
Państwo Gryniukowie przenieśli się do podtrzebnickiej wsi z Wrocławia. Przez jakiś czas wynajmowali mieszkanie w bloku, aż któregoś dnia pani Ewelina przeczytała gazetę z ogłoszeniami: - Zaciekawiło nas ogłoszenie, postanowiliśmy sprawdzić czy jest prawdziwe - mówi. Nie byli jedyni. Przed nimi wiele osób nie tylko z Polski, ale również Niemiec i Francji przyjeżdżało oglądać budynki. Niestety odstraszała ich nie tyle cena, co pieniądze jakie musieliby włożyć w remont młyna i domu. Państwu Gryniukom spodobała się okolica i urokliwe miejsce, postanowili tutaj zamieszkać: zrezygnowali z płacenia comiesięcznego czynszu, który zamienią na spłatę zaciągniętego kredytu na remont. Ale to nie wystarczyło, sprzedali także dom rodziców pana Mariusza: - Staraliśmy się o kredyt przez pół roku, już straciliśmy nadzieję, bo odmawiały nam wszystkie banku. Dopiero ostatni, którego w ogóle nie braliśmy pod uwagę, dał nam kredyt na generalny remont domu - opowiada pan Mariusz.
Do Kuźniczyska przeprowadzili się w lutym ubiegłego roku, dobrze zapamiętali pierwszą noc, w mieszkaniu było zaledwie 8 stopni Celsjusza. Reszta również nie wyglądała zachęcająco: - Nie kupiliśmy ziemi, bo nie była nam potrzebna. Bardzo dużo pieniędzy włożyliśmy w remont domu. Kiedy zmarł poprzedni właściciel - młynarz, jego żona nie była w stanie zająć się domem, dlatego postanowiła go sprzedać. Dom był całkowicie zdewastowany, w piwnicach zamiast podłóg była lepianka, bardziej niż dom przypominało to cele więzienne...- opowiada pan Mariusz.
Małżonkowie zaczęli stopniowo remontować dom, przy okazji zmieniając jego wnętrze. Na parterze będzie znajdować się kuchnia z jadalnią, wyjście na podwórko oraz pokoje dla rodziców pani Eweliny. Na piętrze pokoje rodziców i dzieci. Strych również zostanie zaadaptowany na pokój dla najmłodszej pociechy, którą państwo Gryniukowie niebawem powitają na świecie. - Większość rzeczy robimy sami: rodzice pomagają nam skuwać tynki w pomieszczeniach, sami wymienialiśmy nieszczelne okna - wylicza pani Ewelina.
Do stuletniego domu przylega młyn dworski, który powstał w końcu XVIII wieku. Jest już wybrana koncepcja na to, co będzie w tym obiekcie - państwo Gryniukowie chcą utworzyć tam restaurację: - Chcemy nawiązać do koncepcji promowania turystyki i przyrody w gminie - mówi pan Mariusz, który na dowód wyciąga wydrukowane konspekty gminne, z zaznaczonymi zdaniami. Jest już nawet gotowy projekt przekształcania młyna w restaurację, brakuje tylko najważniejszego: pieniędzy: - Nie wiemy za bardzo z kim moglibyśmy porozmawiać o ewentualnej możliwości przyznania nam środków finansowych, z jakich projektów unijnych skorzystać, wiem, że pieniędzy z unii nie jest już dużo do rozdysponowania - dodaje pan Mariusz.
Młyn zbudowany jest z trzech poziomów: na parterze przez całą długość budynku biegnie imponująca turbina, która napędzana była przez staw, który kiedyś biegł przez posiadłość. Obok turbiny znajduje się małe pomieszczenie na urządzenie, które dodatkowo napędzało maszynę. Piętro wyżej zajmuje "centrum" młyńskiej produkcji: maszyny do przesiewania mąki, produkcji kaszy, znajdują się także wielkie silosy, do których przesypywana była mąka oraz taśmy z przytwierdzonymi małymi kubełkami, które najprawdopodobniej służyły do transportu żyta na najwyższe piętro. Na trzecim piętrze także jest specjalna specjalna maszyna, która zajmowała się oddzielaniem ziarna od plew: - Wszystko zostało w młynie takie, jakie zastaliśmy. Sam zastanawiam się do czego służą niektóre z maszyn. Udało nam się znaleźć pieczątki na tych wielkich maszynach, dzięki czemu znam ich datę produkcji oraz wiem, że zostały zrobione na zamówienie dla miasta Wrocław (Breslau) - opowiada pan Mariusz. Ciekawostką jest, że gdy państwo Gryniukowie weszli po raz pierwszy do młyna, przy silosach stały worki z żytem. Kilkanaście worków zabrali leśnicy na dokarmianie zwierzyny leśnej.
Według wstępnego projektu utworzenia w młynie restauracji większość maszyn znajdująca się w obiekcie służyć będzie za meble, a część do ozdoby. Podłoga na piętrze byłaby częściowo przeszklona, by ludzie z dołu mogli obserwować wystrój. Szefem kuchni zostanie tata pani Eweliny, Walenty Jankun: - Gotowanie i rzeźbienie to moje pasje, w tych dziedzinach jestem samoukiem. Bardzo lubię oglądać i czytać książki kulinarne, zwłaszcza Roberta Makłowicza, ponieważ można dowiedzieć się czegoś nie tylko o potrawie, ale również o regionie. Córka pana Walentego dodaje, że jej ojciec posiada sporą biblioteczkę książek kulinarnych, jednak nigdy nie gotuje według sporządzonego przepisu; książki są jedynie kulinarną inspiracją. Już wiadomo, że specjalnością restauracji będą zawijasy kuźniczyskie - potrawa, z którą pan Walenty udanie zadebiutował na imprezie potraw regionalnych, która odbywała się w centrum handlowym Magnolia we Wrocławiu. Potrawa składa się z mięsa mielonego i boczku, zawiniętych w liście pokrzywy, a całość polana jest sosem czereśniowym.
Kiedy państwo Gryniukowie robili remont domu, co rusz na ścianach napotykali wtłoczone młyńskie koła, kilka wykopali nawet w ogródku - wcześniej były przykrywką do szamba, teraz są ozdobą przydomowego ogródka. Oprócz młyna i sporego ogródka, własnością pani Eweliny i pana Mariusza jest duża stodoła (o powierzchni 600 m kw.) : - Też jest już plan, jak zagospodarujemy ten budynek. Na poddaszu wydzielimy 11 miejsc do spania, dół podzielimy na salę konferencyjną, barek i salkę fitness. Chcemy stworzyć w tym miejscu agroturystykę - mówi pani Ewelina. Naprzeciwko domu znajduje się staw wodny, także własność państwa Gryniuków: - Teraz to jest wyschnięta dżungla - śmieje się pan Mariusz - właśnie trwa wycinka suchych drzew i chaszczy, które przez lata porosły staw. Potem zaczniemy zagospodarować akwen. Może uda mi się wybudować naturalną elektrownię, wykorzystując niedaleko położoną trawestację. Teren także zostałby przystosowany dla turystów: z miejscem zabaw dla dzieci, pomostem, domem na wodzie. To wszystko jednak jest w planach - dodaje pan Mariusz.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie