Reklama

A jednak królowa

05/09/2011 18:55
Wielokrotnie deklarowałem się, także na łamach NOWej, jako wielbiciel lekkoatletyki. Co w niej mnie urzeka? Z pewnością wielka rozmaitość i różnorodność konkurencji: od sprintów, przez biegi średnie, długie i bardzo długie, skoki na odległość i w górę, po prawdziwe atletyczne zmagania herosów ciskających oszczepem, kulą czy dyskiem. Poza tym jest to ten rodzaj sportu, w którym współzawodnictwo jest bezpośrednie i zacięte, ale jednak uczciwe i (najczęściej) szlachetne.

Nic więc dziwnego, że refleksje, którymi chcę się dzisiaj z moimi Czytelnikami podzielić dotyczyć będą dopiero co zakończonych lekkoatletycznych Mistrzostw Świata rozegranych w dalekim Daegu (Taegu). Arena zmagań sportowców to czwarte  co do wielkości miasto Południowej Korei (2,5 mln mieszkańców); znajduje się w nim m.in.  pięć uniwersytetów.

Dzięki programom telewizyjnym, szczególnie Eurosportowi, można było śledzić niemal wszystkie konkurencje mistrzowskiej areny (gdyby jeszcze nie było tych natrętnych reklam!). Natomiast rodzima "misyjna" telewizja potraktowała mistrzostwa jak zwykle "per nogam" przekazując programy w dni powszednie wyłącznie  w godzinach okołopołudniowych, natomiast w sobotę i niedzielę nie znajdując wcale czasu na "takie ekstrawagencje" ( a może była to zemsta za kiepskie wyniki naszych reprezentantów?).

Spośród bohaterów tegorocznych  mistrzostw wybrałem kilka postaci, które z różnych względów przykuły moją uwagę. Zacznę od kulomiotki z dalekiej Nowej Zelandii. Valerie Kasanity Adams (dawniej znana jako Valerie Vili), która należy do najdłużej startujących lekkoatletek. To były już piąte jej Mistrzostwa Świata. Na trzech ostatnich (Osaka, Berlin i Daegu) zdobyła złote medale, jest także mistrzynią olimpijską  z Pekinu. Imponować może jej spokój, opanowanie i wiara we własne możliwości. Na tych mistrzostwach nie było łatwo. Po pierwszych seriach rzutów była trzecia. Ale potem w czwartej czy piątej kolejce pchnęła kulę najdalej w swej, długiej przecież karierze. 21,24 m - ten rezultat dał jej pierwsze miejsce, którego nie oddała już do końca. I trzeba było widzieć jak ta, bardzo skupiona i opanowana, dziewczyna cieszy się - spokojnie i rozważnie, ale bardzo szczerze, ze swego wielkiego sukcesu.

Zupełne przeciwieństwo nowozelandzkiej miotaczki to najbardziej żywiołowy z lekkoatletycznych idoli Jamajczyk Usain Bolt. Ten facet budzi mieszane opinie. Jego kabaretowe zagrania w chwilach, gdy rywale denerwują się przed nadchodzącym startem, mogą irytować, ale ja odbieram to wyraz autentycznej radości sportowca. W Daegu było bardzo dramatycznie. Falstart niemal stuprocentowego faworyta biegu na 100 metrów i wykluczenie go z dalszej rywalizacji sprawiło, że świat zamarł ze zdumienia i zaskoczenia. Parę dni potem była dwusetka i okazało się, że radosny sposób bycia imć Bolta nie zmienił się zupełnie. Najbardziej ujęło mnie to, gdy sympatycznym żółwikiem podziękował małemu koreańskiemu chłopcu, który opiekował się jego sportowym strojem. Na starcie, co wszyscy odnotowali, uważał już znacznie bardziej, ale gdy ruszył nie miał równych sobie. Potem pełny spektakl nieokiełznanej radości i ...dopełnienie w niedzielnej sztafecie, gdy wraz z kolegami ustanowili rekord świata.

Teraz nasz polski, jedyny (ale jaki!) akcent. Młody chłopiec, tyczkarz Paweł Wojciechowski, który nigdy jeszcze nie startował na tak poważnej imprezie. W sytuacji, gdy nie udała się mu pierwsza próba na 5,85 m, zaryzykował i przeniósł pozostałe na wysokość 5,90 (tylko o centymetr niżej od swego rekordu życiowego). I skoczył ... po złoty medal! Tu też była wielka radość, ale połączona z niedowierzaniem, że to już się stało. Paweł pokazał jak do celu dążyć należy. Niestety za mało było w naszej drużynie takich, jak on. Tylko jego koledzy - tyczkarze, obaj 800  metrowcy: Marcin Lewandowski i Adam Kszczot, pięcioboistka Karolina Tymińska i na zakończenie zawodów sztafeta stumetrowców wykazali chęć walki o zwycięstwo, połączoną z radością z uprawiania sportu. No, ale by zdobywać tytuły mistrzowskie, należy bić życiowe rekordy i osiągać najlepsze wyniki w sezonie. 

Bohaterem mistrzostw był dla mnie także francuski biegacz Krzysztof Lemaitre. Od wielu lat wiadomo, że w sprintach i biegach długich dominują ciemnoskórzy  zawodnicy. To tak jak z muzyką bluesową - mają do tego większe od białych wrodzone predyspozycje. Trzeba to uznać, choć przyznaję, że dość trudno pasjonować się rywalizacją między Kenijczykami a Etiopczykami. Ale są także zawodnicy o białej karnacji skóry, którzy potrafią zawalczyć o swoje. Lameitre jest jednym z nich. Na starcie jest zupełnym przeciwieństwem swego kolegi z sąsiedniego toru Usaima Bolta - Francuz jest zamknięty w sobie, wprost przepełniony opanowaniem, bez uśmiechu i zbytecznych gestów. Biega natomiast wspaniale. Gdy kończył 200 m na trzecim miejscu, a potem wraz z kolegami zdobył srebro w sztafecie, pękała skorupa spokoju i twarz sportowca błyszczała pełną radością.

Mógłbym wymienić jeszcze wielu: australijska mistrzyni Sally Pearson, która jak to wciąż powtarzali telewizyjni komentatorzy "biegła przez płotki tak, jakby ich wcale nie było"; Kim Collins (lat 35) sympatyczny, ciemnoskóry sprinter; pobiegł w sztafecie, która (o 0,01 sek. przed Polakami) zdobyła brązowy medal dla Saint Kitts i Nevis małego, wyspiarskiego kraju (261 km kw.) na Karaibach; rewelacyjny amerykański trójskoczek Christian Taylor, który zupełnie nieoczekiwanie, świetnym wynikiem - 17,96 m, zwyciężył w trójskoku.

Lekkoatletyczne zmagania w koreańskim Daegu udowodniły, że mimo licznych zagrożeń, (szczególnie kwestia dopingu) królowa sportu ma się dobrze i nadal dostarcza wielu emocji swym miłośnikom. Szkoda tylko, że w małych polskich miasteczkach, takich  jak Trzebnica, nie ma ludzi, którzy znaleźliby utalentowaną młodzież i pokazali jej piękno biegów, skoków i rzutów. Mamy piękny nowy stadion, więc może doczekamy się szkółki lekkoatletycznej. Bez takich działań złudne są sny o potędze polskiego sportu.

 

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do