Marcinów to niewielka wioska położona kilka kilometrów od Trzebnicy. Tam, po wojnie zamieszkał wraz z rodziną Marian Kowalski, założyciel i kustosz muzeum. Sam zbudował Muzeum Ludowe, które dokładni 30 lat temu w 1983 r. rozpoczęło swoją oficjalną działalność.
Marcinowskie Muzeum Ludowe z pewnością imponuje nagromadzonymi przedmiotami. Eksponaty, zbierane przez lata przez gospodarza i jego rodzinę, zdobią sale tematyczne. W ciągu tych 30- ciu lat istnienia muzeum Marianowi Kowalskiemu udało się zbudować kilka izb. Zwiedzając muzeum można więc obejrzeć krosna, młynki, unikatowe zabawki, przedmioty codziennego użytku, możemy je oglądać w salach: kominkowej, muzycznej, chlebowej, czy zegarowej. Co ciekawe, przedmioty, które przez lata zbierał kustosz muzeum, chociaż nieraz mają po kilkadziesiąt lat, to nadal są sprawne!
Jak wspomnieliśmy, muzeum niedawno obchodziło swój jubileusz. O tym dlaczego Marian Kowalski postanowił zbudować muzeum, mówił niedawno w wywiadzie udzielonym naszej lokalnej telewizji. - Pomysł narodził się w mojej głowie już w latach 60 -tych. Wtedy postanowiłem, że będę gromadził dawne przedmioty, by ocalić je od zapomnienia. Podam nawet kilka przykładów: ten elektryczny młynek do kawy, jest tym samym co kiedyś babcia na swoich kolanach ucierała. Podobnie jak z żelazkiem - to używane dawnej np. na duszę, czy na węgiel, po latach ludzie wyrzucali na złom. Chciałem te przedmioty ocalić – wspomina Marian Kowalski.
Nasz rozmówca przekonywał nas wówczas, że dla kolekcjonera każdy przedmiot jest ważny i unikatowy. Pan Marian swoją pasję przekazał swoim synom: Tomasz i Miłosz również są kustoszami i oprowadzają wycieczki po muzeum, przekazując swoją wiedzę. Słuchaczom przekazują dawną historię i sposób wykorzystywania zgromadzonych w muzeum przedmiotów. Z pewnością dla pasjonatów odkrywanie takich małych muzeów jest nie tylko ciekawe i pozwala na zdobycie dodatkowej wiedzy, ale czasem nawet i poruszające. O jednej z takich historii opowiedział nam Marian Kowalski: - Kiedyś przyjechała wycieczka z Białorusi, starsze osoby. Gdy jedna z pań zwiedzała muzeum chleba i wzięła do ręki kankę od mleka, pocałowała ją, popłakała się i powiedziała, że taką kanką w czasie okupacji po cichu wykarmiła rodzinę. Tu nie chodzi o piękny mebel czy obraz, to zwykła, prymitywna kanka. W muzeum znajdują się właśnie takie cenne eksponaty – opowiadał pan Marian.
Założyciel i kustosz muzeum przekonywał, że nie sposób opowiedzieć o wszystkich przedmiotach zgromadzonych przez te wszystkie lata w Muzeum Ludowym. - Tu jest wszystko, to nie jest muzeum wiejskie, gdzie znajdują się brony. Tutaj są przedmioty wytworzone przez ludzi, które trzeba było ocalić. Począwszy od moździerza kamiennego, który ma ok 2 tys. lat i pochodzi z okresu kultury łużyckiej, po żarna, które mają 150 lat. Lwią część życia spędziłem tutaj na budowie muzeum i zbieraniu przedmiotów. Odwiedziło mnie ponad 138 tys. ludzi, z 30 państw. Muzeum zwiedzały delegacje, a to z Peru, z Afryki Północnej, Brazylii, Sudanu, Francji czy Grodna. W podziękowaniu mam od nich pamiątki
Przypomnijmy, że działalność Mariana Kowalskiego nie ogranicza się tylko i wyłącznie do prowadzenia muzeum. Przed laty założył bowiem rodzinną kapelę Marciny, z którą gra i koncertuje do dnia dzisiejszego. Jest muzycznym samoukiem, jednak jego talent dostrzegli również muzycy z big bitowej grupy Czerwono-Czarni, popularnej w latach 60-tych. Marian Kowalski zgłosił się na przesłuchania, jakie odbywały się wówczas w ośrodku kultury w Trzebnicy (grupa poszukiwała zdolnego i utalentowanego perkusisty). Jego występ spodobał się muzykom na tyle, że z powodzeniem mógłby grać z zespołem, a następnie zdobywać uznanie na ogólnopolskiej estradzie. Marian Kowalski nie wybrał jednak kariery muzyka rozrywkowego. Jak twierdzi, o jego wyborze zadecydowały względy osobiste i rodzina. Swoją drogę muzyka tak kiedyś skomentował: - Najpierw byłem muzycznym samoukiem, potem zrobiłem uprawnienia II stopnia, a w 1978 r. założyłem kapelę ludową. Z dawnego składu pozostałem jedynie sam, ale potem w muzykowanie włączyła się moja rodzina. Gramy i śpiewamy na dożynkach, festynach czy koncertach.
Smykałkę do muzyki po swoim ojcu odziedziczyli również synowie: Tomasz i Miłosz. Ale to już temat na inny artykuł.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Nowa gloryfikuje samowolkę budowlaną, a jak zrobiono imprezę na nie odebranym obiekcie to Burmistrza Trzebnicy podaliście do sądu, to jest obiektywizm Nowej.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nowa gloryfikuje samowolkę budowlaną, a jak zrobiono imprezę na nie odebranym obiekcie to Burmistrza Trzebnicy podaliście do sądu, to jest obiektywizm Nowej.