
Wszystko zaczęło się na początku 2010 roku, gdy radni z komisji rewizyjnej RM przeprowadzili w ZGM kontrolę. Protokół pokontrolny nie pozostawiał wątpliwości: w zakładzie wykryto szereg nieprawidłowości, zwłaszcza finansowych. Ponieważ istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa, rada uchwaliła, żeby protokół wraz z odpowiednim doniesieniem znalazł się w prokuraturze.
Jak dowiedzieliśmy się, większość zarzutów została umorzona. Wprawdzie stróże prawa stwierdzili mnóstwo przykładów beztroskiego wydawania publicznych pieniędzy, ale niegospodarność niekoniecznie musi oznaczać łamanie prawa, a to ostatnie trzeba udowodnić...
Więc, choć akta sprawy są pękate i zawierają wiele wątków, prokuratorzy zbadali tylko jeden: podczas kontroli komisji rewizyjnej, okazało się, że w ZGM wprowadzono elektroniczne podpisy dla osób upoważnionych do przeprowadzania operacji bankowych.
Przed wprowadzeniem tej innowacji, w ZGM były trzy osoby upoważnione do prowadzenia takich operacji: główna księgowa i dwie pracownice działu technicznego. Każda z nich złożyła w banku wzór swojego podpisu, a dokument. złożony w banku musiał być sygnowany przez dwie osoby.
Jednak, jak ustalili radni, a potwierdziła prokuratura, od pewnego czasu zamiast dokumentów papierowych ZGM w rozliczeniach bankowych stosował konto elektroniczne. Podpisy zastąpiły dyskietki z odpowiednimi kodami. Dyskietki były trzy, choć obsługiwała je tylko jedna osoba - główna księgowa.
- Nic nie wiedziałam o tym, że mam jakiś podpis elektroniczny, ani o dyskietkach - powiedziała jedna z pracownic upoważnionych do prowadzenia operacji. - Gdy to do mnie dotarło, okazało się, że w moim imieniu były pobierane pieniądze z kont wspólnot mieszkaniowych.
Podobnie zeznawała druga "upoważniona" pracownica.
Prokuratura nie zarzuciła głównej księgowej wyłudzania pieniędzy, ani podszywania się pod inne osoby, tylko przestępstwo przeciwko ustawie o kwalifikowanym podpisie elektronicznym.
Jednak obrona wykazała przed sądem, że dyskietki oferowane przez obornicki bank to nie żaden podpis elektroniczny: mimo iż na każdym nośniku był indywidualny kod właścicielki, hasło do wszystkich było takie samo. W dodatku zawartość dyskietki można bez trudu kopiować.
Sąd jednak postanowił wznowić postępowanie i powołać biegłego informatyka, który wypowie się na temat zabezpieczeń stosowanych przez bank, który obsługuje wszystkie gminne instytucje oraz setki indywidualnych klientów.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie