Reklama

Największa afera w historii Trzebnicy!!! Tak było... przeczytajcie

Przez kilka miesięcy swojej pracy, kierownik wydziału komunikacji w Trzebnicy poświadczał nieprawdę podczas rejestracji pojazdów. Według prokuratury zorganizowana grupa przestępców do obiegu wprowadziła około 300 nielegalnych zarejestrowanych pojazdów

30 lat NOWej Gazety Trzebnickiej. PRZYPOMINAMY artykuł, który ukazał się w numerze 14/2003

Takiej sprawy Sąd Rejonowy w Trzebnicy jeszcze nie prowadził, jak mówi Przewodniczący Składu Sądzącego: - To największa sprawa w tym sądzie. Akta sprawy liczą 104 tony czyli około 10 tys. stron. W tej sprawie zapadły dwa wyroki. Zarzuty postawiono 15 osobom, ale już na samym początku Sąd wyłączył do odrębnej sprawy 9 osób, które odpowiadały za lżejsze przestępstwo. Te osoby dobrowolnie poddały się karze, czyli wyraziły zgodę na wydanie wyroku skazującego bez przeprowadzenia postępowania dowodowego. Jednym słowem zgodzili się przed sądem uznać dowody, które policja i prokuratura zgromadziły w śledztwie. Wyrok zapadł 20 lutego 2002 roku. Sąd ukarał ich karami pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz grzywnami od 3 tys. zł. Każdy z oskarżonych musi zapłacić też koszty postępowania sądowego, które wyniosły około 15 tys. zł. na osobę. Pozostałym 6 osobom, w tym byłemu kierownikowi, postawiono zdecydowanie groźniejsze zarzuty.

Urzędnik podejrzany

O sprawie pierwszy raz NOWa gazeta napisała jeszcze w 1996 roku, wtedy policja przedstawiła zarzuty przeciwko Andrzejowi M., ówczesnemu kierownikowi wydziału komunikacji w Urzędzie Rejonowym w Trzebnicy. Zarzucono mu nieścisłość podczas rejestracji pojazdów. Jednak już wtedy rozprawy sądowe wielokrotnie odraczano ze względu „zły stan zdrowia podejrzanego”. Wtedy sprawa dotyczyła 7 nieprawidłowo zarejestrowanych samochodów. W końcu, po kilku latach żmudnych rozpraw i przesłuchań świadków, sąd wydał wyrok. Uznał, że oskarżony popełnił przestępstwo a art. 231 par. 3 kk w zakresie nieumyślnego zaniedbania obowiązków przez urzędnika państwowego. Wyrok był w zawieszeniu, więc oskarżony przebywał nadal na wolności. Gdy wszystkim wydawało się, że to już koniec, śledztwo w tej sprawie przejęła Prokuratur Okręgowa z Wrocławia – V wydział śledczy.

Samochody znajdowano na terenie całej Polski

Prokuratora po wnikliwym śledztwie zauważyła, że proceder wydawania fałszywych dokumentów rejestracyjnych odbywa się na wielką skalę. W aferę zamieszane są osoby z Krakowa, Gdańska, Wrocławia i… Trzebnicy. Na trop trafiono zawsze na ten sam sposób. W ręce policji wpadł dowód rejestracyjny kontrolowanego samochodu i wtedy okazało się, że w dokumentach są pewne nieścisłości. Policja wraz z prokuraturą zatrzymywała coraz więcej osób, a na koniec zauważono, że większość nieprawidłowo zarejestrowanych pojazdów swój początek brała w trzebnickim wydziale komunikacji. Po zebraniu dowodów i zarekwirowaniu kilkudziesięciu pojazdów prokuratura na początku 2000 roku skierowała akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Trzebnicy. I tym razem oskarżonym został były kierownik wydziału komunikacji Andrzej M. Jednak zarzuty prokuratury były dużo poważniejsze. Andrzej M. został oskarżony o to, że „działając wspólnie i z innymi osobami jako kierownik biura komunikacji Urzędu Rejonowego w Trzebnicy, będąc upoważnionym do wystawienia dokumentów, poświadczył w nich nieprawdę co do okoliczności mających znaczenie prawne w ten sposób, że wiedząc, że dokumenty są nieprawdziwe, dokonał rejestracji około 50 samochodów.”  W aferę zamieszani byli też inni mieszkańcy Trzebnicy, którzy w tamtym okresie zajmowali się handlem samochodami i wręcz masowo rejestrowano samochody. Zarzuty postawiono Sewerynowi H. i Wojciechowi T.

Mechanizm działania

To była doskonale zorganizowana grupa przestępcza, która liczyła kilkanaście osób. W jej skład wchodzili mieszkańcy Trzebnicy, Wrocławia, Krakowa, a także mieszkańcy z województwa lubelskiego. Przestępcy z reguły rejestrowali samochody z tak zwanej „górnej półki”. Były to między innymi BMW, nissan patrol, seat terra, volvo oraz ekskluzywne modele renault. Następnie samochody trafiły na giełdy w Słomczynie, Pruszczu Gdańskim, Wrocławiu czy Lublinie. Mechanizm działania całej grupy był dość skomplikowany. Przestępcy posługiwali się drukami skradzionymi z wydziału komunikacji w Bodzechowie, a dokumentacja prowadzona przez „obrotnego” kierownika prowadzona była bardzo starannie, wręcz wzorcowo. Jaki był mechanizm działania? Jak wyrabiano legalne papiery kradzionym pojazdom? Oto jeden z przykładów.                

17 lipca 1995 roku w Warszawie skradziono obywatelowi Belgii luksusowy samochód marki renault. W tak zwanej „dziupli”, czyli małym warsztacie, z nadwozia wycięto oryginalny numer nadwozia, a w to miejsce wspawano nowy – fałszywy. Już kilka dni po kradzieży, 31 lipca Andrzej M. przyjmuje podrabiane dokumenty dotyczące tego samochodu. Wśród licznych dokumentów był podrobiony dowód rejestracyjny na nazwisko nie istniejącej osoby – Ewy Kasprzak oraz podrabiane potwierdzenie, że samochód był zarejestrowany w Krośnie Odrzańskim. Jak się później okazało zaświadczenie to podrobił jeden z kolegów kierownika M. Inny trzebniczanin podrobił wniosek o wydanie dowodu. Oczywiście Andrzej M. wszystkie dokumenty przyjął i na ich podstawie wydał już nowy „czysty” dowód rejestracyjny. Następnie tak zarejestrowany pojazd trafiał na giełdę. Kupujący nie miał żadnych szans by zauważyć, że pojazd jest kradziony. Podczas sprawdzania okazało się przecież, że został zarejestrowany w trzebnickim wydziale komunikacji, co zresztą łatwo można było tam potwierdzić. Najgorsze jest to, że gdy policja zabezpieczyła samochód jako dowód w śledztwie, uczciwy nabywca został bez pojazdu, który nabył w dobrej wierze.

Wpadka

Taki proceder mógłby trwać niezauważony przez wiele lat. Tym bardziej, że jak pisaliśmy wcześniej, główny podejrzany, czyli Andrzej M., wręcz wzorcowo prowadził całą dokumentacje.                

- To fakt dokumentacja była bardzo staranna, tyle że podrobiona – powiedziano nam w trzebnickim sądzie.                

Sprawa wyszła na jaw, ponieważ samochody rejestrowano na fikcyjne osoby. Do dowodu rejestracyjnego często wpisywano mieszkańców małych miejscowości, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy, że stawali się właścicielami luksusowej limuzyny. Andrzej M. jako właściciel pojazdów wpisywał także osoby, którym zaginęły dowody osobiste, bądź dowód został właśnie przez urząd zniszczony. Zdarzało się także, że kierownik wpisywał numer dowodu osobistego osoby, która niedawno zmarła. Skąd miał dostęp do tych numerów? Jak nam powiedziano jako urzędnik z wydziału komunikacji dysponował ogromną bazą danych. Jednak to właśnie wpisywanie fikcyjnych osób zgubiło obrotnego urzędnika. Gdy przy okazji jakiejś sprawy policjanci na podstawie dowodu rejestracyjnego próbowali ustalić właściciela pojazdu okazało się, że ten albo nic o pojeździe albo nie wie, albo co gorsze nie żyje. W ten sposób zauważono pewną prawidłowość, otóż większość kontrowersyjnych dokumentów pochodziła z trzebnickiego wydziału komunikacji.

Wyrok

Sprawa przed trzebnickim sądem trwała 3 lata. W tym czasie przedziwne rzeczy działy się z niektórymi oskarżonymi. Już na samym początku postępowania, w 2000 roku, jeden z oskarżonych zaczął przedstawiać dokumenty, że popadł w depresję psychiczną. Sąd powołał biegłych z zakresu psychiatrii, by zbadali stan oskarżonego. Po kilku badaniach okazało się, że oskarżony nagle cudem wyszedł z depresji i mógł powrócić na rozprawę. Od samego początku również główny oskarżony Andrzej M., przedstawiał dokumenty, że jest poważnie chory na cukrzycę, jednak oskarżony bardzo często był widywany w Trzebnicy, więc nic nie stało na przeszkodzie aby brał czynny udział w rozprawach.                

Ostatnia rozprawa odbyła się 20 lutego 2003 roku. Sąd uznał , że Andrzej M. jest winny zarzuconych mu czynów i skazał go na 4 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Jednocześnie w dniu wydania wyroku Andrzej M. został przez Sąd aresztowany, z uwagi na wysokość wymierzonej kary pozbawienia wolności. Kolejni trzebniczanie, Seweryn H. oraz Wojciech T., skazani zostali na karę 3 lat pozbawienia wolności i grzywnę w wysokości 3-4 tys. zł, do tego dochodzą koszty postępowania sądowego w wysokości 15 tys. zł na osobę. Pozostała trójka otrzymała wyroki w zawieszeniu. Wyrok nie jest prawomocny.                

Skazani natychmiast wystąpili o uzasadnienie wyroku i zapewne złożą apelację do Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Andrzej M. złożył też zażalenie na areszt, powołując się na zły stan zdrowia, jednak Sąd Okręgowy we Wrocławiu oddalił zażalenie do dnia 20 czerwca 2003 roku, uzasadniając, że oskarżony z taką chorobą może przebywać w więzieniu ponieważ zakład karny dysponuje opieką medyczną.                

Wobec Seweryna H., do czasu uprawomocnienia  się wyroku lub do czasu rozstrzygnięcia apelacji, Sąd zastosował dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Dozór policyjny zastosowano również wobec Wojciecha T.

Tomasz Niewiadomski

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Czytelnicy, mieszkańcy. - niezalogowany 2023-12-31 15:12:07

    Wielki szacun dla Trzebnickiej Gazety Nowej.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stefek lub Wandzia - niezalogowany 2024-01-01 19:04:48

    Kto to był? Zyje jeszcze?

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do