Reklama

Wiceburmistrz Adam S. skazany

30/05/2011 18:55
W środę 25 maja o godz. 9.20 odbył się proces wiceburmistrza Obornik Śl. Po ponadtrzygodzinnej rozprawie sędzia Sądu Rejonowego w Trzebnicy uznał Adama S. winnym prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu.

Przypomnijmy: Adam S. został zatrzymany podczas rutynowej kontroli drogowej 29 stycznia, kilkanaście minut po północy. Trzykrotne badanie alkomatem wykazało u oskarżonego ilość zawartego alkoholu we krwi od 0,7 do 1,1 promila. Adamowi S. zostały postawione zarzuty z art.178 a par. 1 kk., który stanowi, że ten kto znajdując się w stanie nietrzeźwości i prowadzi pojazd mechaniczny podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Na rozprawę oskarżony Adam S. przyszedł z dwoma adwokatami. Stawił się też jeden świadek.Do niespodzianki doszło już na samym początku procesu. Adam S. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Odmówił składania wyjaśnień oraz wycofał swoje wcześniejsze zeznania, które składał na obornickim komisariacie. Sędzia je jednak odczytał. Okazało się, że podczas przesłuchania Adam S. przyznał się, że kiedy został zatrzymany przez policję znajdował się w stanie nietrzeźwym. Tłumaczył, że dzień wcześniej spotkał się ze znajomym w Żmigrodzie. Był zmęczony po tygodniu pracy. Wypił wtedy dwa piwa i dwa kieliszki wódki, a spotkanie, na które zawiózł i odwiózł go syn trwało kilka godzin. Po powrocie Adam S. postanowił pojechać i sprawdzić godziny otwarcia zakładu wulkanizacyjnego w Golędzinowie. Jak stwierdził wówczas czuł się dobrze, dodał, że sprawdził stan trzeźwości własnym, nie atestowanym alkomatem, który nie wykazał zawartości alkoholu w organizmie. Podczas podróży oskarżony przyznał, że koncentrował się na dziurach w jezdni i chociaż na wysokości stacji paliw zauważył czerwony, migający punkt, nie widział policji. Kilkadziesiąt metrów dalej zobaczył migające światła radiowozu, skojarzył to z wcześniejszymi światłami i zjechał na pobocze. Po odczytaniu wcześniejszych zeznań oskarżonego sąd zapytał Adama S. czy posiada rachunek za zakup alkomatu, czy zna ten model oraz czy ma go przy sobie, by móc okazać sędziemu. Adam S. odmówił udzielenia odpowiedzi.

Koncentrowałem się na dziurach

W trakcie rozprawy przesłuchiwany był świadek Paweł Karcz, policjant pracujący w Komisariacie Policji w Obornikach Śl., który przeprowadzał kontrolę drogową oskarżonego. Zeznał, że razem z mł. asp. Sebastianem Dobrzynieckim prowadzili nocną obserwację ruchu drogowego na ul. Wrocławskiej. Radiowóz stał przy wjeździe, na oświetloną stację paliw. Policjant wyszedł z samochodu, by skontrolować nadjeżdżający pojazd: - Miałem na sobie żółtą, odblaskową kamizelkę z napisem "policja", świeciłem pulsacyjnie latarką z czerwoną nakładką w stronę kierującego (na pytanie sądu odpowiedział, że pojazd znajdował się w odległości ok 150 m od radiowozu - przyp.red.). - Kierowca nie zatrzymał się do kontroli, jechał dalej, musiałem odskoczyć, żeby nie przejechał mi po nodze - wyjaśniał świadek. Gdy samochód nie zatrzymał się do kontroli, szybko wsiadł do radiowozu i razem z drugim policjantem udali się za kierowcą. Kiedy dogonili pojazd, włączyli sygnalizację świetlną i dźwiękową, a kierowca zjechał na pobocze. To było 100 m od Golędzinowa. Świadek zeznał, że kiedy oskarżony znajdował się w radiowozie czuć było od niego woń alkoholu, został więc poproszony o zbadanie stanu trzeźwości. Początkowo odmawiał, wtedy został pouczony o tym, że w przeciwnym razie zostanie przewieziony na izbę wytrzeźwień. Dwie pierwsze próby badania okazały się nieudane, ponieważ oskarżony niewłaściwie wdmuchiwał ilość powietrza, dopiero kolejne próby badania wykazały, że jest nietrzeźwy. Policjanci sporządzili protokół, który podpisał oskarżony, potem odwieźli go na obornicki komisariat, gdzie Adamowi S. zostało odebrane prawo jazdy. Po samochód przyjechał jego syn.

Abstrakcyjne pytania obrony

Podczas przesłuchiwania świadka protokolant oznajmił, że wystąpił problem z zapisem na dysku komputera. W celu odzyskania brakującego fragmentu dokumentu sędzia zarządził kilkuminutową przerwę. Niestety, informatykowi nie udało się odtworzyć zapisu, więc obrona przesłuchiwała świadka zdarzenia raz jeszcze. Obrońcy oskarżonego zadawali świadkowi pytania techniczne, dotyczące przeprowadzania badania stwierdzającego zawartość alkoholu we krwi. Pytali m.in. o to, ile było pomiarów udanych, a ile nieudanych: - Nieudane były minimum dwa, potem były prawidłowe. - Ile czasu trwało zdarzenie? - Nie pamiętam. - Czy podczas kolejnej próby podawany był świeży ustnik? - Za każdym razem podajemy świeży. - Czy jest taka zasada, że potwierdza się wynik badania innym urządzeniem? - Nie jest mi wiadome, by było przeprowadzane takie badanie. - Czy jest taka procedura, która nakazuje zapytać badaną osobę, w jakiej ilości spożywała alkohol? - Jest taki zapis w protokole. - Co trzeba wykonać, by zadziałał alkomat? - Należy wdmuchnąć odpowiednią ilość powietrza - odpowiadał świadek. - Z jaką prędkością poruszał się pojazd? - Jechał ze stałą prędkością, kiedy przejechał kontrolę 100 m dalej przyspieszył - odpowiedział świadek. W trakcie trwania procesu sędzia kilkukrotnie zwracał uwagę obronie przesłuchującej świadka, by nie zadawała pytań abstrakcyjnych, nie mających związku ze sprawą, które nie prowadzą do szybkiego rozwiązania sprawy. Sędzia uchylił między innymi pytania dotyczące tego: czy są organiczne zachowania w organizmie, które mogą mieć wpływ na wyniki badań?, czy należy przeprowadzać wywiad przed badaniem alkomatem?, czy urządzenie będące w Trzebnicy bada na zasadzie pomiaru spektrofoto-metrycznego?, czy istnieje potrzeba weryfikacji badań wykonanych urządzeniem działającym na zasadzie elektrodowego utleniania alkoholu?, czy to był pościg?, jakie są procedury, kiedy ma się do czynienia z pościgiem?, czy przekazywał pan jakiekolwiek informacje o przebiegu procesu pani Sz.? (pracownik policji - przyp. red.), czy informował pan o przebiegu zdarzenia kogoś innego poza kierownikiem ruchu drogowego? W trakcie przesłuchiwania świadka sędzia zwrócił uwagę obronie na kuriozalne pytanie, które przez sędziego zostało określone wręcz "ad absurdum", a pytanie brzmiało: czy stacja paliw jest zawsze w nocy oświetlona?

To nie alkohol to... chore zęby

Ciekawym punktem środowego procesu było niespodziewanie oświadczenie, jakie po przesłuchaniu świadka postanowił wygłosić oskarżony. Adam S. twierdził, że nie zgadza się z zeznaniami policjanta, które "w wielu miejscach mijały się z prawdą". W trakcie swojego oświadczenia wiceburmistrz podał kolejną wersję zdarzeń z nocy 29 stycznia. Tym razem oskarżony stwierdził, że nie znajdował się pod wpływem alkoholu (raz jeszcze wycofując swoje wcześniejsze zeznania złożone na komisariacie). Tłumaczył, że promile, które pokazały się na skali alkomatu były wynikiem leków dentystycznych, które w tamtym okresie zażywał: - W tym okresie leczyłem się dentystycznie i używałem płynu do płukania jamy ustnej oraz lekarstw, które zawierają alkohol - dodał na koniec S. - A konkretnie? - spytał sędzia. - Nie pamiętam, może to był dentosal, ale może to mieć wpływ na wynik badania alkomatem - odpowiedział oskarżony. Zdaniem wiceburmistrza zbyt długie przetrzymywanie w radiowozie mogło mieć także wpływ na wyniki badania.

Podczas wygłaszania oświadczenia oskarżony Adam S. podał w wątpliwość procedurę badania, podczas której jego zdaniem popełniono wiele błędów. Twierdził, że nie pouczono go o prawie odmowy pomiaru alkomatem, nie poinformowano o tym, że ma prawo żądać badania krwi. Zdaniem Adama S. policjanci nie wymieniali ustników po każdej próbie oraz nie okazywali wyników badań: - Uważam że powinienem je znać i być zapoznany z wynikami każdej próby. Dmuchałem w dobrej wierze, byłem zdenerwowany wynikami. Oświadczam, że kiedy wsiadałem do auta dobrze się czułem, zrobiłem pomiar alkomatem, który nawet nie wskazał na przekroczenie. Zdecydowałem się pojechać do Golędzinowa, bo wiedziałem, że zaraz będę wracał - kontynuował oskarżony. W oświadczeniu Adam S. zakwestionował dane o odległości od policjanta, który migał w jego kierunku latarką. Zdaniem Adama S. odległość ta nie wynosiła 150 m, a najwyżej 15-25 m. Zwrócił też uwagę, że widoczność tej nocy była ograniczona przez mgłę, powtórzył, że koncentrował się na ominięciu dziur oraz, że jechał środkiem jezdni. Oskarżony stwierdził, że podczas przejazdu stacja paliw była nieoświetlona: - Nie wiem, czy to było celowe, czy była awaria - powiedział. Na potwierdzenie tej tezy chciał, by prokuratura przesłuchała świadka, który rzekomo tej nocy jechał za Adamem S. Tym świadkiem miał być Robert Korytkowski. Sędzia odrzucił ten wniosek, jako nie związany ze sprawą. A za zgodą prokuratora, zdecydował o nieprzesłuchiwaniu kolejnego świadka (nieobecnego tego dnia policjanta Sebastiana Dobrzynieckiego), ponieważ jego zeznania pokrywają się z tymi, które złożył Paweł Karcz. W związku z tym obrona miała kilka pytań do obecnego na sali policjanta. Mecenasi pytali, czy kontrole drogowe przeprowadzane są rutynowo, czy może był to wyjątek, czy przeprowadzane są w nocy? Sędzia również uchylił te pytania, jako nie mające związku z rozstrzygnięciem sprawy. Obrona pytała także, czy prawidłowe jest przesłuchanie kilkanaście dni po zdarzeniu. Świadek odpowiedział, że są to normalne procedury. - Czy zna pan artykuły prasowe opisujące to zdarzenie? - Nie dopuszczam tego pytania - oznajmił sędzia.

Po raz drugi podczas procesu komputer, na którym sporządzany był protokół z posiedzenia "zawiesił się". Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Adama S. zostało zapisane odręcznie na papierze. Dla bezpieczeństwa i usprawnienia przebiegu procesu zdecydowano o zmianie sali.

Wyrok

W mowie końcowej pełnomocnik wiceburmistrza próbował podawać w wątpliwość zeznania świadków. Mecenas twierdził, że zeznania funkcjonariusza mogą być niewiarygodne i próbował udowodnić, że policjant był źródłem informacji dla lokalnej prasy. Jako dowód braku wiarygodności obrońca podawał fakt, że w sprawie funkcjonariuszy prowadzone jest śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień służbowych. Oskarżony Adam S. próbował udowodnić, że sprawa związana z jego osobą ma podłoże polityczne. Twierdził, że informacja o przebiegu sprawy została wypuszczona z komisariatu i została przekazana lokalnej społeczności. Zdaniem oskarżonego w stosunku do jego osoby prowadzone są zagrywki polityczne, w związku ze zwolnieniami pracowników Urzędu Miejskiego. - Jestem osobą, która nie wikła się w żadne układy, nie należę do żadnej partii politycznej, działam uczciwie - argumentował Adam S. - Jestem przeszkodą dla wielu osób, które, śmiem twierdzić, prowadzą mafijne rozwiązania samorządowe i dlatego to, co się dzieje wokół mojej osoby oceniam z pozycji publicznego linczu - kontynuował w mowie końcowej. - We wtorek, zanim zaczęto prowadzić jakiekolwiek działania, gazeta NOWa z imienia i nazwiska opublikowała moje zdjęcia na pierwszej stronie. Panie sędzio zrobiono mi lincz publiczny zanim cokolwiek zostało ustalone - argumentował S. Oskarżony wytykał również błędy, które jego zdaniem podczas dochodzenia popełniła prokuratura. Za przykład podawał m.in. załatwianie "pewnych decyzji" między organem a policją telefonicznie.

Sędzia nie dał wiary tym tłumaczeniom. Nie uwierzył, że wynik zawartości alkoholu we krwi spowodowany był stosowaniem lekarstw, odrzucił argumenty obrony o braku wiarygodności funkcjonariuszy policji. Sędzia nie uwierzył też w rzekome rozgrywki polityczne i lincz publiczny, jakiemu rzekomo poddawany jest oskarżony. Wydał wyrok skazujący, wymierzając oskarżonemu karę 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres 1 roku, wpłatę na rzecz szpitala św. Jadwigi kwoty 1 tys. zł. oraz poniesienie kosztów sądowych.

Sędzia decyzję swoją uzasadniał tym, że Adam S. jest osobą publiczną, a więc na nim powinien ciążyć obowiązek dawania przykładu innym. Wyrok trzebnickiego Sądu Rejonowego nie jest prawomocny. Jak dowiedzieliśmy się, skazany odwołał się do Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

Co po Adamie S.

 W razie uprawomocnienia się wyroku Adam S. zgodnie z ustawą o pracownikach samorządowych straci stanowisko wiceburmistrza, ponieważ w administracji samorządowej nie może być zatrudniona osoba, która została skazana za przestępstwo umyślne, a takim jest między innymi jazda samochodem pod wpływem alkoholu. Wczoraj próbowaliśmy się dowiedzieć, czy burmistrz Obornik Śl. Sławomir Błażewski jest przygotowany, na taką ewentualność i jakie zamierza w związku z tym podjąć kroki, ale, niestety, burmistrz nie miał czasu, by się wypowiedzieć w tej kwestii.

Zapraszamy do obejrzenia relacji wideo z procesu na www.tvnowa.pl

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do