej radzie. - Przypomnę, że zgodnie ze statutem, burmistrz jako przewodniczący miał 7 dni od otrzymania naszego pisma na zwołanie posiedzenia. Tak się niestety nie stało, a radny Idzik, który odważył się napisać to pismo jest dzisiaj odwoływany - zwrócił się do burmistrza radny Wojciech Wróbel. W odpowiedzi usłyszał, że wniosek dwójki radnych został napisany błędnie. Zdaniem burmistrza radni w piśmie powinni napisać, że posiedzenie rady powinno odbyć się w trybie nadzwyczajnym: - To żadna chęć odwetu, Karol Idzik był rekomendowany na to stanowisko przez klub i to decyzją radnych jest z niego odwoływany - odpowiedział burmistrz, i próbował zrzucić winę na radnych mówiąc, że w ciągu minionego roku żaden z radnych nie wystosował pisma, by posiedzenie rady odbyło się znacznie wcześniej. - Przypominam, że kompetencja zwoływania rady należy do przewodniczącego, czyli do pana. Nasz wniosek został złożony dlatego, że w ustawowym terminie nie były zwoływane obrady - odpowiedział burmistrzowi radny Wróbel. Karol Idzik także odniósł się do zastrzeżeń burmistrza: - Powoływanie się ze strony burmistrza na to, że źle sformułowaliśmy wniosek jest niepoważnym zarzutem. Pismo ocenia się na podstawie treści, a nie zawartych w nim słów. Jeżeli nawet prawdą okazałoby się to, co burmistrz chce nam udowodnić, tj. fakt, że nasz wniosek zawierał braki formalne, to pana obowiązkiem było wezwanie do uzupełnienia tych braków. W przesłanej odpowiedzi zgodził się pan z zawartą w piśmie treścią, dodając że nasze wnioski zostaną zawarte w najbliższym spotkaniu członków rady. Po chwili w wyniku głosowania radny Idzik głosami radnych Długozimy został odwołany z funkcji członka rady społecznej ZLA. Chwilę później jego nazwisko ponownie pojawiło się na liście kandydatów do przyjęcia do rady - był on kandydatem zgłaszanym przez klub "Trzebnica ponad Podziałami", tymczasem Andrzej Łoposzko, przewodniczący KW Marka Długozimy wskazał... Mateusza Stanisza na wakujące stanowisko członka rady społecznej. Jan Darowski przed głosowaniem zwrócił się do przewodniczącego Stanisza: - Nie będę pytał pana Karola Idzika, jakie ma plany względem rady, bo wiem jak działał i co robił. Ale chciałem spytać pana, jaką rolę widzi pan w funkcjonowaniu w tej radzie? - Myślę, że to nie jest czas żeby się wypowiadać w tej kwestii - odrzekł Stanisz. - A kiedy, jak nie przed głosowaniem chce Pan się wypowiadać? - dopytywał zaskoczony tą odpowiedzią Darowski. W odpowiedzi usłyszał: - Są dwie rekomendację i myślę, że to teraz tak zostawimy. I jak zwykle głosami radnych z KW Długozimy i Trzebnica 200 Plus przewodniczący Mateusz Stanisz zastąpił Karola Idzika na stanowisku członka rady społecznej ZLA. Idzik nie, Kucięba tak Po raz pierwszy w historii trzebnickiego samorządu zdarzyło się, by samodzielna kandydatura radnego na stanowisko członka komisji Rady Miejskiej została odrzucona. RadnI: Karol Idzik i Wiesława Kucięba zadeklarowali swój udział w pracach w komisji rewizyjnej. Podczas obrad z sali padła jeszcze jedna kandydatura: do pracy w tej komisji zgłosił się Zenon Janiak. Kandydatura Karola Idzika została odrzucona przez koalicję, natomiast te same osoby, które nie wyraziły zgody na Idzika, przegłosowały kandydaturę Kucięby. Zenon Janiak znając wynik tych głosowań wycofał się z dalszego kandydowania. - W czym Wiesława Kucięba jest lepsza ode mnie, by móc pracować w komisji rewizyjnej? - zapytał radnych Karol Idzik. Nie otrzymał jednak odpowiedzi. - Jeszcze nigdy nie zdarzyło się w historii samorządu, by kandydatura radnego została odrzucona. Co macie państwo do ukrycia? - zapytał radny Wróbel. Przypomnijmy, że zadaniem członków komisji rewizyjnej jest kontrolowanie jednostek podległych gminie. Wiesława Kucięba, która od teraz należy do jednego z ważniejszych organów Rady Miejskiej, jest członkiem Towarzystwa Miłośników Ziemi Trzebnickiej. Podczas posiedzeń w komisji rewizyjnej będzie m.in. kontrolować dotacje dla stowarzyszenia, w którym działa. Przypomnijmy, że ze stowarzyszenia otrzymywała np. wynagrodzenie za pracę przy redakcji książek. Czy teraz będzie umiała zachować bezstronność? Już po sesji zapytaliśmy niektórych radnych, dlaczego w głosowaniu odrzucili kandydaturę Karola Idzika. Odpowiedzi były zdumiewające: - Taka była moja decyzja i tak zagłosowałem - powiedział radny Jan Zielonka. Wiesława Kucięba podczas głosowania na radnego Idzika wstrzymała się od głosu. Kiedy pytamy "dlaczego" zawahała się przez moment, odpowiedziała: - Bo tak zagłosowałam. Bardziej rozmowny okazał się wiceprzewodniczący Jan Janusiewicz: - Uważam, że członkowie komisji rewizyjnej powinni być obsadzani radnymi opozycyjnymi, bo ich rolą jest patrzenie władzy na ręce - stwierdził. Zapytany, dlaczego zatem odrzucił wniosek Karola Idzika, a zagłosował na Wiesławę Kuciębę, która nie jest w opozycji, a w ugrupowaniu rządzącym, dodał: - Bo chciałem dać jej szansę. Nie twierdzę, że Karol by się nie sprawdził, ale chcę dać jej czas na sprawdzenie się w tej komisji. Przewodniczący Stanisz nie dorósł do pełnienia swojej funkcji Nie mniej emocjonującym punktem obrad był projekt uchwały zgłoszony przez opozycyjną "Trzebnicę ponad Podziałami". Członkowie tego klubu domagali się odwołania z funkcji przewodniczącego Mateusza Stanisza, który objął szefowanie w radzie po odwołaniu z tej funkcji Karola Idzika. W uzasadnieniu do uchwały jej autorzy podają jako powód m.in. niezwołanie w ustawowym terminie sesji nadzwyczajnej, której domagali się radni opozycyjni. Z przesłanego wówczas pisma dowiedzieli się, że ich wniosek zawierał błędy formalne, tj. był tam podobno punkt interpelacje i pytania. Już w trakcie sesji, gdy ten temat ponownie poruszyli radni, Mateusz Stanisz wyciągnął interpretację podpisaną przez radcę prawnego, którą przedstawił radnym. Wg. tej opinii wniosek był niepoprawny, bo "w porządku obrad sesji nadzwyczajnej radni nie zawarli takich punktów jak przyjęcie protokołu z poprzedniej sesji czy sprawozdania burmistrza". Tłumaczenie przewodniczącego świadczy jednak o jego nieznajomości przepisów, bowiem podczas sesji nadzwyczajnych, radni nie muszą przegłosowywać porządku obrad czy sprawozdania burmistrza. O tym nie omieszkał przewodniczącemu przypomnieć Karol Idzik: - Wszelkie rzekome wady i uchybienia naszego wniosku należało podać w przesłanej odpowiedzi. Dzisiaj dowiadujemy się też o innych brakach formalnych, jakie zawierał nasz wniosek. O ile dobrze pamiętam to sesje nadzwyczajne nie zawierają przyjęcia protokołu czy sprawozdania. Moim zdaniem wniosek był prawidłowo złożony. Rolą przewodniczącego nie jest jednak decydowanie o tym, czy wniosek jest prawidłowo złożony. Jeżeli został podpisany przez ¼ ustawowego składu radnych, to powinien zostać przyjęty, ewentualnie uzupełniony o braki formalne. Ponadto przewodniczący nie powinien interesować się tym, o co radni chcą pytać podczas obrad - dodał Idzik. Na jakie inne błędy w prowadzeniu obrad przez Stanisza wskazywali radni: że w tych obradach brakuje równoważnego traktowania radnych; przewodniczący dopuszcza, by pytania zadawane przez radnych opozycyjnych pozostawały bez odpowiedzi: - Nie przypominam sobie, by kiedyś wyłączył pan mikrofon burmistrzowi czy odebrał mu głos, gdy często zwraca się do radnych słowami "jesteście nieprzygotowani", "ja zrobiłbym to lepiej", "nie macie dostatecznej wiedzy" - podkreślił radny Idzik. - Ale o czym my tu rozmawiamy, o odwołaniu radnego, czy o zachowaniu burmistrza - wtrącił się do rozmowy radny Tadeusz Cepiel. - Jeżeli pan nie rozumie o czym mówię, to nie wiem co pan tu robi - odpowiedział krótko Karol Idzik. Sposób prowadzenia sesji również nie podoba się wnioskodawcom: - Gdyby obrady zwoływane były średnio raz na miesiąc, pewnie uniknęlibyśmy tej gonitwy jaką mamy obecnie. Komisje zwoływane są na kilka dni przed obradami, na których zasypywani jesteśmy dodatkowymi materiałami. Nie mamy czasu się przygotować, by zadać pytania na komisjach, więc pytania kierujemy na sesjach. To są przecież jedyne okazje, by dowiedzieć się czegoś więcej o funkcjonowaniu gminy. Na odpowiedzi na nasze interpelacje czekamy niekiedy miesiącami. Przewodniczący ilość spotkań ograniczył do sześciu w roku, odliczając sesję absolutoryjną i budżetową, na której nie ma punktu wolne wnioski i zapytania, pozostają nam raptem cztery sesje w roku, na których możemy zadawać burmistrzowi pytania! Zostaliśmy wybrani na to stanowisko, by interesować się życiem gminy, z tego będziemy rozliczani przed naszymi wyborcami - mówił były przewodniczący rady. Idzik poruszył również kwestię pomijania radnych opozycyjnych w życiu społecznym miasta. Ostatni incydent związany z wizytą delegacji z miasta partnerskiego w Niemczech, na które nie został zaproszony żaden radny: - W ubiegłym roku gościliśmy u tych Niemców, a w tym roku nie było nawet takiej propozycji. Radny Darowski o spotkaniu został poinformowany dwa dni wcześniej. Pomijanie radnych wpisuje się w scenariusz nierównego traktowania radnych, ich podziału na lepszych i gorszych. - Rolą przewodniczącego - przypomniał Staniszowi Idzik - jest działanie ponad podziałami, by zapewnić każdemu radnemu należne miejsce w radzie miejskiej. Mateusz - zwrócił się po imieniu do byłego kolegi z klubu - nie potrafisz się zdystansować. Twoim zadaniem, jako przewodniczącego klubu było pilnowanie dyscypliny podczas głosowania, scalanie ugrupowania i atakowanie przeciwników politycznych. Jako szef rady powinieneś się od tego zdystansować, reprezentować całą radę. Ty tego niestety nie potrafisz. Po prostu nie dorosłeś do tej funkcji - powiedział Idzik. Te argumenty nie trafiły do radnych Długozimy, którzy oczywiście wybronili kolegę i w głosowaniu zdecydowali o pozostawieniu Mateusza Stanisza na zajmowanym stanowisku. Tym samym w trzebnickiej gminie mamy kuriozalną sytuację, gdy przewodniczącym rady, a więc niejako zwierzchnikiem burmistrza (przewodniczący np. podpisuje burmistrzowi delegacje czy urlop - przyp. red.) jest pracownik jednostki samorządowej podległej... burmistrzowi. Przypomnijmy, że aby Stanisz mógł zostać radnym w ośrodku kultury zmieniono z nim umowę o pracę i z kierownika stał się nagle... menadżerem kultury. Jako kierownik nie mógłby być radnym.[/tresc_platna]

 

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    BB - niezalogowany 2012-07-03 18:08:21

    Widac jak na dloni ze trzeba czekac na Pasiecznika zeby głosowal jak dlugozjma karze.Ale na szczęscie TSS konczy smutnie swoja karierę. i nikt juz więcej taki frajer nie pojawi sie wsrod radnych .Nie wiem jakie haki ma dlugozima na Zielonkę czy tez Loposzke ze kiedys to byli ludzie o swoich poglądach a teraz tych jedynie slusznych.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    M - niezalogowany 2012-07-03 16:11:21

    W poprzedniej notce Pani Redaktor powoływała się na zasady dobrego wychowania i skandalicznym nazywała zachowanie Burmistrza i Prezesa. Dziś bezsensownym nazywa zachowanie zgodne z takimi zasadami ( oczekiwanie na Radnego).. Podobnie ze strefą kibica - na jednym tchu gani Pani Burmistrza za astronomiczne koszty jej zorganizowania ( nie znając ich) i jednocześnie krytykuje za brak strefy podczas meczy finałowych. Zastanawiam się czy Pani czyta to co pisze i czy to samodzielna praca ?

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do