Reklama

Wątpliwa cnota izolacji - pierwsze: nie zapraszaj!

26/10/2014 19:00
Sesje miejskiej rady stały się groteskowymi spektaklami, którym głównym celem jest wykazanie wyższości nad "wrogami ideologicznymi". Główne postacie życia politycznego: burmistrz i starosta, nie tolerują się wzajemnie i oskarżają się wzajemnie o występki i zaniedbania.

Czy tak było zawsze? Nie. Poprzednia kadencja, tego samego przecież burmistrza była (niemal do końca) realizacją jego sztandarowego hasła z pierwszej kadencji – działań "ponad podziałami". Dopiero ostentacyjne, bez podania poważnych argumentów, zwolnienie, związanego z PO wiceburmistrza, zapoczątkowało realizację zupełnie innej zasady - samoizolacji obozu dzierżącego władzę. "Dobre", polityczne rozegranie kampanii wyborczej sprzed czterech lat przyniosło wynik dość zaskakujący. Rada została zdominowana przez zwolenników burmistrza, co przyniosło mu olbrzymi komfort sprawowania władzy, już nie ponad podziałami, ale ponad... wszelkimi odmiennymi poglądami.

Nie jestem socjo- , ani politologiem, ale osobą, która z pewnej perspektywy czasu (a teraz i miejsca) patrzy na poczynania osób sprawujących rządy i stwierdzam, że takiej kumulacji władzy, a zarazem takiego nieliczenia się ze zdaniem niepokornych, nie było w Trzebnicy od początków III Rzeczpospolitej.

Ponieważ bliskie mi były zawsze sprawy kultury i śmiem stwierdzić, że trochę w tej dziedzinie skutecznie i pożytecznie działałem, chciałbym w tekście, którego zadaniem jest obrona zasadności tytułu mego tekstu, zastanowić się nieco nad mechanizmami zepsucia obyczajów, jakie w ostatnich latach nastąpiły.

Jednym z pierwszych objawów zamykania się obozu burmistrzowskiego w kokonie izolacji było zaprzestanie zapraszania na spotkania czy imprezy organizowane przez gminę osób, które bezwzględnie powinny w nich uczestniczyć. Myślę tu o staroście Powiatu Trzebnickiego i zamieszkałym od urodzenia w Trzebnicy pośle na Sejm RP, poprzednio pełniącym m.in.funkcję marszałka Województwa Dolnośląskiego.

Pamiętam swoje ogromne zaskoczenie, gdy dowiedziałem się parę lat temu, że na ważne dla naszej lokalnej społeczności święto, obchody Dnia Pioniera, służby burmistrzowskie nie mają zamiaru zaprosić ani starosty, ani posła. Ponieważ byłem wtedy wiceprezesem Towarzystwa Miłośników Ziemi Trzebnickiej (współorganizatora  spotkania) zdecydowałem się działać na własną rękę i przekazać zaproszenia obu personom. Obaj zaproszeni przybyli na uroczystość, ku wielkiej konsternacji prowadzących ją osób, która objawiła się w niewymienieniu obu honorowych gości w czasie formuły powitalnej. Dla mnie był to pierwszy tak jaskrawy przykład złej woli i zamiaru dezintegracji istniejących układów społecznych. Bo każdy ma prawo nie lubić innej osoby, ale każda osoba sprawująca władzę (przecież z mandatu społecznego, a nie z żadnego innego powodu!) ma obowiązek szacunku wobec innych osób pełniących podobne funkcje! To niestety był dopiero początek psucia obyczajów i zaciekłego dążenia do dominacji.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do