Reklama

Kuba na rowerze

Wspomnieniami z podróży po Kubie rozpoczynamy cykl wywiadów z mieszkańcami powiatu trzebnickiego, którzy mieli szczęście zwiedzić dalekie egzotyczne kraje. Jako pierwsza opowiada Anna Halewicz-Mamzer, kobieta kreatywna i aktywna. Na co dzień właścicielka Studia Projektu i Szycia Natia, w którym powstają niepowtarzalne kostiumy sceniczne kupowane na całym świecie. W wolnych od pracy chwilach pani Ania zwiedza świat. Wrażeniami z ostatniego wyjazdu na Kubę podzieliła się z naszą redakcją. 

NOWa: Czy wyjazd na Kubę planowała Pani od dawna?

Anna Halewicz-Mamzer: - Nie, była to spontaniczna decyzja.  Znajomi planowali wyjazd na Kubę z zamiarem podróżowania tam rowerem. Pomysł mi się spodobał: Karaiby, palmy, słońce. Zapowiadało się ciekawie. Wyjazd zaplanowany był w okresie zimowym, a więc nie groziły wielkie upały. Na Kubę pojechałam pierwszy raz i faktycznie nie zawiodłam się. Szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie jak tam jest, bo Kuba nigdy nie była miejscem, do którego chciałabym pojechać. Bardzo ładny kraj, całkiem inny niż na pocztówkach, gdzie widać tylko Hawanę, wybrzeże, piękną architekturę. Teraz, po powrocie uważam, że jeżeli wybrać się do tego kraju, to tylko na rowerze. Tak można poznać prawdziwą Kubę. 

Jakich warunków turysta może się tam spodziewać?

- Na Kubie odnajdą się zarówno turyści lubiący opcję All inclusive jak i ci którzy lubią poznawać kraj samodzielnie. My część hoteli mieliśmy zarezerwowanych z wyprzedzeniem i te były w bardzo dobrym standardzie, a pozostałe to były pola kempingowe lub tzw. casa particular, czyli pokoje u ludzi w domach. Jeśli chodzi o noclegi, to najbardziej zapadną nam w pamięci właśnie noclegi pod namiotem lub w prywatnych domach. Często zdarzało się, że campingi owszem są po drodze, ale tylko dla Kubańczyków i nie mogą przyjmować ludzi zza granicy. Czasami udawało nam się namówić pracowników, aby jednak nas zakwaterowali. Musieliśmy jednak opuścić to miejsce bardzo wcześnie rano aby nikt nas nie zauważył. Wydaje mi się, że chodziło tu o standard danego miejsca, który był dużo niższy  niż w ogólnodostępnych miejscach noclegowych dla turystów. Tak "z biegu" jest naprawdę ciężko coś znaleźć. Pocztą pantoflową udawało nam się dowiedzieć, gdzie można przenocować. Dobrze, że byliśmy małą grupą, bo przy większej ilości osób już byłby duży problem z noclegami. Dzięki temu, że mieliśmy ze sobą namioty zawsze była opcja, że możemy spać gdzieś „na dziko”. Zresztą podróżując rowerem z sakwami trzeba brać pod uwagę, że będzie się spało w różnych warunkach i że nie zawsze będzie się gdzie umyć. 

Jakie Kuba zrobiła na Pani wrażenie?

- OgromneJa poznałam tą mniej turystyczną Kubę. Dla mnie Kuba to przede wszystkim mili ludzie i przepiękna przyroda. W miejscach turystycznych byliśmy tylko właściwie w Hawanie i Cienfuegos. Duże miasta to masa aut, motocykli, smród splin ,a im dalej w głąb kraju - cisza i piękna przyroda , ogromne pola trzciny cukrowej i plantacje bananów. Przepiękna jest architektura na całej Kubie, jest to głównie styl kolonialny i te wszystkie miasteczka naprawdę wyglądają cudownie. Jest jeden problem: jest bardzo mało odnowionych budynków. Te, które są odnowione są przecudowne, natomiast nawet w Hawanie wzdłuż głównej promenady widać walące się ruiny. Pewnie nie ma na to pieniędzy. Może gdyby przyjeżdżało tam więcej turystów... Natomiast nie ma tam też sklepów w których można kupić farbę, czy inne podobne materiały. Tam wszystko jest na kartki. U nas w modzie są bary PRL i to jest fajne, ale na Kubie to już mniej bawi. Jest sklep-piekarnia i stoi przed nim tłum ludzi. W piekarni są bułki, ale te bułki są na kartki. Pewnego razu chcieliśmy kupić pieczywo na śniadanie, a pani powiedziała, że nam nie sprzeda, bo są na karki i ona nie może. Ale , że Kubańczycy to bardzo życzliwy naród to nas poczęstowano świeżymi bułeczkami. Zupełnie za darmo.

 Zatem handel nie jest tam bardzo rozwinięty?

- Tak. Po pierwsze  nie mają towaru, który mogą sprzedawać. Co prawda w miasteczkach widać już pierwsze oznaki prywatnych mini biznesów. W niektórych domach wzdłuż głównej drogi kwitnie handel. Ludzie wystawiają przed swoje domy niewielkie kramiki z pojedynczymi rzeczami czy to buty, odzież czy np. rura pcv. Czasami  w swoich domach prowadzą mini gastronomię i sprzedają bułki, kawę lub  pizzę. Są to bardzo proste dania i wielkiego wyboru nie ma, np. pizza z mięsem, kiełbasą, czy cebulą. Ale wszystko to jest na pewno świeże i smaczne. I jest na to popyt. Kawę,soki i napoje sprzedają w zwrotnych filiżankach czy szklankach. Powiem szczerze, że w Polsce miałabym opory przed wypiciem z tej szklanki, tam było to normą i nikomu nie przeszkadzało. Kiedy rzucili jakieś ciasto, takie zwykłe drożdżowe, momentalnie ustawiała się kolejka i wszystko było w jednej chwili wykupione. To było aż przykre. Jedzenia jest bardzo mało, bardzo ograniczone, ale to wszystko jest świeże naturalne, dużo soków, owoców. Jest też bardzo tanie. W większych miejscowościach w sklepach są towary z importu, ale np duża puszka tuńczyka kosztuje w przeliczeniu 60 zł, ananasa 40 zł. Dla nas była to wysoka cena, a co dopiero dla Kubańczyków. Stoi to takie zakurzone na półkach i nikt tego nie kupuje. To jest właśnie prawdziwa Kuba.

Ogólnie ceny są tam niskie, ale pewnych rzeczy się  nie kupi, bo po prostu trzeba mieć na to kartki. W sklepach też nie ma towaru, na półce jakieś 3 rzeczy stoją. My mieliśmy więcej medykamentów w sakwach, niż tam było w aptece.

Co mnie zdziwiło, że w odróżnieniu od innych krajów, tutaj nie było żadnych straganów przy drogach np. z owocami.

Czy Hawana bardzo różni się od głębi kraju?

- Jeżeli jest się w Hawanie, to nie można powiedzieć, że było się na Kubie, bo stolica jest miastem folderowym, turystycznym.  Jest tam sporo pań ubranych w tradycyjne stroje, ale już poza Hawaną, to nie widziałam żeby ktoś się tak ubierał. Wszystko oczywiście pod turystę. Nigdzie poza Hawaną nie widzieliśmy też cygar, oprócz małego miasteczka,w którym udało nam się nabyć kilka sztuk...oczywiście wymagało to trochę zachodu., aby zdobyć takie świeżo skręcone z manufaktury. Po prostu nie były przeznaczone na sprzedaż dla turysty. Co było dziwne, że papierosy były dostępne w barach natomiast cygara nie. Najbardziej znana  z produkcji cygar jest Dolinie Vinales, gdzie akurat nie dojechaliśmy, ponieważ postanowiliśmy odpuścić typowo turystyczne atrakcje  Przejeżdżaliśmy przez małe miasteczka i i wioski.  Jak już mówiłam, tu  nie ma sprzedawców stojących przy drodze, a my chcieliśmy spróbować kokosów. I tak n pewnej wiosce jakaś pani poczęstowała nas świeżo zerwanymi u niej w ogródku kokosami.  Zrywa je się takim chwytakiem, jak u nas np. jabłka. Podobnie było z trzciną cukrową. Chcieliśmy spróbować soku, niestety poza dużymi miastami gdzie pewnie mają wyciskarki do soku tutaj, w głębi kraju z dala od cywilizacji trzcinę cukrową po prostu się gryzie jak rabarbar. Miły pan podjechał konno, uciął trzcinę, pokroił ją maczetą i podał.  W swojej podróży trafiliśmy też na farmę krokodyli. Miejsce jest typowo turystyczne, można tam nawet spróbować krokodylego mięsa.

A jak wygląda życie w głębi kraju?

- W Hawanie ceny są turystyczne, wiele sklepów z pamiątkami, sklepiki dla turystów. Poza tymi miejscami jest już taka prawdziwa, socjalistyczna Kuba. Im dalej od Hawany tym mniej pocztówkowo: ludzie przemieszczają się na rowerach, konno lub bryczkami. Patrząc na to miałam wrażenie, że jesteśmy wśród Amiszów, bo bryczka i koń są głównym środkiem transportu. Człowiek ma poczucie, że czas cofnął się o kilkadziesiąt lat . Zero aut, cisza spokój...Co mnie zaskoczyło to to, że po całej wyspie jeżdżą stare amerykańskie samochody z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Myślałam, że one jeżdżą tylko w Hawanie, jako atrakcja dla turystów. Faktycznie te do przewożenia turystów są bardziej odrestaurowane. Tymczasem w głębi kraju to jest normalny środek transportu w bardzo różnym stanie technicznym. Na drogach możemy także spotkać fiaty 126p oraz inne auta z byłych krajów socjalistycznych.   W samej Hawanie oczywiście są autobusy miejskie i czarno-żółte taksówki. Poza stolicą transport wygląda tak, że ludzie stają na przystanku, podjeżdża ciężarówka, która wcześniej wiozła np. piasek i zabiera tych ludzi albo zatrzymuje się auto osobowe z lat pięćdziesiątych i pakuje się do niego tyle osób, ile się zmieści. Reszta ludzi czeka na następną okazję. W małych miasteczkach najczęściej funkcjonuje transport konny, a rolę taksówek pełnią bryczki. Kubańczycy na rowerach przewożą absolutnie wszystko. Większość osób  ma na rowerach zamontowane plastikowe skrzynki do przewożenia towaru np. 20 kg ziemniaków albo świniaka. Jeden pan wiózł właśnie takiego świniaka, którego  bardzo chciał nam coś sprzedać. Niestety nie byliśmy zainteresowani.

Czy na Kubie są kawiarnie i restauracje?

- W miejscowościach turystycznych oczywiście jest ich bardzo dużo. Można w nich zjeść smacznie oraz napić się znanych kubańskich drinków np. mojito lub cuba libre.  W mniejszych miasteczkach, restauracje i kawiarnie też są. Niestety asortyment w nich jest skromniejszy a i ceny dużo niższe. Popularnym daniem jest ryż z czarną fasolą, wszelkie dania mięsne, rybne oraz chipsy z banana, którego smaku nie zapomina chyb nikt, kto był na Kubie. Kubańska kawa jest podawana w bardzo małych filiżankach i jest  bardzo, bardzo słodka. Serwowana jest z termosów, koszt takiej kawy to mniej niż 50 naszych groszy, oczywiście poza miejscami turystycznymi. W miejscach turystycznych ceny są porównywalne do naszych. Im dalej od tych miejsc tym taniej. Jakiś shake za złotówkę, deser lodowy za 3 złote. Bardzo rozpowszechnionym alkoholem na Kubie jest oczywiście rum, znany nam Hawana club, który wszędzie można kupić.  Kubańczycy siedzą na ławeczkach i piją go bez coli. Tam zresztą nie ma coca-coli, bo  nie ma amerykańskich produktów. Jest za to  tu-cola czy trop-cola, takie podróbki. Typowej coca-coli i pepsi-coli absolutnie nie ma.

Jacy są Kubańczycy?

- Kubańczycy są bardzo mili, przyjaźni, uśmiechnięci, uprzejmi. Wszędzie jest muzyka, gdziekolwiek idą czy jadą wszędzie słychać ich rytmy. Wieczorem panowie wynoszą przed dom  stoliki i grają w domino, grę wręcz narodową. Kubańskie domino ma więcej kostek i gra się w nie zawsze w 4 osoby. Tam wszyscy siedzą przed domami, pod gołym niebem. Wystawiają głośniki, włączają muzykę i tańczą lub po prostu rozmawiają. Życie kwitnie, oczywiście często z domieszką rumu. Pewnego dnia zdarzyło nam się na campingu, na którym nocowaliśmy, dołączyć do imprezy Kubańczyków, którzy tańczyli salsę a my razem z nimi. Taka pełna integracja. W związku z tym, że sklepy są bardzo słabo zaopatrzone  w żywność nie ma tam też słodyczy. A więc wszystkie dzieci , które spotykaliśmy zawsze chciały od nas czegoś słodkiego. Pomimo tego, że tam jest biednie, dzieci są bardzo schludne. Chodzą do szkoły ubrane tak samo. Widać w jakim są wieku, bo dla każdego wieku jest inny kolor ubrania, biała bluzeczka, jednokolorowa spódnica, czy spodnie. W dni wolne na przedmieściach odbywają się mecze baseballu.

Czy wyjazd uważa Pani za udany?

Wrażenia niezapomniane. Bardzo mi się tam podobało, był to chyba jeden z moich lepszych wyjazdów. Inny klimat, inna kultura. Myślę, że rower daje poczucie wolności i podróżując nim łatwiej można trafić w miejsca prawdziwe, autentyczne. To właśnie ta nieodkryta przez turystów Kuba był dla nas najbardziej urzekająca i ciekawa. Byliśmy tam  dwa tygodnie. Jeździliśmy 11 dni, przemierzyliśmy trasę długości 790 km. Zniosłam to całkiem dobrze. Początkowo trochę się bałam, ale kondycyjnie było nieźle. To był mój pierwszy wyjazd na rowerze, ale na pewno nie ostatni. Ogólnie wyjazd uważam za bardzo udany, a wszystkie ewentualne niedogodności były jego częścią. Częścią kubańskiego folkloru.

Dziękujemy za rozmowę

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do