Jakiś czas temu zadzwoniła do nas mama trzyletniej dziewczynki, która skarżyła się na to, że w jednym z przedszkoli, do którego chodzi jej córka odmówiono jej przysługi. Kobieta poprosiła, żeby posmarować kremem na odparzenia pupcię jej córki. Przedszkolanka tłumaczyła, że nie zrobi tego, bo to nie jest żłobek, a ona nie będzie dotykała stref intymnych dziecka.
Przy okazji pojawienia się wszawicy w przedszkolach okazało się, że bez zgody rodziców nie można sprawdzić dziecku także główki. Co zatem mogą, a czego nie powinny robić przedszkolanki - o tym porozmawialiśmy z Mieczysławą Żuk, wicedyrektorką Publicznego Przedszkola w Obornikach Śląskich.
Przytulenie to ludzki odruch
Mieczysława Żuk mówi, że przytulanie płaczącego malucha jest naturalne: - Jakiś czas temu głośno było o molestowaniu dzieci, ale ostatnio temat trochę przycichł. Ja osobiście nie wyobrażam sobie, żeby nie przytulić 3-letniego dziecka, które płacze, bo coś mu się stało, coś go boli, czy po prostu jest mu smutno, bo chce do mamy. To jest naturalny ludzki odruch. Wszystko też zależy od podejścia rodziców. Niektórzy faktycznie mogą sobie tego nie życzyć, ale ja nie spotkałam się jeszcze z negatywną reakcją rodzica na to, że przytulamy dziecko.
Jak dodaje dyrektorka, panie bardzo często pomagają maluchom w rozbieraniu się i przebieraniu, na przykład do leżakowania. Jedne dzieci radzą sobie z tym lepiej, a innym trzeba pomagać, ale to jest naturalne. Nauczycielki robią to sprawnie i szybko, nie ma w tym nic niewłaściwego.
- W naszym przedszkolu chcemy, żeby dzieci czuły się dobrze, jak w domu i przytulamy dzieci. Są takie maluchy, które potrzebują więcej czułości, a inne mniej. Żaden rodzic nie zwrócił nam uwagi, że jest w tym coś niewłaściwego. Dzieci same często się garną, wchodzą nam na kolana.
Na sprawdzanie głowy pozwolenie
więcej przeczytasz po zalogowaniu się lub w wydaniu papierowym
[hidepost=0]Kiedy w przedszkolu pojawiły się pojedyncze przypadki wszawicy, dyrekcja zastanawiała się, co zrobić. - Najpierw poinformowaliśmy rodziców z grupy, w której pojawił się problem, a potem wydrukowaliśmy informację dla wszystkich rodziców i prosiliśmy o podpis informujący, że rodzic taką informację otrzymał. Gdybyśmy jako przedszkole chcieli zrobić "akcję" sprawdzania głów, musielibyśmy mieć na to zgodę rodziców. W dodatku, musielibyśmy za tę usługę zapłacić. Wykwalifikowana pielęgniarka, która ma uprawnienia do takich czynności higienicznych nie zrobi tego za darmo - przedszkole musiałoby dodatkowo zapłacić 500 zł - mówi wicedyrektorka. Zawsze najpierw rodzic Niektóre dzieci są bardzo ruchliwe, innym trudno jest się zdyscyplinować. W przedszkolu, podobnie jak w domu, mogą się zdarzyć nieszczęśliwe wypadki. Co w takiej sytuacji robią nauczycielki? - Przede wszystkim zawsze najpierw dzwonimy do rodziców. Jeśli zdrowiu lub życiu dziecka zagrażałoby niebezpieczeństwo, wtedy oczywiście równocześnie wzywamy pogotowie ratunkowe. Na szczęście taka sytuacja jeszcze nigdy się nam nie zdarzyła. Kiedyś dziecko złamało sobie rękę w przedszkolu, ale mama szybko przyjechała i sama zawiozła swą pociechę do szpitala. Nie wolno nam jeździć z dziećmi do lekarza. No chyba, że sytuacja byłaby wyjątkowa, ale musiałybyśmy ustalić to z rodzicem. Kiedyś były pielęgniarki Przez wiele lat w przedszkolach i szkołach były pielęgniarki-higienistki. - Nasze przedszkole nie ma podpisanej umowy z pielęgniarką, na pielęgniarki z ośrodka zdrowia również nie możemy liczyć. W razie drobnych urazów, na przykład skaleczeń mamy wodę utlenioną i plasterki w apteczce i sami pomagamy maluchom, na tyle na ile możemy. Zdajemy sobie sprawę, że na przykład po upadku komplikacje mogą pojawić się po kilku godzinach, dlatego zawsze staramy się mówić rodzicom o tym, że dziecko upadło, że zrobiło sobie krzywdę - zapewnia Mieczysława Żuk. Rodzice muszą na wszystko wyrazić zgodę Jak mówi wicedyrektorka, w przedszkolu praktykowane jest, że rodzice muszą wyrazić zgodę na każde opuszczenie przez dziecka placówki: - Kiedyś po prostu brało się dzieci i szło do lasu, na łąkę czy do domu kultury. Teraz, na każde wyjście z przedszkola potrzebujemy pisemnej zgody. Dzieci mają różne alergie. Pójście do lasu czy na łąkę, kiedy akurat pylą rośliny mogłoby się źle skończyć. Już przy przyjęciu dziecka do przedszkola pytamy czy jest na coś uczulone, ale różne sytuacje mogą się zdarzyć. Podobnie jest z jedzeniem. Musimy pilnować, żeby uczulone dzieci nie jadły niektórych produktów - mówi Mieczysława Żuk i dodaje, że najważniejsza jest rozmowa z rodzicami. Obserwacja działa w obie strony Ostatnio w mediach słyszeliśmy wiele historii o tym, że to rodzice źle traktują dzieci, nikt z otoczenia tego nie zauważa aż dochodzi do tragedii. Przedszkolanki również obserwują dzieci: - Przy przebieraniu widzimy czy dziecko ma siniaki. Zwykle maluchy mają poobijane nogi. Wiemy, które maluchy są ruchliwe i są zazwyczaj bardziej posiniaczone. Kilka lat temu do przedszkola chodziło dziecko, które miało wybroczyny na całym ciele. Wtedy rozmawialiśmy z rodzicami. Okazało, że dziecko cierpiało na chorobę naczyń krwionośnych. Uspokoiło nas, kiedy rodzice przedstawili takie wyjaśnienie. Na pewno nie bylibyśmy bierni kiedy u jakiegoś dziecka pojawiłyby się oznaki urazów - zapewnia wicedyrektorka. Złotego środka nie ma Jak mówi Janina Jakubowska z Kuratorium Oświaty we Wrocławiu, nie ma przepisów, które regulowałyby to, czy nauczycielki mogą przytulać dzieci, sadzać je na kolana czy też pomagać starszym dzieciom na przykład w toalecie. - Każda szkoła i każde przedszkole mają własne procedury. Przepisy nie odnoszą się do konkretnych przypadków. Są ogólne i dotyczą zapewnienia dzieciom w przedszkolu i uczniom w szkole bezpiecznych i higienicznych warunków. Niewątpliwie dyrektorzy i nauczyciele muszą troszczyć się o zdrowie i życie uczniów podczas ich pobytu w placówce, co nie oznacza, że zobowiązani są do podawania leków. Nauczycielki znają dzieci, rozmawiają z ich rodzicami i najlepiej, jeśli właśnie na drodze porozumienia ustalą, co i jak powinno się odbywać, zachowując przy tym rozsądek. Placówka ma zapewnić dziecku bezpieczeństwo i warunki do prawidłowego rozwoju psychicznego i fizycznego. Myślę, że właśnie przytulenie malucha, który rozbił sobie kolano takie bezpieczeństwo psychiczne zapewni – mówi Janina Jakubowska i dodaje: - Chyba żadna z nauczycielek nie będzie miała nic przeciwko temu, jeśli rodzice poproszą o to, aby w lecie przed wyjściem na dwór, posmarować maluchowi nosek kremem z filtrem. Inaczej już sytuacja może wyglądać, jeśli chodzi o podawanie leków. To jest duża odpowiedzialność. Kilka lat temu dużo mówiło się o tym, że w niektórych szkołach czy przedszkolach nauczyciele nie chcieli robić dzieciom chorym na cukrzycę zastrzyków z insuliny. Są dorośli, którzy, po prostu tego nie potrafią lub najzwyczajniej boją się. Nie można nauczycielowi nakazać, żeby taki zastrzyk wykonał. Janina Jakubowska dodaje również, że w ostatnim czasie kuratorium nie otrzymywało zgłoszeń od rodziców, w związku z "nadmiernym" przytulaniem dzieci przez nauczycielki. – We wszystkim należy zachować umiar i rozsądek. Nie możemy każdego ciepłego gestu ze strony nauczyciela traktować jako molestowanie. Dyrektorzy szkół czy przedszkoli powinni zawsze przedyskutować wszystkie niejasne sytuacje z rodzicami i nauczycielami. Dobre relacje to również gwarancja bezpieczeństwa.[/hidepost]
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie