
Do zdarzenia doszło w czwartek, 28 kwietnia w godzinach popołudniowych. Jak codziennie w swojej taksówce zaparkowanej przy KRUSie siedział jej właściciel. Niespodziewanie z parkingu znajdującego się na przystanku autobusowym zjechał masywny jeep, którego najprawdopodobniej właściciel zostawił na biegu.
- Siedziałem sobie w taksówce i w ogóle nie widziałem tego, że ten samochód na mnie jedzie. Gdybym to zobaczył, na pewno próbowałbym uciec z samochodu. Nagle usłyszałem ogromny huk. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy to taka, że ulica jest taka szeroka, a ktoś po prostu we mnie uderzył - powiedział zaskoczony taksówkarz.
Chwilę później mężczyzna został zaskoczony się jeszcze bardziej widokiem, jaki ujrzał. Otóż w samochodzie, który w niego uderzył nie było w ogóle kierowcy. Samochód jechał sam. Na miejsce wezwana została policja. Z każdą chwilą przy samochodach zbierało się też coraz więcej ludzi. Pojawiały się też pierwsze komentarze typu: "samochód widmo", "jeździ bez kierowcy". Większość gapiów jednak ze ze zdziwieniem i lekkim niedowierzaniem przyjmowała fakt, że samochód sam stoczył się z parkingu. Większość osób czekała na właściciela jeepa, aby zobaczyć jaka będzie jego reakcja na to co zastanie i jak będzie się tłumaczył. Ale nic z tego. Właściciel samochodu na wrocławskich numerach rejestracyjnych nie pojawił się na miejscu. Albo się pojawił, ale był w takim szoku, że postanowił nie przyznawać się do tego, że jest właścicielem auta.Będący na miejscu policjant stwierdził, że jest to możliwe.
Ostatecznie auto zostało zabrane przez lawetę na parking, a taksówkarz odjechał swoim uszkodzonym pojazdem do garażu. Na koniec na miejsce przybyła straż pożarna w celu usunięcia z jezdni kawałków szkła i plastikowych elementów.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie