
Aneta P. była prawniczką, pochodziła z województwa świętokrzyskiego. Do Taczowa przeprowadziła się dwa lata temu, kupiła dom w bliźniaczej zabudowie, powoli go remontowała. Pracowała we Wrocławiu, jak mówi jej brat, była w tym mieście zakochana. Mieszkańcy Taczowa zbyt wiele nie mogą powiedzieć o zamordowanej i jej konkubencie: - Teraz ludzie na wsiach żyją inaczej. Mają domy pozagradzane żywopłotem, żyją zamknięci w swoich ścianach. Cóż mogę powiedzieć o tej dziewczynie? Nie za wiele. Pracowała we Wrocławiu, rano wyjeżdżała kolejką do pracy i wracała późno. Może dwa razy ją widziałam, z czego raz na wyborach sołtysa. Jej chłopaka to widziałam może raz w sklepie. Nie wiem czy poznałabym go teraz na ulicy. Też nie był stąd. O morderstwie dowiedzieliśmy się w czwartek, poszliśmy zapalić świeczkę. Nie wiem, jak on mógł przez dwa dni mieszkać w jej domu, po tym co zrobił - mówi sołtyska wsi Renata Bisikiewicz
Marek S. 26-letni chłopak zamordowanej pochodził z okolic Środy Śląskiej, poznali się kilka lat wcześniej na internetowym czacie: - Byli normalną parą, przyjeżdżali do nas w odwiedziny i nigdy nie zauważyłem niczego podejrzanego. Zachowywał się w stosunku do niej w porządku. Owszem zdarzały się między nimi kłótnie, parę razy zrywali ze sobą, potem się schodzili. W marcu siostra powiedziała mi, że definitywnie ze sobą kończą. Więcej nie chciała nic mówić, była skryta - opowiada pan Krzysztof, brat zamordowanej.
Pod koniec maja do siostry zamordowanej zadzwonili z biura, gdzie pracowała Aneta P. Powiedzieli, że od dwóch dni nie pojawiła się w pracy i bezskutecznie próbują nawiązać z nią kontakt. To było do niej niepodobne. Z zeznań świadków złożonych na policji wynikało, że była sumienną pracownicą, nigdy nie spóźniała się do pracy: - Nawet kiedy miała godzinę się spóźnić, to dzwoniła i wszystkich informowała. Natychmiast po telefonie z policji pojechaliśmy do niej do domu, sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Drzwi do mieszkania otworzył mi Marek, jak go zobaczyłem to już wiedziałem, że on jest w to jej zniknięcie zamieszany. Czułem to - mówi brat zamordowanej.
Kiedy rodzina zgłosiła sprawę zaginięcia dziewczyny na policji, brat Anety P. na terenie Trzebnicy porozwieszał plakaty z jej zdjęciem i prośbą o udzielenie jakichkolwiek informacji, mających związek z tą sprawą. Plakaty miał też rozwiesić w Taczowie, ale już nie zdążył. W drugim dniu poszukiwań jedna z ekip znalazła ciało dziewczyny, ukryte w szambie przed domem. - Cały czas wierzyliśmy, że uda się ją odnaleźć żywą - dodaje brat zamordowanej.
Dom, w którym przez dwa lata mieszkała Aneta P. nie leży przy głównej drodze, ale jest na uboczu. Skręca się z głównej drogi, mija kilka domów jednorodzinnych i wąską usypaną z miału drogą jedzie kilkanaście metrów dalej. Przed wjazdem na pola, na górce stoi nowy bliźniak. Przed wejściem do domu jest mały trawnik, szopa na drewno oraz szambo, gdzie Marek S. ukrył ciało. Teraz na włazie znajduje się mnóstwo zapalonych zniczy, które przynoszą mieszkańcy. O morderstwie rozmawiałam z bratem Anety P. w jej mieszkaniu. Siedzieliśmy w jadalni, na suszarce od bielizny rozwieszone było jeszcze jej pranie. Rodzina przyjeżdża tutaj, by doglądać mieszkania, na porządkowanie rzeczy jest jeszcze za wcześnie. Sąsiedzi dziewczyny koszą jej trawnik.
Natychmiast po zaginięciu rozpoczęły się poszukiwania. W akcji brała udział policja i straż pożarna. Przeszukiwano okoliczne tereny i miejsca znajdujące się w pobliżu torów kolejowych. Sprawdzono ok. 35 ha obszaru, ale zaginionej nie odnaleziono. Przesłuchano rodzinę, mieszkańców, pracowników firmy, w której pracowała. Sprawdzano każdy ślad i brano pod uwagę każdą ewentualność, łącznie z tym, że wyjechała w rodzinne strony, albo za granicę. W poszukiwania zaginionej włączono także dwa psy. Gdy pierwszego dnia nie udało się jej odnaleźć, wstrzymano poszukiwania. Wznowiono je następnego dnia rano. - Sprawdzany był każdy ślad, z każdego zeznania kreśliliśmy obszar poszukiwań. Działania prowadzone były przez cały czas, współpracowaliśmy z instytucjami spoza powiatu trzebnickiego, ustalaliśmy czy zamordowana nie przebywała za granicą - wyjaśnia asp. sztab. Iwona Mazur z Komendy Powiatowej Policji w Trzebnicy.
- Gdybym miał opowiedzieć pani o naszych poszukiwaniach to zeszłoby nam kilka dni. Teraz jest jeszcze ze wcześnie, żeby o tym mówić. Cały czas pomagaliśmy policji, szukaliśmy w lesie, przeszliśmy trasą szynobusa, myśleliśmy, że może ktoś ją napadł w drodze do pracy. Wiedziałem, że Marek ma coś z tym wspólnego, jak go tylko zobaczyłem w drzwiach od domu siostry. Myślałem jednak, że może gdzieś ją wywiózł, uprowadził, ukrył przed nami. Ciągle mam przed oczami, jak ten zwyrodnialec chodzi pomagać policji szukać Anitki. Mówił "może poszukajmy tutaj, albo tam". Żalił się sąsiadom, płakał z rozpaczy. Jeden z sąsiadów, gdy poznał prawdę powiedział, że jak wyjdzie na wolność, to sam wymierzy mu sprawiedliwość - opowiada pan Krzysztof.
Rodzina sprawdzała każdy ślad, przez całą noc jeździli po wszystkich szpitalach we Wrocławiu, pytali czy nie leży tu Aneta. Zwrócili się o pomoc także do jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Żeby nie tracić czasu, pociągiem do Bydgoszczy wysłali jej ubrania i zdjęcie. Jasnowidz powiedział, że została zamordowana, wskazał jednak złe miejsce. Mówił o granicy wsi Taczowa Małego z Wielkim, mówił że leży w strudze.
Para poznała się na jednym z internetowych czatów. Podobno kiedy Marek S. poznawał Anetę P. równocześnie nawiązywał znajomość z innymi kobietami. Był od niej młodszy, ale w miłości był zaborczy, separował dziewczynę od reszty znajomych. Co ciekawe, był także na jej utrzymaniu, czasem znajdywał dorywczą pracę m.in. sprzedawał drogie odkurzacze. Kilka razy odwiedzał z dziewczyną jej dom rodzinny, zawsze zachowywał się przyzwoicie: - Siostra w tych sprawach była skryta. Nie chciała mi się zwierzać, więc nie miałem podstaw, żeby mu nie wierzyć - opowiada pan Krzysztof.
Marek S. morderstwo musiał planować od dawna. Z potwierdzonych źródeł wiemy, że w jego laptopie znaleziono artykuły i wyszukiwane strony pod tytułem: "jak długo ciało utrzymuje się w wodzie" czy "jak długo na ofierze znajdują się odciski palców". Postanowiliśmy sprawdzić tę informację w trzebnickiej prokuraturze.
- Nie potwierdzam, ale i nie zaprzeczam. Niestety nie mogę na razie nic powiedzieć, że względu na trwające obecnie śledztwo w tej sprawie. Sprawa jest zbyt świeża. Nawet dzisiaj jeszcze przesłuchiwaliśmy świadków. Ja naprawdę nie mogę nic powiedzieć, ale jeżeli mieszkańcy tej miejscowości tak wam powiedzieli, to możecie to napisać - oznajmił nam w piątek Leszek Wojtyła, trzebnicki prokurator rejonowy.
Marek S. przyznał się do winy. Na policji dowiedzieliśmy się, że za powód podał przyczyny emocjonalne.
- W związkach jest różnie, w kłótni mówi się różne rzeczy, ale jak można kogoś udusić i wrzucić ciało do szamba. Potem przed kilka dni mieszkać w domu, pomagać policji. To się w głowie nie mieści - mówi brat zamordowanej. Zdaniem Krzysztofa to telewizja i internet mogły wpłynąć na środki, jakich się podjął zabijając dziewczynę: - On dużo siedział przy komputerze, oglądał nałogowo telewizję. A tam po 22 same morderstwa, zabijanie. Pan Krzysztof opowiada z jakim współczuciem zwrócił się do niego oskarżony: - Podszedł do mnie na komendzie, kiedy jeszcze nie było nic wiadome. Trwało śledztwo. Uścisnął mi rękę i powiedział "Krzysztof, gdzie jest nasza Anitka"?
Po złożeniu zeznań przez Krzysztofa policja zaczęła uważniej przyglądać się byłemu chłopakowi Anety P. Potem sprawdzili jego laptop. Podczas składania zeznań nie wykazywał żadnych emocji, mówił o morderstwie, jakby opowiadał o pogodzie. Ekipa z Wrocławia znalazła ciało dziewczyny:
- Jak przechodziłem koło szamba, to coś mnie tknęło, żeby tam sprawdzić, ale wokół włazu jest trawa. Była nienaruszona, myślałem, że aby otworzyć szambo, trzeba rozkopać trawnik, dlatego tam nie sprawdzaliśmy - dodaje brat zamordowanej.
Aneta P. została pochowana w swoim rodzinnym mieście, na pogrzeb przyszło wielu znajomych, rodzice dziewczyny wiedzą, że została zamordowana, ale nie wiedzą gdzie znaleźli jej ciało. Marek S. przebywa w areszcie, pozostanie tam do czasu prowadzenia śledztwa, które potrwa do 3 miesięcy. Potem rozpocznie się proces sądowy. Za zabójstwo grozi mu od 25 lat pozbawienia wolności do dożywocia.
- Ten sk...syn może wyjść po kilkunastu latach i znowu próbować zrobić to samo. Chciałem przestrzec wszystkie dziewczyny, żeby uważniej przyglądały się swoim chłopakom. I były bardziej otwarte, bo to doprowadziło do śmierci mojej siostry.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie