Reklama

Seniorzy na parkiecie

10/10/2011 18:55
- To już ósme spotkanie seniorów, jakie zorganizowaliśmy w Zajączkowie - od takiego stwierdzenia rozpoczęła z nami rozmowę radna i sołtyska Zajączkowa Monika Mączka podczas dorocznego Dnia Seniora.

 - Początkowo ja jako sołtyska organizowałam ten dzień. Obecnie organizatorów jest więcej, bo włączyli się: Rada Sołecka i Stowarzyszenie Mieszkańców Zajączkowa "Razem". W tym przedsięwzięciu odpowiednimi funduszami wspomogła nas gmina. Organizując coroczne spotkanie chcemy stworzyć warunki naszym seniorom, by mogli wspólnie spotkać się, odnowić kontakty, porozmawiać i pobawić się. Barbara Rondak dodała: - W przygotowaniu imprezy uczestniczyło wiele osób z rady sołeckiej, stowarzyszenia i inni. Wszystkie wypieki robiłyśmy same, a obsługę zapewniły nam młodsze panie i jak widać krzątają się też całkiem młodziutkie dziewczyny.

Gdy weszliśmy na salę trwały tańce. Panie, bo panów spotkaliśmy niewielu, tańczyły, jakby nie przybywało im lat. Ponad osiemdziesięcioletnia pani spytana, czy po takim tańcu czuje się zmęczona, odpowiedziała: - Ależ skąd. Tańczy się dla przyjemności i wcale nie musi się tańczyć ponad własne siły. A z koleżankami jakoś tak lekko porusza się człowiek po parkiecie solo i w kółeczku....

Trzeba dodać, że panowie z orkiestry proponowali nie tylko dawne, znane melodie, ale także zupełnie współczesne. Przy wszystkich utworach bawiono się ochoczo i radośnie, dostosowując taneczne figury do rytmów i melodii.  Rozmawiając ze znajomym zauważyliśmy tę naturalność i umiejętność kojarzenia nowoczesności z tradycją. A tradycji było też wiele. Bo, gdy orkiestra "szła na papieroska", panie podejmowały dawne piosenki, ze swych młodzieńczych lat. Było głośno i gwarno, bo około pięćdziesiąt głosów to nie mało jak na jedną salę.

Seniorką spotkania była pani, której "stuknęło" już dziewięć dziesiątek. Poprosiliśmy jedną ze starszych mieszkanek Zajączkowa, by opowiedziała o swej miejscowości. - W Zajączkowie zamieszkałam w 1948 roku. Sprowadziłam się tu po zamążpójściu - powiedziała nam Helena Łysiak. - Urodziłam się w Rybnie w woj. stanisławowskim. Moją całą rodzinę wymordowali upowcy. Nam wraz z mamą udało się uciec i tak we dwójkę osiadłyśmy w Pęgowie. W maju tego roku odwiedziłam swą rodzinną miejscowość. Była ku temu okazja. Miejscowa ludność wystawiła pomnik na miejscu spalonego wówczas kościoła. Zawiozłam tam tablicę. Zabierałam głos dziękując Ukraińcom za postawienie tego pomnika. W Zajączkowie mąż pracował w młynie, a ja zajmowałam się wychowaniem trójki dzieci. Wcześnie owdowiałam i dzieci wychowywałam sama. Mogę powiedzieć, że wszystkie moje dzieci zdobyły wyższe wykształcenie i są na swoim. Zajączków zmienił się znacząco dopiero w ostatniej dekadzie za sołtysostwa pani Moniki. Ta świetlica jest tego najlepszym przykładem. Zmieniła się wieś, zmieniają się czasy, zresztą jak cały kraj...

Stoły zastawione były ciastem. Panie i panowie, którzy mieli ochotę mogli kosztować wino lub zwykłą lemoniadę. Można było potwierdzić znane powiedzenie abstynentów, że dla dobrej zabawy nie trzeba "wodnistej" podniety. Najważniejsze jest towarzystwo i chęć wspólnego bytowania.

Gdy żegnaliśmy seniorów i  gospodynię  imprezy Monikę  zabawa trwała w najlepsze.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do