Przypomnijmy, że 10 marca napisaliśmy o małym, czarnym piesku, który stracił życie w niewyjaśnionych okolicznościach. Nieżywe stworzenie znalazła właścicielka gospodarstwa, która odwiedza je co pewien czas, nie mieszka w Radziądzu na stałe. Kobieta odnalazła w szopie pieska, który zaplątany był smyczą o belki. Sprawę zgłosiła na policję, a ta po rozpoznaniu okoliczności wszczęła postępowanie. Mając nadzieje, że ktoś rozpozna swojego pieska, albo też pozna zwierzę sąsiada opublikowaliśmy jego zdjęcie. Niestety, z naszych informacji wynika, że nikt nie przyznał się, że poznaje zwierzę. Policyjne czynności nadal trwają.
Jamnik konał w męczarniach
Jak się okazało, nasi Czytelnicy są bardzo wrażliwi na nieszczęście zwierząt. Do redakcji napisała mieszkanka Pęciszowa, wsi w gminie Zawonia, która opisał historię swojego jamniczka.
"Witam, po lekturze artykułu w gazecie Nowa nr 11, odżyła we mnie moja historia. Mieszkam od 6 lat we wsi Pęciszów. Przeprowadziłam się z dwoma jamnikami i kotem. Mieszkało nam się bardzo dobrze do dnia 29 listopada 2014 roku. Ktoś podrzucił truciznę na moją posesję, pod naszą nieobecność i jeden z jamników, czarny - wabił się Figiel, biegając jak zwykle po ogrodzie znalazł i zjadł ją. Ratowaliśmy psa z panią weterynarz z Trzebnicy (gabinet przy ul. Kościuszki) przez dwa dni, ale nie udało się. Pani Julia- weterynarz, postanowiła wykonać sekcję i właśnie wtedy odkryła, że pies nie miał szans. Zatruł się trucizną na szczury i konał w męczarniach. Do dzisiaj nie mogę sobie z tym poradzić, drugi pies Bajer, przez miesiąc nie mógł się odnaleźć. Psy były z jednego miotu z hodowli z Białegostoku. Ktoś chciał mi "dopiec" i wiedział gdzie ugodzić i jak mnie zranić, ponieważ kocham psy. Był to ktoś kto nas zna i zna nasze zwyczaje. Ta historia odżyła po lekturze artykułu i powtórzę jak w gazecie - jakim okropnym trzeba być człowiekiem, a właściwie potworem, żeby świadomie tak postąpić. Pozdrawiam. Joanna Barysiewicz, mieszkanka wsi Pęciszów."
Takich lub podobnych historii wydarzyło się zapewne bardzo wiele w naszym otoczeniu. Jedni traktują zwierzęta jak członków rodziny, inny z kolei jak rzeczy, które nie mają uczuć, nie czują bólu. Być może właśnie publikacje takich historii uzmysłowią niektórym, że zwierzęta należy traktować podmiotowo. Na naszych łamach bardzo szeroko pisaliśmy o weterynarzu z Obornik Śląskich, który mimo wyroku sądowego nadal prowadzi gabinet weterynaryjny.
Kolejna sprawa trafiła do sądu
Na szczęście prawo (choć obrońcy praw zwierząt uważają, że nie jest doskonałe) coraz lepiej chroni prawa zwierząt. W poniedziałek, 23 marca, o godz. 9w Sądzie Rejonowym w Trzebnicy rozpoczął się proces mieszkanki Urazu, która została oskarżona o znęcanie się nad psem. Przypomnijmy (jak poinformowali nas przedstawiciele Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami), Paulina W. miała zaniedbywać swojego psa do tego stopnia, że pies niemal stracił życie, ponieważ został zagłodzony. Mateusz Czmiel, rzecznik prasowy TOZ Wrocław mówi, że mieszkanka Urazu znana była jako aktywistka ekologiczna i zaadoptowała pieska, suczkę Dodę, czarnego buldoga. Początkowo kobieta miała przesyłać zdjęcia psa, jednak po pewnym czasie zdecydowała, że chce go oddać, bo pies był "nieznośny". Wtedy okazało się, że Doda walczy o życie, bo jest skrajnie wygłodzona. O tym, czy kobieta jest winna zaniedbania i znęcania się nad zwierzęciem zadecyduje sąd.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Osobiście w lutym też ratowałem dwa koty. Lekarz weterynarii w Zawoni na 100% stwierdził zatrucie zwierzęcia. Jeden kot niestety padł.