Państwo Kasprzakowie mieszkają w domu, który od ponad 45 lat był mieszkaniem służbowym dróżnika: - Ten dom był budowany na raty. Najpierw powstała sama budka dróżnika, potem dobudowano kolejne pomieszczenia, potem następne - mówi Krzysztof Kasprzak. Jak dodaje mąż, dom był mieszkaniem służbowym jego teścia od 1965 roku. - Wprowadziłem się tu po ślubie, można powiedzieć, że w tym domu mieszkamy już ponad 30 lat. Obecnie, razem z żoną i ze mną mieszkają tu również nasze dzieci: córka i syn. Po śmierci teścia, który był najemcą lokalu, podpisaliśmy nową umowę najmu z PKP, w której najemcami staliśmy się żona i ja - mówi mężczyzna wskazując na umowy.
Płacili rachunki i inwestowali w dom
Przez te wszystkie lata, państwo Kasprzakowie zagospodarowali sobie kawałek ziemi wokół domu, który należał do nieruchomości, zrobili również remont w domu. Mieszkanie jest bardzo zadbane, ma wymienione okna, nowe instalacje, wyremontowaną kuchnię i łazienkę, wyremontowany dach. - Mieszkaliśmy sobie spokojnie. W gruncie rzeczy w ogóle nie przeszkadzały nam już nawet pociągi przejeżdżające tuż pod oknem.Tak się do nich przyzwyczailiśmy, że nie zwracamy nawet uwagi, kiedy przejeżdżają po torach. Teraz dużo bardziej są uciążliwe samochody, które jadą przez przejazd i ważąc nawet po kilkanaście ton, strasznie się tłuką. Pociągi nigdy nie były dla nas uciążliwe, byliśmy zadowoleni z lokum. Zawsze regulaminie płaciliśmy rachunki, nigdy nie zalegaliśmy z żadnymi opłatami. Bardzo dbaliśmy o dom, tym bardziej, że jeszcze kilkanaście lat temu mówiło się, że będziemy mieli możliwość jego wykupienia na własność. Potem jednak PKP zmieniło zdanie. Nieoficjalnie dowiadywaliśmy się, że być może będziemy musieli opuścić nasze domy, ze względu na planowany remont linii kolejowej - mówi pan Krzysztof.
Wyprowadzka albo sąd
Sytuacja mieszkaniowa państwa Kasprzaków zmieniła się diametralnie w zeszłym roku: - Siedzieliśmy sobie z żoną w domu; był już wieczór, na pewno było już po godz. 20, kiedy do naszych drzwi zawitali państwo z PKP S.A. Kobieta i mężczyzna, którzy do nas przyjechali, przywieźli ze sobą decyzję o rozwiązaniu umowy najmu. W dokumencie było napisane, że zgodnie z warunkami umowy najmu, którą podpisaliśmy po śmierci teścia, mamy miesiąc na wyprowadzkę do lokalu wskazanego przez PKP, w terminie 30 dniu od dostarczenia pisma, czyli że mamy na to czas do 31 sierpnia. W dokumencie było również zastrzeżenie, że w przeciwnym razie spotkamy się w sądzie - wskazuje na umowę Krzysztof Kasprzak. Jak mówi mężczyzna, zarówno on jego jak i żonę bardzo zdziwiło takie postawienie sprawy przez PKP: - Zaproponowano nam na piśmie, jako nowe mieszkanie, dom w miejscowości Minkowice Oławskie - a właściwie to już poza nią, bo kilkaset metrów od głównej drogi - dom o porównywalnym metrażu jak mamy teraz, ale... do kapitalnego remontu. Do zrobienia był dach, instalacje, wymiana stolarki, praktycznie wszystko. Dostalibyśmy gołe mury i to i tak stare, w nieciekawym stanie. Kolejne zaproponowane przez PKP mieszkanie było w Kątach, w kierunku Rawicza. Spory metraż, ale również do kapitalnego remontu; w dodatku znajdował się w bardzo nieciekawej okolicy - wylicza mężczyzna i dodaje, że również kolejne propozycje PKP były nie do przyjęcia.
- Żona pracuje w Żmigrodzie, zresztą ja też. Gdybyśmy mieli się stąd wyprowadzić do innej miejscowości, chociażby do Wrocławia, to przecież "zjadłyby nas" koszty dojazdu do pracy - argumentuje Krzysztof Kasprzak.
Nic nie robią
Elżbieta Kasprzak przypomina sobie, że kiedyś w jakiejś rozmowie z przedstawicielami PKP usłyszała, że być może będzie konieczność opuszczenia domu, ale jak twierdzi, zapewniano ją, że jeśli będą pieniądze na remont, to i będą pieniądze na to, żeby przeprowadzili się w godne warunki. - Po tym jak otrzymaliśmy pismo z wypowiedzeniem umowy, od razu udaliśmy się do radcy prawnego. Ten utwierdził nas tylko w przekonaniu, że PKP nie mogą ulokować nas w ruderach. Zresztą, co nas osobiście dotknęło, osoby którym PKP wcześniej wypowiedziały umowy najmu, dostały luksusowe mieszkania - w porównaniu z tymi, które nam proponowano; w nowym budownictwie, "pod klucz", w takim standardzie, jak odbiera się mieszkania od dewelopera. I to właśnie nas boli, że dla PKP są "równi i równiejsi". Kiedy zapytaliśmy, dlaczego jesteśmy traktowani gorzej niż ci, którym już dawno zaproponowano nowe lokale, usłyszałem, że jeszcze jakiś czas temu sytuacja PKP był lepsza i firma mogła sobie na to pozwolić - mówi żmigrodzianin i wskazuje, że jeszcze nie tak niedawno PKP sprzedawały wiele budynków, które też mogłyby przeznaczyć na mieszkania, jak chociażby budynek byłej przychodni kolejowej w Obornikach Śląskich. - Trochę mnie to przeraża, że przedstawiciele PKP nic teraz nie robią w tym kierunku, abyśmy mogli jak najszybciej opuścić dom. Mam wrażenie, jakby nie chcieli znaleźć rozwiązania. Proponowaliśmy, aby rozebrać część domu tak, aby odsunąć mury od torów, a dobudować z drugiej strony. Niestety, nasz pomysł nie zyskał akceptacji. W poprzednim tygodniu znowu byli u nas państwo z PKP. Przyjechali i zapytali czy coś się zmieniło, a kiedy odpowiedzieliśmy z żoną, że nie, to powiedzieli nam "do widzenia" i odjechali - mówi rozgoryczony mężczyzna.
Inni też muszą się wyprowadzić
W analogicznej sytuacji znaleźli się państwo Kotalowie z Korzeńska. - Mój mąż pracował na kolei i dlatego też dostał to mieszkanie jak służbowe - mówi Danuta Kotala, która razem z mężem, dziećmi i wnukiem mieszka w domu tuż obok stacji PKP w Korzeńsku. - Obecnie, po remoncie mamy tu 77 m kw. Mieszkamy tu od 1993 roku. Za zgodą PKP wymieniliśmy okna i instalacje, zrobiliśmy podłogi i centralne ogrzewanie. Wszystko to, co jest potrzebne do normalnego funkcjonowania. Za zgodą dyrektora PKP zrobiliśmy w 2001 roku dobudówkę, na którą przedstawiliśmy projekt. Robiliśmy wszystko tak, jakbyśmy mieli mieszkać tu do śmierci. Zresztą całkiem niedawno remontowaliśmy dach, na który mamy jeszcze chyba ze 20 lat gwarancji; postawiliśmy też kominy z cegły klinkierowej. Aż niespodziewanie 12 kwietnia ubiegłego roku zawitali do nas przedstawiciele PKP i oznajmili nam, że w ciągu trzech miesięcy mamy się stąd wyprowadzić. To był dla nas szok, bo w remont mieszkania włożyliśmy bardzo dużo pieniędzy i wysiłku; gdybyśmy wiedzieli, że będziemy musieli się wyprowadzić, po prostu odłożylibyśmy te pieniądze i kupili mniejsze, ale nowe mieszkanie, albo też zostawili je na remont tego, które zaproponowały nam PKP - mówi zdenerwowana Danuta Kotala.
Mieszkanie na czwartym piętrze dla niepełnosprawnego
Podobnie jak w przypadku państwa Kasprzaków, rodzina Kotalów dostała kilka propozycji mieszkań. - Nie wiem skąd PKP wzięło te mieszkania. Jestem inwalidą; w wyniku wypadku straciłem nogę, poruszałem się dzięki protezie. Teraz jednak doszły problemy z kręgosłupem, operacje, rehabilitacja, co spowodowało, że muszę jeździć na wózku inwalidzkim. Doskonale wiedzą o tym pracownicy PKP, mimo to, zaproponowali nam mieszkanie, we Wrocławiu przy ul. Gwarnej. Lokalizacja wydaje się świetna, ale jest to mieszkanie do kapitalnego remontu, w którym obecnie jest tylko piec kaflowy, który pewnie nie wystarczyłby do ogrzania pomieszczeń bardzo wysokich, o ogromnej kubaturze. Nie wiem, jak mógłbym pokonywać schody codziennie, bo to bardzo stara kamienica, w dodatku trzeba byłoby wnosić opał po schodach - tłumaczy fakt odmowy przyjęcia mieszkania Stefan Kotala. Jego żona, opowiada również o innych propozycjach, jakie wystosowało do nich PKP: - Były to mieszkania w bardzo złym stanie, wszystkie do kapitalnego remontu, między innymi w Kluczborku, Ścinawie, w miejscowości Sarby, czy w Legnicy. Wszystkie jeździłam oglądać na własny koszt, ale te propozycje to jakieś nieporozumienie.Zaproponowano nam mieszkania bez toalety, a w jednym w ogóle nie było wody; musielibyśmy czerpać ją ze studni. Kto teraz tak żyje? - pyta Danuta Kotala. Jeszcze w zeszłym roku informacje o możliwych lokalizacja dostawała na piśmie, a teraz ludzie z PKP już tylko dzwonią i podają adres. Rozżalenie małżeństwa wielkie; że również oni podkreślają niesprawiedliwe traktowanie lokatorów przez PKP. Pan Stefan wskazuje, że jego siostra, która mieszkała w Żmigrodzie dostała piękne mieszkanie, a im proponuje się rudery. - Oni chyba biorą nas na przetrzymanie - dodaje kobieta.
Prawnik radzi walczyć o swoje
Państwo Elżbieta i Krzysztof Kasprzak poprosili o pomoc radcę prawnego, który w ich imieniu wystąpił do Oddziału Gospodarowania Nieruchomościami PKP S.A. W piśmie, które prawnik skierował do kolejarzy czytamy między innymi, że fakt iż państwo Kasprzakowie są najemcami budynku nie budzi wątpliwości (posiadają umowę najmu, otrzymali książeczkę opłat). "Odnosząc się do samej treści oświadczenia o rozwiązaniu umowy najmu uznać należy, iż jest sprzeczna z przepisami ustawy z dnia 21 czerwca 2001 r. o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu Cywilnego: "Nie później niż na miesiąc naprzód, na koniec miesiąca kalendarzowego, właściciel może wypowiedzieć stosunek prawny, jeżeli lokator (...) używa lokalu, który wymaga opróżnienia w związku z koniecznością rozbiórki lub remontu budynku, z zastrzeżeniem art. 10 ust. 4". Jakkolwiek uznać, należy iż PKP S.A. miało prawo wypowiedzieć umowę najmu na podstawie art. 11 ust. 2 pkt 4, to zgodnie z tym przepisem dochowana powinna zostać norma art. 10 ust. 4, który wskazuje:(...) "Czynsz za lokal zamienny, bez względu na jego wyposażenie techniczne, nie może być wyższy niż czynsz za lokal dotychczasowy." Dalej radca prawny wskazuje, że propozycja przeprowadzki do Minkowic Oławskich, miejscowości oddalonej o 80 km, "do wskazanego lokalu zamiennego skazałoby ich na utratę pracy i brak perspektyw w okresie przedemerytalnym"; dalej prawnik zauważa, że jeśli tylko jego klientom zostanie wskazany lokal w Żmigrodzie, który będzie spełniał warunki, aby być lokalem zamienny w rozumieniu ustawy, wówczas bez zbędnej zwłoki, opuszczą lokal położony przy ul. Henryka Sienkiewicza.
PKP musi opróżnić mieszkania
- Wszystkie nasze działania są zgodne z procedurami wynikającymi z obowiązującego prawa - twierdzi Maria Starczewska z PKP S.A. Oddział Gospodarowania Nieruchomościami we Wrocławiu. - Od momentu, kiedy rozwiązaliśmy umowy z najemcami mieszkań minął już rok. Zgodnie z obowiązującym prawem, termin wypowiedzenia najmu wynosi jeden miesiąc. Oznacza to, że najemca musi opuścić lokal w ciągu 30 dni. Kierując się jednak dobrem mieszkańców i mając na uwadze ich sytuację daliśmy im na to więcej czasu niż przewiduje ustawodawca.Z ponad dwudziestu rodzin tylko cztery nie chciały przyjąć naszych propozycji, co świadczy o naszym zaangażowaniu w sprawę. Niestety decyzja o wykwaterowaniu jest nieodwołalna z uwagi na to, że modernizacja odcinka linii kolejowej E59 pomiędzy Wrocławiem a Poznaniem jest w toku. Jest to linia łącząca północ z południem Europy. Po modernizacji w 2014 r. prędkość pociągów wzrośnie do 160 km/h. W drugim etapie modernizacji może wzrosnąć do 200 km/h. Zgodnie z przepisami, zabudowania mogą znajdować się najbliżej w odległości 20 metrów od osi zewnętrznego toru. Dlatego też domy, które znajdują się blisko dróg kolejowych będą musiały zostać wyburzone ze względów bezpieczeństwa. W grę nie wchodzi również ustawienie ekranów dźwiękochłonnych - Maria Starczewska.
Jak dodaje, PKP stara się zaspokoić potrzeby mieszkańców, którzy muszą się przeprowadzić: - Dokładnie znam każde mieszkanie kolejowe, ponieważ jeżdżę i odwiedzam mieszkańców dość często. Znamy też specyfikę najemców tych mieszkań. To prawda, że członkiem jednej z rodzin jest osoba niepełnosprawna. W trosce o jej dobro zaproponowaliśmy tej rodzinie kilkanaście lokalizacji, w tym domy wolnostojące, a nawet znajdujące się w naszym zasobie dwa mieszkania we Wrocławiu, o które ta rodzina wnioskowała. Dodatkowo, poinformowaliśmy ich, że od razu, od podpisania umowy będą mogli je wykupić za ułamek wartości, to jest za 3,75 procenta ceny rynkowej. Niestety żadna z proponowanych lokalizacji nie została przyjęta, nad czym ubolewamy. Podobnie sprawa wygląda z pozostałymi trzema rodzinami, które jeszcze nie opuściły lokali. Na pewno postaramy się ten problem rozwiązać, mając na uwadze dobro lokatorów. Taka sytuacja nie może jednak trwać, gdyż ze względu na modernizację linii, konieczne jest udostępnienie terenu wykonawcom, aby nie hamować inwestycji i nie dezorganizować ruchu pociągów na tej, istotnej z punktu widzenia ruchu kolejowego trasie - zapowiada.
Maria Starczewska potwierdza, że mieszkańcy nie mogą liczyć na wypłatę odszkodowań za nakłady poniesione na remonty, czy modernizację domów i mieszkań: - Większość rodzin dokonywała wielu zmian na własną rękę, a każda z nich powinna być przez nas zaakceptowana, jako właściciela budynku, dlatego też możemy jedynie zaproponować zamianę nieruchomości - wyjaśnia.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Pierwsze i zasadnicze pytanie - gdzie znajduję się opisywany budynek? Osoba pisząca artykuł o czymś chyba zapomniała :)