
Nie bez problemów odbyła się ostatnia w starym roku sesja Rady Powiatu. Na sali obrad po raz drugi przedstawiona została uchwała dotycząca podwyżki starosty Waldemara Wysockiego, ale wtedy ogłoszono przerwę. Jeden z radnych twierdzi, że nie mógł potem wejść do sali, bo wypychał go pracownik powiatowej jednostki...
W związku z przerwaniem sesji, która miała miejsce pod koniec grudnia 2016 roku, 10 stycznia zwołana została specjalna Komisja Budżetowa, na której przedyskutowana zostać miała kwestia uchwały, a przede wszystkim wyjaśnić miano sytuację, do której doszło już po przerwaniu sesji.
Jak się okazało, nie był to jedyny problem, który pojawił się w czasie podjętej samowolnie kontynuacji obrad. W czasie dyskusji głos zabrał radny Robert Adach, przytaczając przykłady negatywnych zachowań, do których doszło tego dnia, podkreślając, że celem jednego z nich, stał się on sam.
Jak opowiadał samorządowiec, kiedy zorientował się, że ci radni, którzy pozostali na sali, mają zamiar kontynuować spotkanie i to bez tych, którzy opuścili już salę, postanowił na obrady wrócić. Jednak napotkał czynny opór ze strony jednego z widzów, którym był zastępca dyrektora PCPR w Trzebnicy - Robert Korytkowski.
- Urzędnik pana starosty, dla którego specjalnie zostało stworzone jakieś fikcyjne stanowisko, wygania poprzedniego starostę z sali obrad plenarnych, czując się tutaj jak jakiś rozbójnik i pokrzykując niczym w siłowni Hades w Żmigrodzie, w której też się dopuścił pewnej "bitki". Prosiłbym pana starostę i wszystkich radnych PiS i Komitetu Marka Długozimy o to, żeby zadbać o ten elementarny poziom kultury osobistej. Bo nie może dochodzić do sytuacji, że podległy staroście dyrektor wygania radnych z sali obrad Rady Powiatu - mówił Adach podczas komisji.
W swojej wypowiedzi radny przypomniał również, że już wcześniej doszło do szarpaniny pomiędzy dyrektorem Korytkowskiego a radnym Jarosławem Brodalą, która miała miejsce na siłowni w Żmigrodzie, a która przecież finał swój znalazła w sądzie. O sprawie pisaliśmy kilka lat temu.
O komentarz do tej sytuacji poprosiliśmy również Roberta Korytkowskiego:
- Pan Robert Adach jak zwykle mija się z prawdą, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Sytuacja wyglądała w ten sposób, że gdy została ogłoszona przerwa przez panią przewodniczącą Matusiak, część osób będących na sali wychodziła, część osób została. W momencie, gdy sesja miała zostać wznowiona pod przewodnictwem najstarszego z radnych, poproszono mnie, abym zamknął drzwi, które były otwarte, ponieważ ja przy tych drzwiach stałem. Pan Adach stał po drugiej stronie drzwi. Ja po prostu zamknąłem drzwi, nic więcej. Poza tym, na sali są kamery, to wszystko przecież widać. Zresztą ja sobie nie wyobrażam, jak mógłbym nie wpuścić kogoś na salę, gdzie ja jestem zwykłym obywatelem. Tu nie ma znaczenia czy ktoś jest radnym, czy nie, nikt nikomu nie zabrania wejść na salę.
Sprawa nie została jednak skomentowana przez żadnego z członków Zarządu, a przede wszystkim całkowicie przemilczana przez starostę, który na zarzuty radnego Adacha, w ogóle nie zareagował, jedynie nieznacznie się uśmiechając.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
czy ktos pamięta gdzie obecnie pracuje pan Adach