Reklama

Klienci kontra producent mebli

W poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Trzebnicy stanął producent mebli. Brał zaliczki i nie wywiązywał się z zamówień. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.

O całej sprawie nasza redakcja dowiedziała się przed rokiem. Zatelefonowała Czytelniczka z prośbą o interwencję. Kobieta postanowiła wymienić meble kuchenne. Złożyła zamówienie i wpłaciła zaliczkę. Termin realizacji zamówienia minął, a ona została bez mebli i bez pieniędzy. Z producentem nie mogła nawiązać kontaktu. Powiedziała, że klientów, którzy wpłacili zaliczki i nie doczekali się realizacji zamówienia jest więcej. Skontaktowaliśmy się z producentem mebli, który twierdził, że klientka zrezygnowała przed terminem, bo dowiedziała się, że nie dotrzymał on terminu realizacji zamówienia innej osoby. Jego zdaniem sprawa była na drodze spłaty i częściowo załatwiona.  Sprawę opisaliśmy w nr 45 z 2019 r. naszej gazety.

Po ukazaniu się artykułu do redakcji zgłosiło się wielu klientów, którzy byli w podobnej sytuacji. Wszystkie zgłoszenia dotyczyły tego samego producenta. Przedsiębiorca utrzymywał, że to pomówienia. Przyznawał, że miał pewne problemy, które powodowały opóźnienia, a klienci nie chcieli czekać. Mówił, że zamierza spłacić wszystkich i zapewniał, że sprawy w sądzie nie będzie.

Jednak sprawa trafiła do sądu. Pierwsza rozprawa miała miejsce w tym tygodniu, 21 września. Producent mebli Stanisław W. stanął przed Sądem Rejonowym w Trzebnicy. 

Nie chciał nikogo oszukać

Stanisław W. oskarżony jest o to, że działając ze z góry powziętym zamiarem osiągnięcia korzyści majątkowej doprowadził osoby do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Sprawiedliwości w sądzie domaga się 6 osób, które w latach 2018 - 2019 zawarły z firmą oskarżonego zamówienie na projekt i montaż mebli kuchennych i wpłaciły zaliczki na poczet wykonanej usługi. 

[paywall] 

 

Stanisław W. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i złożył zeznania. Działalność gospodarczą prowadził od maja 2017 r. do 1 września 2020 r., kiedy to działalność została zawieszona. Pozostaje na utrzymaniu żony i nie posiada żadnego majątku. Jako przedsiębiorca zajmował się projektowaniem i montażem mebli, głównie kuchennych. Meble wykonywały hurtownie, gdzie elementy były cięte i oklejane, a oskarżony tylko je skręcał. Od początku działalności dochody były znikome, praktycznie żadne, bo producent chorował i ciągle trafiał do szpitala. Ponosił koszty zakupu materiałów, które nie były wykorzystane u rezygnujących z jego usług klientów. Były osoby, które same rezygnowały, były takie którym termin wydawał się za długi. Ale osoby te zostały rozliczone. Takich umów było 4 albo 3, a wszystkie wpłacone przez klientów pieniądze zostały im zwrócone. Sąd zapytał o konkretną klientkę, a oskarżony odpowiedział, że ją spłacił około 2-3 tygodnie temu, czyli po tym, jak sąd zarządził wykonanie kary 1 roku pozbawienia wolności, bo nie dotarła do niego korespondencja. 

W okresie prowadzenia działalności nie rozliczał się w urzędzie skarbowym, bo chciał pieniądze przeznaczyć na pokrzywdzonych. Dochody były znikome, pieniądze na spłacenie pokrzywdzonych pomogła mu zdobyć córka, która zaciągnęła na ten cel kredyt, który sama spłaca. Od maja 2017 r. nic nie zarobił, cały czas był na utrzymaniu żony. Ani on, ani żona nie mieli innych dochodów, żona jedynie otrzymywała wynagrodzenie za pracę. Córka mieszkająca z nimi dokładała się do budżetu domowego. 

W 2018 r. ciągle chorował, prawie co miesiąc trafiał do szpitala na 3 - 4 dni, brał zastrzyki, był kierowany na badania. Rok 2019 był już lepszy, ale Stanisław W również znalazł się w szpitalu, tym razem z powodu kontuzji. W niektórych przypadkach pobyty w szpitalu uniemożliwiały mu wywiązanie się z zawartych umów. Nigdy nie miał zamiaru kogokolwiek oszukać. Próbował ratować umowy, prosił o danie mu szansy, bo, jak mówił,  chciał "wyjść z oczami". Prosił o przesunięcie terminów. Chciał pooddawać wszystkie pieniądze, ale musiał kupować materiał dla kolejnych klientów, musiał mieć też fundusze na dojazdy do klienta. Starał się oddawać pieniądze sukcesywnie. 

Zdaniem oskarżonego klienci wypowiadali umowę, ponieważ gdzieś był ktoś, kto "pociągał za sznureczek" na facebooku. Najwięcej krzyczały osoby niepokrzywdzone. Więcej było pomówień niż prawdy. Opóźnienia zdaniem producenta były znikome: czasem jeden tydzień, albo dwa, czasem dwa miesiące. On chorował, albo miał inne przeszkody, a klienci nie chcieli czekać i rezygnowali, a on zostawał z materiałem zakupionym na ich meble. Zyski były, jego zdaniem, znikome, zarabiał 1/4 kosztów jednego zamówienia. Miał również klientów, których miał załatwić "po kosztach", czyli bez własnego zarobku. 

W przypadku umów realizowanych przed założeniem firmy zarabiał podobnie, ale, jak sam mówił, to były tylko dwie roboty. Klientów znajdował, ponieważ polecały go osoby zadowolone z jego usług. Po założeniu firmy zaczęły się problemy ze zdrowiem i to go wyeliminowało.

Rodzina pozbawiona była kuchni

Pierwszy pokrzywdzony znalazł producenta poprzez ogłoszenie na facebooku. Umówił się na wycenę. Przyjechał na umówioną godzinę. Wycenił w ciągu dwóch dni. Była to jedna z niższych wycen, bo kilka osób im wyceniało. Oskarżony zapewniał, że nie będzie problemu z montażem. Został więc wybrany. Podczas wyceny umowa nie została spisana. Projekt był wysłany przez facebooka i pan przyjechał za kilka dni. Wówczas spisano zamówienie i klient wpłacił zaliczkę w kwocie 3 500 zł, na poczet zaliczki dał mu także dwa rowery o wartości 1 300 zł. W zamówieniu wskazany był montaż mebli według projektu. Wartość była określona na 9 200 zł. Termin realizacji został wskazany do końca czerwca 2018 r. W czasie remontu pan W. przyjechał chyba dwukrotnie celem ustalenia, gdzie mają być kontakty, kanalizacja. Później przestał odbierać telefony. Z końcem czerwca klient wyjechał na tygodniowy urlop. Potem minął lipiec i sierpień. Producent nie odbierał telefonów, klient kilkakrotnie był u niego w domu, oskarżony napisał smsa, żeby nie nachodzić żony.

W domu klienta nie było kuchni. Rodzina stołowała się na mieście. Przed 15 sierpnia klient wysłał pismo wystosowane przez prawnika. Poskutkowało. Wieczorem w czwartek meble zostały przywiezione, w poniedziałek miały być montowane. Montaż rzeczywiście się rozpoczął i wtedy okazało się, że zbita jest szyba piekarnika. Sprzęt był kupiony w czerwcu. Klient był pewny, że szybę rozbił Stanisław W., ale producent nie chciał się do tego przyznać. Zniszczona została hartowana szyba o wartości 500 zł. Po tym fakcie producent jeszcze się kontaktował, ale potem zniknął. Klient chciał, żeby ktoś inny skończył te meble, ale nikt nie chciał tego zrobić.  Poszkodowany twierdzi, że brak płyty, blatów i części frontów świadczy o tym, że kuchnia nie była skończona. To co było zrobione wykonano niedbale. Poszkodowany nie przypuszczał, że są inni oszukani i faktycznie znalazł takie osoby, jedną z Radomia, a drugą z Niemiec. Potem znalazł innych oszukanych. Poszkodowany zeznał, że nie oddano mu ani pieniędzy, ani rowerów. Przyznał, że na zdjęciach przedłożonych przez obrońcę jest jego kuchnia, ale nie ma tam blatów, frontów, szuflad, wyposażenia cargo, blendy ozdobnej. Inni producenci wycenili to, co dostarczył oskarżony na kwotę od 2 500 do 3000 zł. Klient dokupił blaty i je poskręcał. Chciał żeby producent zabrał te meble, ale on tego nie zrobił. Odpowiadając na pytanie obrońcy świadek zeznał, że elementy dostarczone przez W. istotnie zostały w jego kuchni i po dokupieniu brakujących elementów, co kosztowało około 5000 zł, kuchnia została wykończona. 

Nie mogła otworzyć gabinetu

Kolejna przesłuchiwana kobieta zeznała, że u Stanisława W. zamówiła wyposażenie gabinetu podologicznego w listopadzie 2018 r. Znalazła Stanisława W., ponieważ był spokrewniony z jej partnerem. Kobiecie zależało na czasie, ponieważ musiała otworzyć firmę, bo zobowiązywało ją do tego otrzymane dofinansowanie. Oskarżony obiecał, że meble będą w dwa tygodnie i poprosił o zaliczkę. Strony spisały zamówienie i klientka wpłaciła 1 000 zł zaliczki. Fronty mebli miały być lakierowane. Kiedy zbliżał się termin realizacji zamówienia, producent nie odpowiadał na próby kontaktu. Pojechała więc do jego domu, a potem do szpitala, ale zaprzecza, że miałaby być agresywna, co utrzymywał oskarżony. Poszkodowana dodała, że później groziły jej żona i siostra oskarżonego (podczas rozmów telefonicznych i poprzez smsy). Nie wierzy, że Stanisław W. zapomniał o zwrocie jej pieniędzy, ponieważ ona mu regularnie o tym przypominała. Niedotrzymanie terminu groziło upadkiem jej firmy, bo nie mogła otworzyć jej bez mebli. Cała sytuacja spowodowała w domu poszkodowanej napięcie skutkujące ogromnymi kłótniami, prawie rozpadł się jej związek z partnerem. Kiedy producent mówił, że ma już jakieś zakupione elementy, kobieta prosiła o przedstawienie zdjęć lub faktur, bo podejrzewała już, że została oszukana, ale on nie przedstawił żadnych dowodów. Czekała ponad miesiąc, dopytując innych producentów o terminy realizacji takich mebli. Wszyscy powiedzieli, że ustalony przez Stanisława W. termin nie jest realny, nie można w ciągu dwóch tygodni wykonać mebli z frezowaniem i lakierowaniem. Powiedzieli wprost, że została oszukana. Pytała również o ceny i dowiedziała się, że ustalona cena jest raczej standardowa, nie jest w żadnym razie" po taniości", jak zapewniał ją Stanisław W. Przyznała, że oskarżony przed kilkoma dniami oddał jej ostatnią transzę wpłaconej zaliczki, ale nie chciała mu podpisać, że wszystko jest spłacone, bo uważa że należą jej się odsetki za dwa lata przetrzymywania jej pieniędzy, a ponadto zapłaciła za meble dużo więcej i po rozmowie z prawnikiem wie, że należy jej się od Stanisława W. wyrównanie tej różnicy, a także zadośćuczynienie za straty, jakie poniosła jej firma przez prawie dwa miesiące. Dodała, że Stanisław W. ją oszukał i boli ją, jak go bawi to, że oszukał człowieka, ale ona będzie dochodzić strat, jakie poniosła jej firma. Poszkodowana zeznała także iż wie, że w Niemczech również były osoby poszkodowane przez Stanisława W. 

Obrońca oskarżonego zadawał świadkom pytania, na które nie zawsze mogli oni odpowiedzieć, ponieważ nie pamiętali dat i terminów, ale odpowiedzi na te pytania znajdowały się w aktach sprawy. Mecenas jednakże powiedział, że tych akt nie czytał. Serię pytań, które właściwie nie wnosiły do sprawy nic przerwał sędzia. 

Sąd postanowił zwrócić się do właściwego Sądu Rejonowego w Łodzi o przesłuchanie dwóch świadków tam zamieszkałych. Pozostałych świadków sąd postanowił przesłuchać na następnej rozprawie wyznaczonej na dzień 25 listopada.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2020-09-27 17:23:16

    No proszę jak to chciał wykiwać! Niech odda zaliczki i dla przestrogi innych nierzetelnych do kicia!!!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do