Reklama

Nieformalne reklamacje jednak były

06/05/2013 17:22
Arkadiusz K. jest oskarżany o to, że w styczniu 2012 r., jako podleśniczy leśnictwa Ujeździec, zorganizował kradzież ponad 82 kubików drewna sosnowego o łącznej wartości ok. 34 tys. zł, ze zrębu w okolicach Gruszeczki. W przestępczy proceder był zamieszany również Włodzimierz G. z Pracz (gm. Milicz), który już na pierwszej rozprawie 21 sierpnia ub.r. przyznał się, że jako właściciel zakładu drzewnego zakupił skradzione drewno od podleśniczego K. za 9 tys. zł. Jako pasera sąd skazał go na 5 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata oraz 1 tys. zł grzywny.

Arkadiusz K. konsekwentnie nie przyznaje się do winy i twierdzi, że w ramach tzw. nieformalnej reklamacji dotyczącej słabej jakości drewna zainfekowanego hubą wewnętrzną dostarczył dodatkowym transportem do tartaku w Praczach "zaledwie" 24 kubiki drewna, czyli 27 sztuk wielkowymiarowych sosen. Wadliwą partię drewna dostarczoną wcześniej miał zakwalifikować jako drewno opałowe, jednak nie zdążył tego uczynić, bo zatrzymała go policja i straż leśna. Za zorganizowanie kradzieży grozi mu kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Jak do tej pory nie udało się zwolnić go z pracy, o co występował poprzedni nadleśniczy Nadleśnictwa Żmigród Przemysław Wroński, gdyż zgody na to nie wyraziła Rada Powiatu Milickiego.

Do tej pory w sprawie odbyły się 4 rozprawy, na których oskarżonego kolejno obciążali swoimi zeznaniami świadkowie oskarżenia, czyli pracownicy nadleśnictwa, zakładów usług leśnych, właściciel tartaku, strażnicy leśni i policjanci.

 

Reklamacje się zdarzają i zdarzały


Zgodnie z przewidywaniami wiele nowych treści i wątków w procesie Arkadiusza K. dostarczyć miały zeznania jedynego jak dotąd świadka obrony Bronisława Mogiłki. Obecnie pracuje on w firmie Stawy Milickie SA na stanowisku specjalisty ds. ochrony środowiska, a wcześniej, przez 25 lat był zatrudniony w Nadleśnictwie Żmigród, przez wiele lat pełniąc funkcję leśniczego, a w ostatnich latach podleśniczego leśnictwa Łąki.

Świadek obrony potwierdził, że reklamacje, załatwiane zarówno drogą formalną, jak i nieoficjalnie, w Nadleśnictwie Żmigród "zdarzają się i zdarzały" i wiedzieli o tym zarówno leśniczy, jak i ich bezpośredni przełożony. Mechanizm "nieformalnej reklamacji" polegał na tym, że po stwierdzeniu przez odbiorcę złej jakości jakiejś partii drewna dzwoniło się do nadleśniczego, leśniczego lub kogoś zajmującego się sprzedażą z prośbą, by dosłano poza oficjalnym obiegiem dokładnie taką samą liczbę zdrowych drzew, jaką liczyła wadliwa partia. Umożliwiało to szybką naprawę kłopotliwej sytuacji, co było korzystne dla przedsiębiorców odbierających drewno, bo nie wikłali się w skomplikowaną i czasochłonną procedurę formalnej reklamacji, jak i dla leśniczego, który w ten sposób unikał kar i restrykcji ze strony nadleśniczego. – Napływające reklamacje sugerują, że drewno było wybierane niestarannie, co oczywiście wpływa na ocenę pracy leśniczego czy podleśniczego – wyjaśniał Bronisław Mogiłka. Przyznał też, że o tym, czy wobec danego odbiorcy stosowano uciążliwy mechanizm reklamacji formalnej, czy też dużo łatwiejszej nieformalnej decydowało to, czy przedsiębiorca jest stałym klientem i jest dobrze znany kadrze zarządzającej. Jak sam przyznał, w swojej karierze leśniczego przeprowadził kilka nieformalnych reklamacji, w tym co najmniej raz na wyraźną sugestię nadleśniczego Przemysława Wrońskiego, który, zdaniem świadka, na pewno wiedział o podobnych praktykach: – Dwa razy spotkałem się z poleceniem służbowym, by w sposób nieformalny załatwić reklamację drewna. Raz zadzwonił nadleśniczy Wroński i wydał takie nieformalne polecenie, posługując się sformułowaniem: "Masz coś z tym zrobić", "załatw to jakoś". Świadek dodał przy tym, że z rozmów z innymi leśniczymi wie, że oni też czasem w ten sposób reklamacje załatwiali.

 

Problem skali


Odpowiadając na pytania mec. Marcina Gajewskiego, pełnomocnika Nadleśnictwa Żmigród, Bronisław Mogiłka zeznał, że w 2009 r. zdarzyło mu się w ramach reklamacji nieformalnej wysłać do odbiorcy 12 sztuk drewna. Ten jeden raz, podobnie jak uczynił to oskarżony Arkadiusz K., nabijał na drewno numerki zerwane wcześniej przez nabywcę drewna. W innych przypadkach, których nie było zresztą zbyt wiele, nieformalne reklamacje obejmowały po zaledwie kilka drzew. Stanowczo natomiast zaprzeczył, by reklamacja nieformalna mogła objąć ponad 80 kubików drewna: – Nie słyszałem kiedykolwiek o reklamacji dwóch wozów drewna. Trudno sobie taką masę wadliwego towaru wyobrazić. To jest przecież wagon drewna!   

Równie ciekawie wyglądało przesłuchanie przez obrońcę Arkadiusza K. Mecenas Mariusz Warzyński starał się dowiedzieć, dlaczego poprzednio zeznający świadkowie zaprzeczali istnieniu nieformalnych reklamacji w Nadleśnictwie Żmigród. – Leśniczych, którym zdarzają się oficjalne reklamacje, zgłaszane do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, spotykają kary administracyjne, nagany i szykany, obniżki premii itp., bo to psuje wizerunek nadleśnictwa. Wiem, że nieformalne reklamacje się zdarzają, bo leśniczowie w swoim gronie o tym mówili. Nie jestem już leśniczym, pracują gdzie indziej i nie boję się już sankcji. Nie ma nic w tym dziwnego, że aktualni i czynni zawodowo leśniczy nie przyznają się do istnienia tego nieoficjalnego i sprzecznego z przepisami procederu – mówił z przekonaniem Bronisław Mogiłka.

Odpowiadając na dalsze pytania obrońcy były podleśniczy z Łąk przyznał, że istniał konflikt między Arkadiuszem K. a nadleśniczym Przemysławem Wrońskim, który chciał go w 2010 r. formalnie zwolnić po aferze samorządowej w Miliczu. – Pan Arkadiusz K. został przeniesiony do Ujeźdźca do leśniczego Dariusza Reki, by ten znalazł na niego haki. Tak się mówiło w moim kręgu. Chodziło o przyszłość mieszkania służbowego zajmowanego przez leśniczego Rekę i pozbycie się niewygodnego podleśniczego. Tak mi mówiono. Leśniczy musiał znaleźć haka – kończył swoje zeznania były pracownik Nadleśnictwa Żmigród.

 

Będzie wizja lokalna


Zeznania Bronisława Mogiłki brzmiały bardzo przekonująco, o czym może świadczyć wypowiedź pełnomocnika Nadleśnictwa Marcina Gajewskiego, który ostatecznie stwierdził, że "zapewne nieformalne reklamacje były, ale na niewielką skalę". Obrona postanowiła w związku z tym wystąpić do sędzi Pauliny Krzemińskiej z wnioskiem o przesłuchanie 3 kolejnych świadków. Chodzi o dwóch pracowników nadleśnictwa – Andrzeja Szambelana, b. inżyniera nadzoru, i Tadeusza Szybę, b. leśniczego leśnictwa Chodlewo – oraz Franciszka Wołoszyna, właściciela tartaku. Zdaniem oskarżonego Arkadiusza K. mieliby oni "zdemaskować równoległą rzeczywistość" w Nadleśnictwie Żmigród oraz potwierdzić, że "wiele spraw było preparowanych przez byłego nadleśniczego Wrońskiego".

Pełnomocnik Nadleśnictwa stanowczo zaprotestował przeciwko powoływaniu na świadków "osób od lat skonfliktowanych z nadleśniczym Wrońskim", które wielokrotnie "konfabulowały i naciągały fakty" i uznał, że działanie obrony służyć ma wyłącznie przeciąganiu postępowania sądowego, które ma przecież ocenić indywidualny czyn Arkadiusza K. ze stycznia 2012 r., a nie całokształt polityki personalnej uprawianej do tej pory w Nadleśnictwie Żmigród.

Sędzia Krzemińska wniosku obrony nie rozpatrzyła. Zarządziła za to na 14 maja przeprowadzenie na terenie zakładu drzewnego w Praczach wizji lokalnej oraz przesłuchania biegłego, który oceniał sposób szacowania strat powstałych w wyniku kradzieży.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do