
Należy w tym miejscu przypomnieć, iż ten sezon był również ostatnim dla kilku innych znanych zawodników. Po raz ostatni na startowej belce usiedli: Szwajcar Andreas Kuettel, Niemiec Michael Uhrman, a przede wszystkim należący do grona najwybitniejszych skoczków w historii tej dyscypliny Fin Janne Ahonen.
Skoki narciarskie to sport wymagający wielkiej odwagi, opanowania i odporności psychicznej. My, kibice, możemy zwiedzając sportowe obiekty stanąć na koronie skoczni albo nawet na jej progu, w miejscu z którego wybijają się zawodnicy i spoglądając w rozpościerającą się dole otchłań doświadczyć dreszczu emocji, ale nigdy nie poznamy uczucia, które towarzyszy skoczkowi podczas lotu. Możemy biegać, pływać, jeździć na rowerze, ale skoki narciarskie pozostaną dyscypliną niedostępną dla amatorów. I pewnie właśnie dlatego tak żywiołowo reagujemy na sukcesy naszych zawodników, mistrza Adama, z którym się właśnie pożegnaliśmy i Kamila Stocha, który zapowiada się na jego godnego następcę. I wszystkich innych skoczków, których dopingujemy. Bo dzięki nim nam też rosną skrzydła, odrywamy się od codzienności i przez chwilę szybujemy przez powietrze.
Współczesny sport to często wielkie pieniądze i pogoń za wynikami. Atmosfera zdrowej rywalizacji w duchu Pierra de Coubertain coraz częściej zmienia się w bezwzględną walkę prowadzoną nie tylko na sportowych arenach, ale również w mediach. Tym mocniej podkreślić należy fakt, iż skoki narciarskie wciąż pozostają jedną z tych dyscyplin, w których rywale okazują sobie wzajemny szacunek, a nawet przyjaźnią się. Pięknym przykładem może być postawa Simona Ammana, który mimo niesprzyjających warunków atmosferycznych panujących w Zakopanem i odwołania zaplanowanych zawodów, jako jeden z dziesięciu zawodników zdecydował się na skok, będący kolejnym już w jego przypadku gestem uznania dla Adama Małysza. Tak autentycznym jak wąs Szwajcara, nie namalowany czy doklejony, ale specjalnie na tę okazję wyhodowany.
Nie zmienia to faktu, iż sobotni benefis Adama Małysza wzbudził w nas raczej mieszane uczucia. W hałaśliwie patetycznym widowisku główne role grali prześcigający się w komplementach i oddający "ostatni hołd" (?) dziennikarze, podczas gdy adresat pochwalnych pień zdawał się być odsunięty na dalszy plan. Przypomnieliśmy sobie jak po nieudanych sezonach 1997/98 i 1998/99 na początku kariery, a przede wszystkim po załamaniu formy w sezonie 2005/2006 i słabym występie na olimpiadzie w Turynie, wielu komentatorom bardzo łatwo przychodziło wygłaszanie krytycznych sądów i podawanie w wątpliwość, czy Adam Małysz wróci jeszcze do światowej czołówki. Tak łatwo przychodzi nam kreowanie idoli. Tak szybko zrzucamy ich z piedestału, kiedy przestaną odnosić sukcesy. Może właśnie dlatego Adam Małysz podjął decyzję o zakończeniu kariery, będąc wciąż jednym z czołowych skoczków świata.
Na temat fenomenu Małysza powiedziano już zbyt wiele. W medialnej otoczce łatwo zagubić to, co najważniejsze - człowieka. Nadmiar uwielbienia może przynieść więcej szkody, niż pożytku, a bezmyślna krytyka zniszczyć, zamiast dostarczyć motywacji Na szczęście nasz mistrz został nie tylko obdarzony wielkim sportowym talentem, ale i dużą dawką zdrowego rozsądku i jak dotąd potrafił wzbijać się ponad pochlebstwa i przygany.
"Jeśli latać - to zawsze latać
Niebezpiecznie, gorąco, zawrotnie
Jeśli szarpać - to niebo szarpać,
Jeśli sięgać - to sięgać najwyżej..."
(Stanisław Ciesielczuk, "Lot")
Potrzebujemy dowodów na to, że marzenia mogą się spełniać. Że można latać najdalej i sięgać najwyżej. Potrzebujemy bohaterów. Ludzi, którzy wznoszą się ponad przeciętność, wygrywają walkę z własnymi słabościami i przeszkodami natury zewnętrznej. I pozostają przy tym sobą.
Dziękujemy, Panie Adamie.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie