Jak wyjaśnił sędzia Arkadiusz Rosiecki, na podstawie materiału dowodowego: zeznań świadków, dokumentacji lekarskiej oraz opinii biegłego wykazano beż żadnych wątpliwości, że oskarżona dopuściła się zarzucanego jej czynu.
Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonej. Stwierdził, że są one sprzeczne z zeznaniami naocznego świadka zdarzenia – opiekunki grupy, do której oskarżona zaprowadziła dziecko oraz innych świadków, w tym dyrektor żłobka, przed którą Wioletta S. przyznała się do winy.
Mówiąc o kwalifikacjach prawnych, sędzia stwierdził, że oskarżyciel oparł się na niepełnej, mało drobiazgowej i powierzchownej opinii opinii biegłego Mariusza Borowika, który nie jest pracownikiem naukowym. Natomiast opinia dr. Jakuba Trynki – który zdaniem sądu ma bogate doświadczenie i w zakresie nauk medycznych i opiniowania podobnych spraw – jest konkretna i wyraźna. Z tej opinii wynika jednoznacznie, iż czyn oskarżonej nie naraził dziecko na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia czy spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Czyn ten nie spowodował też obrażeń określonych w art. 157 par. 2 KK, czyli naruszenie narządów ciała lub rozstrój zdrowia trwający nie dłużej niż 7 dni, a taka kwalifikacja zagrożona jest karą do dwóch lat wolności. Z opinii biegłego wynika też, że nie da się dokładnie określić, czy ból głowy na jakie dziecko skarżyło się przez kilka dni po zdarzeniu był spowodowany jej urazem, czy infekcją, na którą w tym czasie był leczony, a wątpliwości należy oceniać na korzyść oskarżonej. – Biegły w swojej opinii bardzo roztropnie zasugerował, że oskarżona naruszyła nietykalność cielesną dziecka – powiedział sędzia.
Sąd przyjął tę kwalifikację, stwierdzając, że takie zachowanie oskarżonej wykraczało poza zwykłe ramy oddziaływania wychowawczego. Zdaniem sądu, oskarżona przekroczyła tutaj swoje uprawnienia. I jej wina jest bezsporna, a kara trzech miesięcy pozbawienia wolności przewidziana w kodeksie jest adekwatna.
Sąd wymierzając wyrok wziął pod uwagę, że oskarżona nie była wcześniej karana, w związku z tym istnieje duże prawdopodobieństwo, że mimo zawieszenia wykonania kary, będzie przestrzegała prawa.
Wymierzenie kary dodatkowej w postaci zakazu wykonywania wszystkich zawodów związanych z opieką i wychowaniem dzieci przez okres jednego roku, sędzia skomentował stwierdzeniem, że prokuratura w akcie oskarżenia nie ujęła wszystkich przestępstw, jakich dopuściła się oskarżona. Chodzi tu o inne dzieci, wobec których Wioletta S. dopuszczała się sprzecznych z etyką opiekuna-wychowawcy zachowań: obrażania słownego, popychania, szarpania. Te zachowania też przekraczały normalne – przyjęte przez rodziców i wychowawców – sposoby karcenia dzieci. W związku z tym sąd uznał, że wobec oskarżonej należy zastosować ten dodatkowy środek karny.
– Nie komentuję wyroków sądu, zwłaszcza, gdy są nieprawomocne – powiedział nam obrońca Wioletty S. i zapowiedział wniesienie apelacji.
Przypomnijmy, Wioletta S. pracując w Żłobku Miejskim w Obornikach Śl. opiekowała się grupą dzieci, do której uczęszczał 4-letni wówczas Janek. 24 marca 2011 roku, chcąc ukarać chłopca, który podczas zabawy miał uderzyć koleżankę, wyprowadziła go do sąsiedniej sali, do innej grupy dzieci, żeby "się wyciszył". Pracująca tam inna opiekunka Izabela Z., usłyszała trzask zamykanych drzwi. Gdy popatrzyła się w tę stronę, zobaczyła, że Wioletta S. trzyma chłopca za kołnierz i pasek od spodni, i że zamachnęła się i odrzuciła dziecko do przodu, a chłopczyk uderzył o podłogę brzuszkiem i brodą. Następnie, zdaniem świadka, Wioletta S. wyszła z sali. Dziecko na chwilę straciło oddech.
Na drugi dzień Izabela Z. powiadomiła o zajściu dyrektorkę żłobka Katarzynę K., która skonfrontowała obie panie. Ponieważ Wioletta S. "specjalnie nie zaprzeczała" relacji Izabeli Z., dyrektorka zaproponowała tej pierwszej zwolnienie "za porozumieniem stron", na co opiekunka przystała.
Sprawy jednak nie udało się zatuszować, bo o wydarzeniach w obornickim żłobku dowiedzieli się inni rodzice, a niebawem prokuratura, która niebawem wniosła do sądu akt oskarżenia, zarzucając Wioletcie S., że naraziła bezpośrednio na utratę życia, albo ciężki uszczerbek na zdrowiu powierzonego jej dziecka.
Jak wynikał z zeznań innych pracownic żłobka, Wioletta K. już wcześniej niestosownie zachowywała się wobec dzieci, krzycząc na nie, wyzywając, a były także przypadki szturchania. O incydentach wiedziała dyrektorka żłobka, ale jej zdaniem Wioletta S była lubiana przez rodziców.
Tydzień temu prokurator – po wysłuchaniu opinii różnych biegłych – zmienił jednak kwalifikację czynu i zarzucił Wioletcie S. naruszenie nietykalności cielesnej.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie