Kolejny dzień jazdy, kilkaset kilometrów "w nogach" i nagle wypadek, który może przekreślać dalsze marzenia o pokonaniu 4 tys. km. - Jadąc rozwaliły mi się pedały od roweru. Mamy tak wyliczoną trasę przejazdu, że nie możemy sobie pozwolić na dzień odpoczynku. Nieraz zdarzały nam się drobne awarie, np. Markowi "poszła" dętka, ale szybko udało się ją wymienić w najbliższym sklepie rowerowym. Mój przypadek był niestety o wiele poważniejszy. Byliśmy niedaleko Jarosławia, kiedy rozleciał mi się pedał. Już myślałem, że wrócę do domu, ale zadzwoniłem do mojego kolegi Marka Miturskiego. To jemu zawdzięczam mój dalszy udział w maratonie. W ciągu kilkunastu minut udało mu się załatwić faceta, który błyskawicznie przyjechał i naprawił mój rower. Tego mechanika załatwiał przy pomocy policji. Cała akcja była jak w filmie, Marek zachował się prawie jak James Bond! - komentuje Roman Węglarski z trzebnickich Szerszeni.Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie