Kotowice to niewielka, malownicza wieś w gminie Oborniki Śląskie, położona tuż przy Pęgowie. Jednak według jednego z jej mieszkańców, sielankę zakłóca fakt, że od dłuższego czasu na stare wyrobisko zwożone są śmieci. Mężczyzna, który prosił nas o interwencję i nagłośnienie sprawy zastrzegł swoje imię i nazwisko do wiadomości redakcji. Jak mówi, zależy mu tylko na tym, żeby uchronić środowisko naturalne w jego okolicy przed degradacją.
- Wszystko zaczęło się w momencie, kiedy gmina zezwoliła na to, żeby PKP zaczęło zwozić odpady powstałe po remoncie torów w miejsce starego wyrobiska. Słyszałem, że niektórzy nazywają to rekultywacją terenu, ale ja się pytam, czy rekultywacja polega na tym, żeby wyciąć drzewa i krzewy, a dziury zasypywać różnego rodzaju odpadami? - pyta kotowiczanin i dodaje, że batalię o ochronę środowiska zaczął już w styczniu poprzedniego roku, kiedy opisał problem w piśmie do obornickich urzędników. Według jego słów, nikt się jednak nie przejął sytuacją. Minął już ponad rok, a na stare wyrobisko nadal zwożone są różne odpady.
Więcej o tej sprawie przeczytasz w papierowym wydaniu NOWej lub po zalogowaniu się.
[hidepost=0]- Wystarczy się przejść i można zobaczyć gruz, metalowe elementy, które ludzie wydobywają i oddają na złom, szkło, stare telewizory, lodówki, odpady plastikowe, a nawet pokrycia dachowe z eternitu. Nikt nad tym nie panuje. W dodatku inni ludzie, widząc, że do Kotowic zwożone są odpady zaczęli przywozić "swoje" śmieci. A przecież w okolicy przepływają dwie spore rzeki. Odpady przez wiele lat będą się rozkładały i przenikały do wód - mówi oburzony mieszkaniec. Jak dodaje, zmierzył stare wyrobisko po piaskowni i ma ono powierzchnię 7200 mkw. Jego zdaniem, ciężarówki mogły wwieźć nawet 3-4 tys. wywrotek. Jako dodatkowy argument swojej tezy pokazuje zniszczone drogi lokalne. - Jeszcze w zeszłym roku był u nas na wsi burmistrz. Podczas spotkania obiecywał, że ciężarówki przestaną do nas przyjeżdżać, ale tak się nie stało. Środowisko nadal jest degradowane. Jestem byłym pracownikiem służby zdrowia i wiem, jak takie zanieczyszczenia mogą wpływać na ludzi. Gmina z jednej strony wydaje ogromne pieniądze na park, a z drugiej nie potrafi zadbać o przyrodę, którą już ma - powiedział nam mieszkaniec Kotowic. Mężczyzna planował zabranie głosu na ostatniej sesji rady miejskiej, ponieważ jak mówi ma dokumentację fotograficzną, pokazującą, że wycięto zdrowe drzewa, a także przedstawiającą zawartość wywrotek. Kotowiczanin chciał również zadać publicznie pytanie, co miasto otrzymało od PKP w zamian za to, że złożono tam odpady poremontowe. Niestety, stan zdrowia nie pozwolił mu na przyjazd na sesję. Pytanie o rekultywację wyrobiska zadała natomiast Monika Mączka, radna i jednocześnie sołtyska Zajączkowa. - Byłam na rekultywowanym wysypisku i mam wiedzę jak to obecnie wygląda. Mam pytanie do burmistrza, bo dostałam informację, że część śmieci, które tam były, została wywieziona, a resztę przysypano. Być może pod ziemią są podkłady kolejowe i tłuczeń. Dlatego pytam pana burmistrza, czy te odpady, które tam są, nie będą zagrażały środowisku, czy wszystko jest zgodne z normami i czy zrobiliśmy sobie kolejną kolejną bombę ekologiczną w naszej gminie. Proszę również odpowiedź, czy w urzędzie są odpowiednie dokumenty, dotyczące wycinki okolicznych drzew. Burmistrz Sławomir Błażewski udzielenie odpowiedzi scedował na Józefa Wnęka, kierownika wydziału rozwoju obszarów wiejskich i ochrony środowiska: - Dostałem sygnał od radnego Jaworskiego, że złe rzeczy dzieją się na tym terenie. Doły po starym wyrobisku były wykorzystywane przez mieszkańców do zwożenia odpadów, szczególnie po remontach, po powodzi. Kiedy pojawiła się możliwość, że PKP przekaże nam masę ziemną z podtorza, przyjęliśmy tę ofertę, żeby teren uporządkować. Na wykonanie takich prac, mamy interpretację powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, z której wynika, że zasypanie dołów, to nie są prace budowlane, więc nie jest potrzebne uzyskanie pozwolenia na budowę. Zanim podpisaliśmy porozumienie z PKP PLK, firma przedstawiła nam badania mas ziemnych wykonanych przez renomowane laboratorium, z których wynika, że masy mają odpowiednią czystość. I tylko na masy ziemne podpisaliśmy porozumienie - tłumaczył kierownik i dodał, że jeszcze przez przywiezienie materiały przez PKP, śmieci, które były w dolach zostały zebrane przez ZGK i przewiezione na składowisko do Marcinowa. Pozostał tylko gruz, odpady mineralne i obojętne. Józef Wnęk zapewnił, że wielokrotnie był obecny przy dostawach materiałów przez PKP i nie było w nich nic niepokojącego. - Nie było tam eternitu, żadnych materiałów niebezpiecznych i gruzu, a jedynie masy ziemne zawierające częściowo tłuczeń - zapewnił kierownik i dodał, że nikt na bieżąco nie zasypywał ziemią dołów, aby ukryć to, co przywiozło około 20 wywrotek. Powiedział również, że ma na dowód fotografie. Dodał, że ktoś przywiózł na wysypisko korzenie drzew o średnicy około 40 cm, ale nic poza tym. - Wzorowo zasypano i rozplantowano teren. Pozostało jeszcze około 20 arów ziemi do zasypania. Jesienią chcielibyśmy zadrzewić ten teren. Jeśli natomiast chodzi o drzewa, to jednemu z mieszkańców zostało wydane uzgodnienie na usunięcie drzew do 10 lat i istniejącego zakrzaczenia, i to zostało wykonane. A pozostałe drzewa, przede wszystkim wierzby, wykonawca zabezpieczył - dodał kierownik. Po udzielaniu ustnej odpowiedzi Monika Mączka poprosiła o pisemne poświadczenie, że materiał, który tam złożono jest bezpieczny.[/hidepost]
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie