Reklama

Dla mnie najpierwsza - ulica Milicka

30/01/2012 18:55
Przyszła dziś kolej, by pisać o ulicy, którą poznałem najwcześniej, i z którą najwięcej mam wspomnień z odległych już niestety lat dzieciństwa i wczesnej młodości. Tak się składa, że przemierzam ją nadal bardzo często, choćby w drodze na targ czy działkę i zawsze wracają wspomnienia o tym, co było kiedyś, a co chyba już na zawsze zostanie w mojej pamięci.

Milicka to chyba dziś najdłuższa z ulic Trzebnicy, bo kończy się ok. 2 km za miastem, tuż przed skrzyżowaniem z drogą do Sułowa. Jest traktem przelotowym, można nią dojechać nie tylko do Milicza, ale dalej do Krotoszyna, Jarocina, Gniezna, Bydgoszczy, a nawet do Gdańska i Olsztyna.

Już od wieków średnich Trzebnica była miejscem gdzie droga prowadząca z Wrocławia na północ rozgałęziała się na dwa trakty: poznański i gnieźnieński. Co prawda godzi się przypomnieć, że do Poznania jeździło się wówczas przez Marcinów, a do Milicza przez Sulisławice i Masłów. Obecne trasy powstały dopiero w XIX wieku. Dokładnie droga do Milicza, a właściwie do wielkopolskich Zdun została zbudowana w latach 1870-1882.

Nazwa ulicy w czasach niemieckich była taka jak dziś, chociaż właściwie Militscherstrasse kończyła się przy cegielni (skrzyżowanie z dzisiejszą ulicą Piwniczną), a dalej wiodła szosa do Księgnic i Milicza (Chausse ueber Kniegnitz nach Militsch). W okresie przedwojennym istniało tu kilka ważnych instytucji i zakładów: więzienie (dziś budynek mieszkalny obok Urzędu Skarbowego), węzłowa stacja kolejki wąskotorowej nosząca wtedy nazwę Trebnitz Stadtpark (od 1898 r.), obok niej parowozownia i zakłady naprawcze, wspomniana już cegielnia (dziś mieści się tam Wodnik), a nad rzeczka Lubszą, między warsztatami kolejowymi a dzisiejszą oczyszczalnią ścieków, działały aż trzy młyny wodne.

Współczesna ulica Milicka to droga bardzo ruchliwa, na której znajduje się wiele sklepów, magazynów, zakładów usługowych i przemysłowych. Można tu m.in. naprawić buty, skorzystać z usług krawieckich, dorobić klucze, wyleczyć zęby, dobrać okulary, kupić telefon komórkowy, sprzęt medyczny i radiotechniczny, meble, artykuły dla dzieci i spożywcze, a nawet ostrzyc pieska. Szczególne skupienie tych "usług wszelakich" występuje na początkowym odcinku ulicy, od świateł na skrzyżowaniu z ulicą Prusicką, gdzie dominuje nowa zabudowa. Drugie nagromadzenie takich różnorodnych obiektów istnieje na końcowym, zamiejskim odcinku ulicy. Poza wspomnianym już Wodnikiem znajduje się tutaj odwiedzane niemal przez wszystkich trzebniczan miejskie targowisko, szczególnie ruchliwe we wtorki. Wzdłuż drogi do Milicza zlokalizowane są różne hurtownie i magazyny, a także m.in. piekarnia, oczyszczalnia ścieków, zakłady budowlane i wytwarzające siatkę ogrodzeniową, stacja kontroli pojazdów, rozdzielnia energetyczna.

Ta obfitość zakładów sprawia, że przesłaniają one trochę walory krajobrazowe drogi, która przebiega u podnóża wzgórz sąsiadujących z Kocia Górą. Ale, szczególnie w porze kwitnienia rzepaku czy dojrzewania zbóż, te góreczki po prawej stronie drogi wyglądają uroczo. Z kolei po stronie lewej ładnym akcentem są Rodzinne Ogródki Działkowe "Storczyk", gdzie sporo ludzi czynnie wypoczywa i troskliwie zabiega o swoje plony.

Ważną, nie tak dawno oddaną, inwestycją jest łącznik zbudowany między ulicą Milicką i Prusicką. Odciąża on w znacznym stopniu centrum naszego miasteczka, bo większość ciężkich pojazdów kieruje się tą drogą ku obwodnicy. Niestety projektując tę ważną drogę nie przewidziano ile miejsca potrzebują skręcające tiry i zakręt w prawo od strony Milicza został wykonany zbyt ciasno (żeby się o tym przekonać wystarczy spojrzeć na chodnik pełen śladów opon ciężkich pojazdów). Pisząc o tym miejscu muszę wspomnieć o jednej jeszcze osobliwości. Otóż, mimo że od wyborów parlamentarnych minęło już bardzo sporo czasu, to przy skręcie na łącznik (od strony Trzebnicy) wciąż króluje, sterany nieco zębem czasu, baner Aldony M., która zachęca, by poprzeć jej poselskie ambicje.

Ze spraw naprawdę poważnych warto zwrócić uwagę na fatalny stan chodnika dla pieszych w końcowej części drogi. Jest poprowadzony ładną trasą, na skarpie, ale od lat skandalicznie zaniedbany. Widać, że tym miejscem od dawna nikt się nie interesował, a przecież jest ono bardzo ważne dla bezpieczeństwa pieszych. Myślę, że po niezbędnej modernizacji chodnik mógłby także służyć rowerzystom jako połączenie z jedyną na razie w Trzebnicy ścieżką rowerową wzdłuż łącznika.

Jest także przy ulicy Milickiej miejsce szczególne. Myślę o małej kapliczce maryjnej, która stoi na skrzyżowaniu z ulicą Piwniczną. Została ona kilka miesięcy temu (czerwiec 2011 r.) pięknie odremontowana, z inicjatywy mieszkańców obu ulic, a dokonała tego firma Józefa Kozłowskiego z Wąsosza. Na tabliczce przymocowanej do ogrodzenia kapliczki przeczytać można piękny cytat  z poezji wielkiego Cypriana Kamila Norwida - "Wszystko co wielkie, jest wielkie przez serce".

Ten cytat sprawił, że po napisaniu tylu zdań o tej ważnej ulicy, chciałbym znowu przenieść "duszę utęsknioną" do swych lat dziecięcych, gdy poznawanie świata zaczynałem od poznawania tej właśnie ulicy. Ponieważ nie ma już miejsca na "poemat na ten temat", poprzestanę więc na  kilku okruchach wspomnień. Wielkim sentymentem będę zawsze darzyć niewielką stacyjkę naszej ciuchci - Trzebnica Gaj, gdzie spędzaliśmy wiele czasu, patrząc na dymiące lokomotywki i niewielkie wagoniki, a czasem upraszając kolejarzy, by pozwolili nam przejechać "kawałek" w czasie "przetoków". Pamiętam brukowaną jezdnię tej ulicy, z tak małym wtedy natężeniem ruchu, że można było na niej rozgrywać mecze piłki nożnej czy hokeja na trawie (gdy jechał samochód schodziło się na chwilę). Tę jezdnię można było także przeskoczyć w trójskoku, który stanowił żelazny punkt naszych ówczesnych zmagań lekkoatletycznych. Płynęła tam także rzeczka, prawda, że nieco cuchnąca, a za parowozownią w kierunku ul. Jędrzejowskiej był prawdziwy wodospad, a dalej pachnąca trawą i ziołami łąka. Do czasu wybudowania domu miedzy ulicami Kościuszki i Roosevelta były także pełne tajemnic ruiny.

Ale najcieplejsze wspomnienia dotyczą niewielkiego, wtedy szarego, dziś pięknie odnowionego domku pod nr 13, do którego przylegało niewielkie podwórko z drzewkiem liliowego bzu i dwa ogrody (na jednym z nich dominował potężny świerk). Domek był własnością osobliwej staruszki pani Zinaidy Tomczakowej, która mówiła po rosyjsku, a wspominała często lata spędzone w Chinach. Przy domku było wielkie "zakazane" podwórze (wtedy Metalowca), które było główną areną gier sportowych, a szczególnie zawodów lekkoatletycznych. A za domem (to już ul. Tadeusza Kościuszki) była po prostu "górka", z której zimą (a zimy były wtedy śnieżne) zjeżdżaliśmy na sankach i łyżwach. To były piękne dni!

Tekst zrobił się już przydługi, ale zgodnie z konwencją przyjętą w tym miejscu należałoby coś napisać o mieście, od którego ulica wzięła swą nazwę. Nie będę się tu wgłębiał w dzieje Milicza, chociaż są zupełnie inne niż Trzebnicy, nie będę też pisał o zabytkach miasteczka, chociaż są bardzo interesujące. Wspomnę tylko o tym, czego jako trzebniczanin Miliczowi zazdroszczę. Pierwsza to ilość (i długość) ścieżek rowerowych, które pozwalają bezpiecznie przejechać całe miasto, a od minionego roku dojechać także do Sułowa. Druga sprawa to nawiązywanie do tradycji dawnej ciuchci poprzez umieszczenie w mieście, w charakterze pomników, elementów dawnej wąskotorówki (wagony, motorówka, a w przyszłości także lokomotywa). Warto byłoby także trzebniczanom przypomnieć, że kiedyś u nas były dwie linie kolejowe.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do