Jeszcze dzień przed tragicznymi wydarzeniami, Kasia jak inne dzieci z obornickiego gimnazjum brała udział w lekcjach. Po zajęciach w szkole, dziewczynka uczestniczyła w SKS-ie, a po nim, jak zwykle wróciła do domu. Jak mówi mama Kasi, córka zachowywała się normalnie, miała swoje marzenia i plany na najbliższe dni i tygodnie. W przyszłości Kasia chciała skończyć szkołę średnią, a po niej iść na studia i zostać psychologiem. Uwielbiała sport. Jak mówi jej mama, Kasia brała udział w zawodach, dużo trenowała, dbała o formę i kondycję. Uwielbiała też taniec. Chodziła na zajęcia do obornickiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, gdzie uczyła się break dance`a. Często też trenowała w domu i dawała pokazy dla rodziny, tego czego się nauczyła. Mama Kasi wspomina, że jej córka była bardzo spontaniczna, prawie zawsze wesoła i pozytywnie nastawiona do świata.
Wyszła z domu jak zwykle
- W środę miałam termin wizyty w sprawie pracy w Powiatowym Urzędzie Pracy. A strasznie nie lubię jeździć do Trzebnicy. I tak mi przeszło przez głowę rano, że może pojadę razem z Kasią. Tym bardziej, że moja starsza córka, która chce zostać behawiorystą, w środę miała jechać do schroniska dla zwierząt. Potem jednak zrezygnowałam z proponowania Kasi tego wyjazdu, bo chociaż dobrze się uczyła, to nie chciałam, żeby opuszczała lekcje. Szkoda mi było, bo córka bardzo się starała o dobre stopnie. Gdybym tylko wiedziała, co się później stanie, to bym ją po tej Trzebnicy przez cały dzień za rękę prowadziła - mówi przez łzy mama Kasi. Kobieta dodaje, że nic nie wskazywało na to, że jej córka może mieć gorszy dzień czy że ma jakiś problem. - Wzięła śniadanie i tak jak codziennie wybiegła z domu. Bardzo się spieszyła, żeby nie spóźnić się na autokar szkolny, bo gdyby tak się stało, musiałaby na piechotę iść do "krzyżówki". I Kasia pojechała do szkoły, a ja pojechałam do Trzebnicy. Kiedy wróciłam do domu, informację o śmierci Kasi przekazała mi moja starsza córka, Basia, która była w domu, kiedy policjanci z Obornik Śląskich przyjechali nas powiadomić. Kiedy starsza córka powiedziała mi o tym, nie mogłam uwierzyć. Nie docierało do mnie to, co się stało, bo jeszcze kilka godzin wcześniej, moja najmłodsza córeczka poszła na autobus wesoła, zadowolona, miałyśmy wspólne plany na popołudnie - mówi zapłakana mama.
Kobieta potwierdza, że bardzo szybko ona i jej rodzina zostali otoczeni pomocą psychologów, ale i tak zawsze pozostanie w niej poczucie winy za to, co się stało. - Przez wiele lat mieszkaliśmy w Szewcach. Tam moja Kasia miała wielu przyjaciół i tam mieszka większość rodziny, dlatego zdecydowaliśmy, aby właśnie tam ją pochować. Na pogrzebie było wiele osób, ponoć ponad 200. Przyjechała rodzina, ale też koleżanki i koledzy córki ze szkoły. Byli nauczyciele i dyrektorka szkoły. Ale co z tego, życia nic jej już nie wróci.
Nikt nie wie, dlaczego to zrobiła
Ani mama, ani reszta rodziny nie wie, dlaczego Kasia odebrała sobie życie. - Jestem pewna, że Kasię musiało coś dotknąć i stało się to w szkole, ale nie wiemy nic na pewno. Dochodzą do nas różne informacje, niektóre od zupełnie obcych ludzi, inne od znajomych Kasi. Policjant, z którym ostatnio rozmawialiśmy mówił, że ich zdaniem Kasia odebrała sobie życie z powodu "nieszczęśliwej miłości". Wiem, że córka przyjaźniła się z jakimś chłopcem, rozmawiałam z nią o tym, ale mówiła mi, że to tylko jej kolega. Od innych ludzi słyszeliśmy, że moja córka była wtedy w środę w szkole, że weszła do budynku chwilę po tym, jak przyjechała autobusem pod szkołę. Ponoć jest nawet nagranie, jak dwóch chłopców ją zaczepia i wyzywa, a widzi to jakaś nauczycielka. A potem Kasia wybiega ze szkoły. W poprzednim tygodniu dowiedziałam się w Obornikach, że po szkole chodzą plotki, iż moją córkę ktoś rozebrał i nagrał wszystko, a potem umieścił film w internecie. Całą rodziną próbowaliśmy znaleźć odpowiedź, czy tak było naprawdę. Nie udało się nam dotrzeć do takiego nagrania. Z tego, co powiedział mi jeden z policjantów zajmujących się sprawą, policja też tego nie ustaliła. Tym bardziej zastanawiamy się, co mogło się tamtego dnia stać w szkole. Mam straszny żal do szkoły, bo powierzyłam jej to, co miałam najcenniejsze, własne dziecko, a szkoła nie potrafiła jej dopilnować. Jestem pewna, że coś ukrywają. Ja nie mogę zrozumieć, tego co się stało. Przecież moja Kaśka była pełna życia. Zawsze była bardzo spontaniczna. Chętnie pomagała mi w pracach w ogródku. Razem spędzaliśmy dużo czasu. Kiedy spacerowaliśmy potrafiła mi na plecy wskoczyć. Dlatego uważam, że coś musiało być nie tak w szkole. Rano, jeszcze kiedy wychodziła do szkoły wszystko było w porządku, a dwie godziny później moje dziecko odebrało sobie życie. Nie potrafię tego zrozumieć i w żadnej sposób sobie wytłumaczyć. Przecież gdybym widziała, że z córką coś jest nie tak, od razu bym z nią porozmawiała. Codziennie ją pytałam, kiedy wracała ze szkoły, jak było, czy wszystko w porządku. I jak nie było, to mówiła mi o tym. Pamiętam, jak żaliła mi się, że w szkole została wezwana do pani dyrektor, bo jakaś uczennica powiedziała, że to Kasia ją zaczepiała. W gabinecie dyrektorki okazało się jednak, że to nie moja córka, a jakaś inna dziewczyna, która miała podobną bluzę. A poza tym nigdy mi się nie żaliła - opowiada mama Kasi i dodaje, że pamięta incydent z zeszłego roku, kiedy to Kasia była świadkiem w sprawie pobicia przez ucznia nauczyciela. - Nikt mi nie powie, że szkoła była idealna. Również w zeszłym roku, na rękach Kasi zauważyliśmy blizny. Córka zapewniała nas jednak, że są one wynikiem tego, że dla żartu pocięła sobie rękę. Porozmawiałam z nią poważnie, ale Kaśka zapewniała mnie, że to tylko raz z koleżankami "tak sobie próbowały". Szkoła wtedy nie reagowała - dodaje mama Kasi, i zapewnia, że nie chodzi jej o zemstę, a o to, żeby poznać prawdziwą przyczynę odebrania sobie przez jej córkę życia, bo jej zdaniem tkwi ona w szkole.
- Dla mnie ta cała sytuacja to porażka nas wszystkich, rodziny, na pewno byliśmy w jakimś stopniu winni, ale też szkoły, przyjaciół i znajomych Kasi - dodaje Barbara, starsza siostra nieżyjącej dziewczyny.
Szkoła nie czuje się winna tragedii
Jadwiga Grekulińska, dyrektorka obornickiego gimnazjum odpiera ataki mamy uczennicy, która popełniła samobójstwo: - Oświadczam z całkowitym przekonaniem, że tego dnia dziewczynka w ogóle nie przyszła do szkoły . Dowodem na to jest zapis z monitoringu i dziennika lekcyjnego. Również uczniowie zgodnie twierdzą, że tego dnia Kasia nie weszła do szkoły. A z relacji koleżanki, z którą siedziała w autobusie wynika, że w drodze do Obornik była smutna. Nie istnieje z tego dnia żadne nagranie, na którym obecna byłaby Kasia w opisanych przez matkę sytuacjach. Z posiadanych przez szkołę informacji wynika, że nie miały miejsca zdarzenia, w których ktokolwiek krzywdziłby Kasię. Informacje podane przez matkę na ten temat są nieprawdziwe. Nie rozumiem, po co ta pani w ogóle pisze o jakichś domysłach i przywołuje plotki jako argumenty, zrzucając na szkołę całą winę za tragedię, która się wydarzyła. Jeśli chodzi o dowóz uczniów do szkoły, to dzieciom zapewniona jest opieka w autobusie, a po przyjeździe mają obowiązek wejścia do szkoły, gdzie pełnią dyżur wyznaczeni nauczyciele. Szkoła zapewnia bezpieczeństwo wszystkim uczniom. Świadczy o tym także fakt, że przez ostatnie lata otrzymywaliśmy certyfikat Bezpiecznej Szkoły, a uczniowie w anonimowych ankietach mówili, że w szkole czują się bezpiecznie. Informacje, które podaje matka, są nieprawdziwe i bardzo obraźliwe. Zastanawiam się, czemu ma to służyć...? Staram się rozumieć ból i cierpienie matki, ale nie wolno kogokolwiek bezpodstawnie oskarżać, także szkoły, z którą matka nie starała się nawiązać głębszego kontaktu. Poza tym policja prowadzi postępowanie wyjaśniające wszelkie okoliczności tego zdarzenia. My też słyszeliśmy o różnych domniemanych przyczynach, kłopotach rodzinnych, ale nie można na podstawie tylko plotek kogoś oczerniać, bo można tym wyrządzić ogromną krzywdę. Szkoła też ma ogromny żal do matki, że próbuje zrzucić całą odpowiedzialność za tragedię na nas. Jesteśmy niesłusznie podejrzewani o ukrywanie informacji. Wszelką wiedzę jaką posiadaliśmy na temat funkcjonowania Kasi w szkole i całej tragedii przekazaliśmy policji - wyjaśnia Jadwiga Grekulińska.
- Jest mi szczególnie przykro, że matka wygłasza takie opinie, ponieważ nigdy nie zgłaszała ani wychowawcy, ani pedagogowi, ani mnie o jakichkolwiek problemach dziewczynki w szkole. A jeśli, jak mówi matka, jej dziecko kiedykolwiek z jakiegoś powodu próbowało nacinać sobie rękę, to gdzie ona jako rodzic wtedy była? Gdyby zgłosiła to w szkole i prosiła o pomoc, na pewno uzyskałaby wsparcie. Ponadto zarówno w dniu zdarzenia, jak i dnia następnego, gdy przyszła do szkoły pogrążona w rozpaczy, próbowałam ją podtrzymać na duchu, a obecny psycholog udzielał jej wsparcia. Również po pogrzebie, gdy składałam kondolencje, podziękowała za to, iż szkoła uczestniczyła w tym obrzędzie i powiedziała, że jak trochę emocje opadną, to przyjdzie do nas, aby porozmawiać o córce i zabrać jej rzeczy pozostawione w szkole. Kasia nie miała w szkole żadnych problemów i była zadowoloną i uśmiechniętą uczennicą. Świadczyć o tym może to, że chętnie udzielała się w sporcie, jeździła na zawody, rozwijała swoje zainteresowania i umiejętności na zajęciach artystycznych i pozalekcyjnych. Aktywnie włączyła się w grupowe zajęcia taneczne, które odbywały się w szkole pod opieką nauczyciela przez kilka miesięcy, aby dać pokaz z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca. Zajęcia te trwały do późnych godzin popołudniowych, więc gdyby w szkole czuła się źle, to nie chciałaby przebywać w niej tak długo. Wszyscy koledzy i koleżanki ze szkoły zapamiętali ją jako wesołą, otwartą osobę, którą wszyscy bardzo lubili. Myślę, że to rozpacz spowodowała, że matka Kasi próbuje za wszelką cenę dowiedzieć się prawdy, nieświadomie bądź świadomie krzywdząc szkołę i zrzucając na nas odpowiedzialność. Jednocześnie mam nadzieję, że nie jest to celowe działanie matki, aby może odwrócić uwagę od jakichś innych problemów dziecka. Jakich? Tego nie wiemy. Zachowanie dziewczynki w szkole nie wskazywało na to, aby należało poczynić jakąkolwiek interwencję. W szkole nie krążą żadne plotki, o których mówi matka. Policja , jak powiedziała sama matka, też o tym nie wie. Współczujemy rodzinie, ale dajmy w spokoju prowadzić postępowanie policji. A umedialnianie tej sprawy na obecnym etapie może być tylko źródłem niepotrzebnych plotek i niezdrowych sensacji - dodaje dyrektorka.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Proszę nie poszukiwać winnych. Dziwny przypadek jak na tak młody wiek, bardzo przykro. Współczuję serdecznie, żal po niewczasie.... Dziecko potrzebuje wsparcia w domu i w Szkole. Ta Szkoła jest bardzo trudna. Przeraża mnie. Zbyt dużo młodzieży, nawet spoza tzw. Rejonu. Często podwożąc córcie widywałam pod OPTYKIEM jak dwie dziewczyny tzw. larwy okładały pięściami po twarzy młodszego chłopca. A słownictwo mocno rynsztokowe.....W końcu postanowiłam się z nimi rozprawić w krótkich żołnierskich słowach. Z moich wspomnień domowych: Młodzież charka kolegom na głowy i za kołnierz spod płucka/na gęsto/ Dla mnie nie do pomyślenia jest żeby się nawet do kogoś zbliżać na metr. Jest to norma o której nikt w tym buszu nie słyszał. W SP nr.2 do klasy syna dokoptowano dwa patologiczne, wykolejone spady z klasy LEPSZEJ/równoległej. Czym całkowicie rozwalono nam klasę 6 a. A co? Zamiast do Poprawczaka lub do Szkoły Specjalnej to można komuś zbuka odstąpić :) Te bydlaki pójdą we wrześniu do Gimnazjum i nie pozwolą normalnie funkcjonować spokojnym rówieśnikom oraz nauczycielom prowadzić lekcji. Córka mnie pyta co ja mogę....mogę im wszystkie zęby powybijać. Co w tej sytuacji zrobię, pójdę się z nimi normalnie bić. Wracając do organizacji pogrzebu wspominanej Ś.P. Dziewczynki, koleżanki moich dzieci zaszokowała mnie wypowiedź jednej z Matek, /tak, Oborniki kosmiczne miejsce/ - Pani zażądała zapewnienia autokaru w celu dowózki na Pogrzeb. Droga Pani może jeszcze wieńce i znicze Szkoła ma za Panią kupić? Zabawne.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Proszę nie poszukiwać winnych. Dziwny przypadek jak na tak młody wiek, bardzo przykro. Współczuję serdecznie, żal po niewczasie.... Dziecko potrzebuje wsparcia w domu i w Szkole. Ta Szkoła jest bardzo trudna. Przeraża mnie. Zbyt dużo młodzieży, nawet spoza tzw. Rejonu. Często podwożąc córcie widywałam pod OPTYKIEM jak dwie dziewczyny tzw. larwy okładały pięściami po twarzy młodszego chłopca. A słownictwo mocno rynsztokowe.....W końcu postanowiłam się z nimi rozprawić w krótkich żołnierskich słowach. Z moich wspomnień domowych: Młodzież charka kolegom na głowy i za kołnierz spod płucka/na gęsto/ Dla mnie nie do pomyślenia jest żeby się nawet do kogoś zbliżać na metr. Jest to norma o której nikt w tym buszu nie słyszał. W SP nr.2 do klasy syna dokoptowano dwa patologiczne, wykolejone spady z klasy LEPSZEJ/równoległej. Czym całkowicie rozwalono nam klasę 6 a. A co? Zamiast do Poprawczaka lub do Szkoły Specjalnej to można komuś zbuka odstąpić :) Te bydlaki pójdą we wrześniu do Gimnazjum i nie pozwolą normalnie funkcjonować spokojnym rówieśnikom oraz nauczycielom prowadzić lekcji. Córka mnie pyta co ja mogę....mogę im wszystkie zęby powybijać. Co w tej sytuacji zrobię, pójdę się z nimi normalnie bić. Wracając do organizacji pogrzebu wspominanej Ś.P. Dziewczynki, koleżanki moich dzieci zaszokowała mnie wypowiedź jednej z Matek, /tak, Oborniki kosmiczne miejsce/ - Pani zażądała zapewnienia autokaru w celu dowózki na Pogrzeb. Droga Pani może jeszcze wieńce i znicze Szkoła ma za Panią kupić? Zabawne.