
Dodać trzeba, że przybywali fachowcy o różnych kwalifikacjach, przeważnie z wykształceniem podstawowym, a wyjątkowo- średnim. A najbardziej znamienne było to, że właśnie ci fachowcy np. o kwalifikacjach mistrzowskich wykonywali zadania, które dzisiaj należą do inżynierów. Kazimierz tamte czasy wspomina z sentymentem, nie stroniąc od bardziej wyrazistych szczegółów. Odnajdujemy w nich prawdziwe życie, jego i innych osadników. Są w nich szczegóły o pracy, o warunkach bytowania, o nadziejach, jakie mieli ci bardzo młodzi wtedy ludzie.
- Na Dolny Śląsk przyjechałem z Krakowa., delegowany przez Wojewódzki Urząd Ziemski. Było to 10 lipca 1945 roku - wspomina Kazimierz Szopa. - Skierowano mnie do pracy w rolnictwie, a ściślej w geodezji. Gdy znalazłem się w Trzebnicy zdążyłem jedynie zebrać dokumenty katastracyjne, mapy ziemskie oraz inne tego typu niemieckie dokumenty i zabezpieczyć je. Ta dokumentacja była niezbędna dla sporządzenia wykazów powierzchni gruntów według grup obszarowych i użytków. Dokumentacja geodezyjna powiatu trzebnickiego znajdowała się w obejściu i piwnicy domu przy dzisiejszej ul. Obrońców Pokoju, bo tam do 1944 roku mieścił się Urząd Katastralny. Pomimo zdewastowania zbioru tylko niewielka ilość dokumentów uległa zniszczeniu. W Trzebnicy zająłem mieszkanie i postanowiłem zostać tu na stałe. W tym domu, przy ulicy Jana Kilińskiego, mieszkam do dzisiaj.
Ale przez pewien czas przebywałem poza Trzebnicą. Wkrótce zostałem delegowany przez Urząd Ziemski do Legnicy, a potem do Cieplic do wykonania zadań w terenie. W latach 1945 - 1955 pracowałem we wszystkich powiatach Dolnego Śląska, poza Lwówkiem i Środą Śląską. Dolny Śląsk należał do rejonów najlepiej przygotowanych do akcji osiedleńczej. Co roku zwiększała się ilość geodetów, coraz lepiej pracowały powiatowe wydziały techniczno-pomiarowe. Nas wysyłano tam, gdzie było najtrudniej. W 1951 roku skierowano mnie do woj. szczecińskiego. Pracowałem tam kilka miesięcy. W 1953 roku byłem delegowany do powiatu jędrzejowskiego w województwie kieleckim, by wykonać tam odpowiednie zadania pomiarowo-dokumentacyjne. Na stałe osiadłem w Trzebnicy dopiero w 1956 roku, gdy objąłem stanowiska kierownika biura geodezji. Moja rodzina żona zamieszkała tu zaraz po ślubie, jaki zawarliśmy w Krakowie u św. Szczepana w marcu 1946 roku. Tu był mój dom, moja rodzina. Żona w Trzebnicy, a ja, co parę miesięcy w innym powiecie.
Warte odnotowania są pierwsze moje prace, jakie mi zlecono po przyjeździe do Legnicy. Mieliśmy do dyspozycji samochód typu willis i wyznaczone zadanie zabezpieczenia dokumentacji, archiwów geodezyjnych w poszczególnych powiatach. Mieliśmy zacząć od Zgorzelca, bo tam już urzędował pełnomocnik. Po załatwieniu sprawy mieliśmy udać się na południe. Nie mieliśmy map, nie wiedzieliśmy, w jakim powiecie jesteśmy, nie wiedzieliśmy nawet, jakie powiaty wchodzą w skład województwa, nie znaliśmy ich granic. To samo odnosiło się do gmin. Tak dotarliśmy do Jelenie Góry. Tamte tereny jesienią 1945 roku rządziły się jeszcze niemieckim prawem. A w hotelu, w którym zamieszkaliśmy, młodzi Niemcy śpiewali jeszcze "haj li haj la".., a o nas Polakach mówili bardzo brzydko. Znałem niemiecki i ostrzegałem kolegów, aby zachowywali się tak, jak by nie rozumieli w ogóle tego języka, bo byliśmy w hotelu jedynymi Polakami, a w mieście nie było milicji czy żołnierzy. Niemieccy urzędnicy wskazywali nam Urząd Katastralny i wprowadzali nas tam. Tam osadnictwo było w powijakach.
Nasza praca nabrała innego charakteru od września 1945 roku. Wówczas to wyznaczono zadania pod potrzeby osiedleńcze. Zaczęliśmy prowadzić rejestrację gospodarstw wiejskich oraz ich regulację w drodze wydzielenia dla każdego gospodarstwa 10-15 ha użytków rolnych. Te prace prowadziliśmy w składzie: mierniczy i 2-4 sekretarzy spisowych delegowanych przez partie polityczne lub miejscowe władze samorządowe. Odbywało się to w ten sposób, że grupa dokonywała najpierw opisu całego gospodarstwa, badając kwalifikacje osadnika, stan liczebny jego rodziny, chłonność i stan budynków, stan inwentarza żywego i martwego. Opisywano również gospodarstwa jeszcze niezasiedlone. W ten sposób mierniczy rozliczał chłonność całej wsi i dokonywał regulacji gospodarstw. Była to benedyktyńska praca, bo poruszaliśmy się po nieznanym terenie. Wykonanie tych prac było jednak niezbędne dla prowadzenia w miarę skutecznej akcji osiedleńczej. Później podobne prace wykonywaliśmy w odniesieniu do majątków ziemskich. Pomimo, że co miesiąc przybywali nowi geodeci wielu z nich nie podołało obowiązkom i trudnościom. A te były wielkie. Brakowało wszystkiego: odzieży, sprzętu, ludzi, żywności, środków transportu. Późną jesienią już we wszystkich powiatach ( 33 powiaty) istniały referaty techniczno - pomiarowe. Z wiedzy, jaką posiadam mogę powiedzieć, że dzięki naszej pracy już w 1949 roku zakończyliśmy akcję osiedleńczą i związaną z nią regulację gospodarstw rolnych. Trzeba dodać, że nas geodetów, pionierów było na Dolnym Śląsku niewielu i to oni wykonali podstawową pracę.
Powoli następowała stabilizacja. Gdy zakończono akcje osiedleńczą zaczęto tworzyć spółdzielnie. Dla nas geodetów wyznaczono nowe zadania. Polegały one przede wszystkim na scalaniu ziemi. Zwykle było tak, że na wsi większość rolników nie przystępowała do spółdzielni. Starałem się tak prowadzić te scalenia, aby rolnicy, którym zabrano działkę dostawali nową w tej samej klasie. Choć przy tym problemów nie brakowało, udawało się pogodzić interesy obu stron. Do późnych lat pięćdziesiątych mieliśmy wiele problemów z zagospodarowaniem enklaw, wyznaczeniem obszarów rolnych dla państwowych gospodarstw rolnych, przekazywaniem słabych gruntów pod zalesienia. Ale był to okres względnej stabilizacji. Było już wiadomo gdzie, co i kiedy należy wykonać. Jak po roku pięćdziesiątym wykonaliśmy wielką pracę związaną z pracami scaleniowymi, tak po rozwiązywaniu się spółdzielni produkcyjnych trzeba było dokonać przywrócenia stanu poprzedniego dla rolników. Nie zawsze udawało się te prace wykonać w pełni, bo niektórzy rolnicy nie chcieli zmian, a też część rolników, którzy nadal gospodarowali w spółdzielni. Ale można powiedzieć, że praca ta zostało wykonana i nie mieliśmy znaczących konfliktów w poszczególnych wsiach.
W międzyczasie wykonywaliśmy wiele innych zadań związanych z realizacją postanowień władzy. Do takich należała np. społeczna klasyfikacja gruntów, od której naliczano powinności rolników dla państwa. Był to rok 1949. A w 1956 r. postanowiono, aby przeprowadzić klasyfikację naukową. Ta sama praca, ale już wykonywana w inny sposób. Potem mieliśmy ogrom pracy przy kartografii gleb, wpisach do ksiąg wieczystych i wiele innych ważnych dla gospodarki spraw. Byliśmy na wsiach, w miastach, na budowach, na małych i dużych inwestycjach. Nasza mrówcza praca dawała wymierne efekty, byliśmy zawsze pierwsi tam gdzie coś dopiero miało się dziać, o czym mówiło się, jako o osiągnięcia narodowych, ale ani słowem nie wspominano o geodetach.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie