
Pani Jolanta ukończyła biotechnologię na Wydziale Nauk o Żywności, fascynowała ją mikrobiologia i badania, które prowadziła pracując przez 5 lat na uczelni na etacie technicznym, w oczekiwaniu na wolny etat nauczyciela akademickiego. Pan Marek pracował w Instytucie Mechanizacji Rolnictwa na Wydziale Rolniczym, gdzie zdobył stopień naukowy doktora. Mieli dwoje dzieci i więcej wydatków niż przychodów. Polska otwierała się wtedy na Europę, a ojciec zapraszał do firmy. Była to jedna z najtrudniejszych decyzji w ich życiu. Odeszli z uczelni. Dziś pani Kempa jest współwłaścicielką rodzinnej firmy Kulik i wiceprezesem zarządu Inspirion Polska sp. z o.o. - firmy polsko-niemieckiej, a pan Kempa dyrektorem finansowym obu przedsiębiorstw. Mieszkają i pracują w Trzebnicy.
Założenie w czasach siermiężnej komuny, bo w 1957 roku firmy, przez ojca pani Jolanty, Henryka Kulika wymagało odwagi. Podejmując walkę z rzeczywistością, która w tamtym okresie niszczyła wszelkie objawy przedsiębiorczości i kreatywności, oferował drobne usługi ślusarskie, później coraz większe (ogrodzenia, zwijane kraty do sklepów). Legenda firmowa, głosi, że pewnego dnia żona Zenobia poprosiła męża, żeby zrobił jej parasolkę, bo nigdzie nie mogła jej kupić, jak zresztą wielu rzeczy. Parasolkę zakupioną za bony w Peweksie ojciec rozebrał na części, poskładał, przemyślał i opracował technologię, potem zdobył i wykonał kilka maszyn i... ruszyła produkcja. Towar został bardzo dobrze przyjęty. Parasolki były solidne, a na komunistycznym rynku panował głód wszystkiego. Z czasem powstała też galwanizernia.
-Wtedy wszystko było problemem. Mieliśmy kłopoty z zaopatrzeniem w materiały do produkcji i importem. Cały proces przejścia przez Urząd Celny był koszmarem. Ciężko też było przekonać zagranicznych dostawców, aby zaufali firmie z komunistycznej Polski. Tor przeszkód stanowiła polska gospodarka - wspomina pani Jolanta. Aktualnie firma Kulik obsługuje klientów biznesowych na wielu poziomach: prowadzi hurtową sprzedaż parasoli, świadczy usługi galwaniczne i reklamowe, sprzedając upominki promocyjne odbiorcom biznesowym. Ma trzech właścicieli. Brat pani Jolanty, Mariusz, prowadzi wraz z żoną Anną galwanizernię, a Kempowie podzielili funkcje między siebie.
Pani Jola widząc wielkie zaangażowanie rodziców w to co tworzyli, miała wzorce, które wykorzystała potem zakładając kolejną firmę - Inspirion Polska. Przedsiębiorstwo to jest jednym z największych dystrybutorów artykułów reklamowych w Polsce. Na obecną pozycję pracowało od 2005 roku. Współpracuje tylko z agencjami reklamowymi - z Polski, Litwy, Łotwy, Estonii i Białorusi. Oferta firmy obejmuje produkty w dwóch grupach - szeroką ofertę popularnych artykułów reklamowych oraz produkty klasy Premium. W katalogach znajduje się ponad 2000 artykułów sprowadzanych z Dalekiego Wschodu. W obu firmach pracuje około 160 osób.
Pracę w firmie Kulik pani Jola rozpoczęła od utworzenia nowego działu - działu reklamy.
- Kiedy weszłam do firmy okazało się, że można stworzyć dział, który rozwinie firmę. Były to gadżety i materiały reklamowe. Wiedza o marketingu, czy reklamie prawie w Polsce nie istniała. Uczyłam się sama. Wtedy nikt nie sprzedawał parasoli reklamowych, nie mówiąc o innych gadżetach. Nauczyłam się tworzyć coś od podstaw, nie było specjalistów. Nauczyłam się także pracy z ludźmi. Musieliśmy zgłębić tajniki druku na parasolach i znaleźć dostawców specjalnych parasoli do reklamy. Parasole, które produkowała Firma Kulik były przeznaczone do handlu detalicznego. Uruchomiliśmy galwanizernię na skalę przemysłową. Firma stale przechodzi ewolucję, rozwijamy się w różnych kierunkach. Utworzenie działu reklamy i sprzedaż gadżetów reklamowych, to był strzał w dziesiątkę. W latach 90 - tych firma Kulik nawiązała współpracę ze znaną niemiecką firmą i weszliśmy w spółkę. Tak w 2005 roku powstał Inspirion Polska w Trzebnicy- mówi Jolanta Kempa. - Zanim do tego doszło, byliśmy największym odbiorcą gadżetów reklamowych tej firmy. Okazało się, że prezesem spółki w Niemczech jest człowiek, którego teść pochodził z Trzebnicy. Po wojnie został wysiedlony i osiadł w Bremie. To absolutny zbieg okoliczności! Dzięki temu rozwinęła się dodatkowo bliska znajomość między naszymi rodzinami
Jej hobby to fotografia. Kolekcję ma w komputerze, a jej część zdobi ściany firmy. Kocha sztukę, lubi zwiedzać galerie obrazów. Energiczna, nieco surowa w pierwszym kontakcie, zorganizowana i totalnie zaangażowana w pracę, stanowi połączenie wrażliwości, kobiecości z męskimi cechami charakteru. Mówi, że jej wady są zaletami. Twardo broni swojego zdania, jednak zawsze przyzna rację temu, kto ma inne poglądy, jeśli uzasadni ich racjonalność i przekona panią Jolantę. Często w domu zachowuje się jak w firmie, na co rodzina zwraca uwagę. Jej zalety to: kreatywność, uczciwość i pełne zaangażowanie w pracę. Frajdę sprawiają jej spacery po lesie , górach czy nadmorskiej plaży. Jest osobą, po której widać emocje, w przeciwieństwie do męża, który jest uosobieniem spokoju. Uzupełniają się więc doskonale. Kiedy w dzieciństwie pytali ją, kim chciałaby zostać, odpowiadała, że chłopcem, bo chłopcom na więcej się pozwala, więcej im się wybacza i mają większe możliwości. Ma więcej cech ojca, jednak naturę ma czysto kobiecą, emocjonalną. Jak sama mówi: ma to swoje zalety i wady, ale to dzięki impulsywności działa szybko, skutecznie i niekonwencjonalnie, szczególnie w kontaktach z klientami firmy, którzy mają coraz wyższe oczekiwania. Na pytanie o największą wartość życiu odpowiedziała: - W domu uczono mnie uczciwości, szacunku dla ludzi, rzetelności, odpowiedzialności za siebie i za innych. Te zasady wyznaję do dziś, starałam się wpoić je również swoim dzieciom. Wartości te pozostały w nas, zmieniły się tylko pokolenia. Często radziłam się ojca w różnych sprawach, przekazał mi wiedzę na temat ludzi. W bardzo prosty sposób umiał mi powiedzieć jak postąpić i okazywało się to trafne. Tato miał duże doświadczenie w kontaktach z ludźmi.
Pan Marek Kempa jest "oazą spokoju"; załatwia wszystkie sprawy wymagające cierpliwości i kompromisu, zwłaszcza urzędowe. Ma umysł analityczny - właśnie dlatego zajmuje się finansami. Studia dla tych dwojga były przygodą intelektualną i treningiem przed samodzielnym życiem. Wszystkie egzaminy, jak uważa pani Jolanta, to duże wyzwanie, które uczy wytrwałości i perfekcji. Pan Marek dodaje: studia dawały potencjał, który wykorzystujemy na różne sposoby do dzisiaj.
- Sukces ? To chyba nasze dzieci - i pani Jola śmieje się serdecznie. - Mamy dwoje wspaniałych dzieci, dobrze wykształconych. Zawsze im mówiliśmy, że trzeba sobą coś reprezentować, aby coś osiągnąć w życiu. Masz wyższe wykształcenie, masz lepszy start. Syn współpracuje już nami w obu firmach. Jest odpowiedzialny za IT i dział sprzedaży artykułów reklamowych. Od małego dziecka był przysposabiany przez dziadka do pracy w firmie. Skończył Uniwersytet Ekonomiczny. Natomiast córka ukończyła psychologię w SWPS Warszawie, wybrała specjalizację związaną z marketingiem i reklamą. - Naszym zawodowym sukcesem jest rozwój firmy. To mocno rodzinny biznes. Mama nadal pracuje, choć już w trochę mniejszym wymiarze niż kiedyś. Działała razem z ojcem, prowadziła dział konfekcjonowania, zarządzała osobami, które szyły parasole, projektowała i przygotowywała je do sprzedaży - mówi Jolanta Kempa i dodaje, że porażek... nie pamięta!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie