Reklama

Czystki w urzędzie

24/01/2011 18:55
W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o rozwiązaniu umowy z inspektorem ds. oświaty, kultury, sportu i ochrony zdrowia w Urzędzie Miejskim Obornik Śl. Zadaliśmy w związku z tym burmistrzowi kilka pytań. Zamiast odpowiedzi dotarła do nas informacja o kolejnym zwolnieniu. Tym razem z pracy została wyrzucona sekretarz gminy.

Okoliczności zwolnienia dwojga urzędników są jednak diametralnie różne. Przypomnijmy, inspektor dostał wypowiedzenie nagle, bez żadnej zapowiedzi, tuż przed zakończeniem pracy 31 grudnia ubiegłego roku, gdy w urzędzie panowała już przedsylwestrowa atmosfera. Zwolnienie sekretarz burmistrz anonsował już kilka dni po złożeniu przyrzeczenia na łamach NOWej gazety.

Wtedy jednak nie mówił, że będzie to zwolnienie dyscyplinarne, przygotowane w czasie, gdy sekretarz będzie na chorobowym. Nie mówił również, że wbrew ustawie o samorządzie, nie zasięgnie opinii Rady Powiatu, której sekretarz jest członkiem.

- Pierwsze sygnały, że zostanę zwolniona docierały do mnie kilka dni po drugiej turze wyborów. A 13 grudnia w południe Błażewski przyszedł do urzędu i powiedział: "Gosiu od środy chciałbym wprowadzić swojego sekretarza". Argumentował to tym, że stracił do mnie zaufanie. Gdy spytałam się, w jaki sposób stracił do mnie zaufanie, skoro jeszcze nawet nie rozpoczęliśmy wspólnej pracy, odpowiedział, że nie chce ze mną współpracować, bo zdradziłam "Razem w Powiecie" i  przeszłam do PO. Zaproponował, że wręczy mi zwolnienie z zachowaniem trzymiesięcznego wypowiedzenia. Nie zgodziłam się, tłumacząc, że zmieniła się ustawa o pracownikach samorządowych i sekretarz gminy nie jest już stanowiskiem politycznym, jest zwykłym urzędnikiem. Zadzwonił do mnie nazajutrz, gdy byłam na urlopie i ponowił propozycję. W czwartek, gdy wróciłam do pracy, dowiedziałam się od współpracowników, że z komputerów w urzędzie korzystała już planowana przez burmistrza moja następczyni, która nie była pracownikiem urzędu - opowiada zwolniona sekretarz gminy Małgorzata Matusiak, dodając że od razu poczuła, że wobec jej osoby stosowany jest mobbing.

W pierwszym dniu współpracy z nowym burmistrzem, sekretarz dowiedziała się też, że do jej obowiązków przybyło otwieranie drzwi urzędu. - Codziennie rano dojeżdżałam ze Żmigrodu, by przed  godz. 7 otworzyć drzwi - relacjonuje Matusiak. - Od skarbnika dowiedziałam się, że mam zakaz dokonywania przelewów, i że został zmieniony obowiązujący wzór podpisów.

21 stycznia, gdy Małgorzata Matusiak była na zwolnieniu lekarskim, dostała pocztą zwolnienie z pracy bez wypowiedzenia "w związku z ciężkim naruszeniem obowiązków pracowniczych".  Burmistrz wymienia sześć naruszeń obowiązków. Trzy z nich dotyczą "nielicującego z powagą zajmowanego stanowiska" zachowania się. Kolejne to: " wystawienie stowarzyszeniu Semper Avanti poświadczającego nieprawdę w zakresie daty wystawienia oświadczenia o realizacji projektu "Budowa i rozwój mechanizmów partycypacji i rzecznictwa interesów młodzieży na Dolnym Śląsku Gmina Przyjazna Młodzieży", "Działanie na szkodę Urzędu  i uniemożliwienie w dniu 14.01.2011r., 15.01.2011r. i 16.01.2011 r. Pracownicom Działu Ewidencji Ludności pozostanie poza godzinami pracy w Urzędzie z powołaniem się na brak zgody Burmistrza podczas gdy Burmistrz o niczym nie wiedział, a kompetencję do udzielenia takiej zgody, zgodnie z zarządzeniem Burmistrza Obornik Śląskich z dnia 11.12.2003 nr 152/20/2003 posiadał sam pracownik, co świadczy o jego nieznajomości zakresu swoich obowiązków oraz o próbie zdyskredytowania Burmistrza w oczach pracowników Urzędu".  Ostatni z zarzutów to  "niezapewnienie obsługi prawnej na sesji Rady Miejskiej dniu 21.12.2010 r."

Małgorzata Matusiak twierdzi także, że po wyborze nowego burmistrza była ciągle oskarżana i prowokowana, atmosfera wokół niej była napięta, więc mogła być zdenerwowana, ale to nie znaczy, że jej zachowanie było "nielicujące z powagą". Odpiera także zarzut, że w dniach14-16 stycznia br. uniemożliwiała pozostanie urzędniczkom po godzinach. - Pracownice działu ewidencji złożyły do mnie prośbę o wydanie zezwolenia na pozostanie po godzinach w związku z powszechnym spisem ludności. Mimo iż zarządzenie z 2003 r., mówi że mogłabym sama wydać pozwolenie, zawsze uważałam, że o pozostaniu pracowników po godzinach powinien wiedzieć szef, więc zostawiałam takie pismo zaopiniowane przeze mnie do podpisu. Złożyłam je w sekretariacie. W międzyczasie zostałam zwyzywana i pchnięta drzwiami przez wiceburmistrza, więc poszłam na komisariat policji złożyć zawiadomienie. Przechodząc koło biura obsługi interesanta i obsługi zobaczyłam, że pismo czeka na rejestrację. Zadzwoniłam więc do dziewczyn i powiedziałam im, że pismo czeka w punkcie na rejestrację i nie ma zgody burmistrza. Dodałam też, że zważywszy na to co się dzieje, nie chcę podejmować sama decyzji. Poprosiłam je, żeby nie zostawały w pracy. W poniedziałek rano dowiedziałam się, że wydział jednak pracował w weekend. Okazało się, że po moim wyjściu dzwoniła do nich sekretarka, przychodzili kolejno wiceburmistrz i burmistrz  i mówili, że mają zgodę - mówi Matusiak. Jej zdaniem bezzasadny jest też zarzut, że nie zapewniła obsługi prawnej na sesji 21 grudnia: - Tuż prze sesją otrzymałam sms od radczyni prawnej, która utknęła w korku ulicznym i nie dojechała na czas. Zresztą nikt tego dnia podczas sesji nie zgłaszał potrzeby opinii prawnej.

Natomiast  zarzut poświadczenia nieprawdy powinien wyjaśniać najpierw prokurator.

- Mnie dziwi jeszcze jedna rzecz. Obok pisma rozwiązującego umowę o pracę dostałam wezwanie do natychmiastowego zwrotu telefonu, kluczy do urzędu oraz haseł do komputera, a żadnych sugestii co do dokumentów, a zwłaszcza projektów, nad którymi pracuję - dodała Małgorzata Matusiak.

Zarówno sekretarz gminy, jak i inspektor oświaty zapowiedzieli złożenie pozwów do sądu pracy.

O komentarz do tej sprawy poprosiliśmy burmistrza Sławomira Błażewskiego. - Skąd pan o tym wie. Ja jeszcze żadnej procedury nie podjąłem. Niech pan prosi o informacje osobę, od której się pan to dowiedział - odpowiedział nam wczoraj telefonicznie.

W związku z tym wysłaliśmy burmistrzowi następujące pytania:

1. Na jakiej podstawie twierdzi Pan, że sekretarz gminy nie przeprowadziła obowiązkowej oceny pracowników działu OSO w urzędzie?

2. Dlaczego korzystanie z biura podawczego w urzędzie jest nieuprawnione w przypadku wewnętrznego obiegu dokumentów?

3.  Czy informacja o podejrzeniu o wystawieniu stowarzyszeniu Semper Avanti poświadczającego nieprawdę w zakresie daty wystawienia oświadczenia o realizacji projektu  "Budowa i rozwój mechanizmów partycypacji i rzecznictwa interesów młodzieży na Dolnym Śląsku Gmina Przyjazna Młodzieży" została zgłoszona do organów ścigania?

4. Kto, o której godzinie i w jakich okolicznościach udzielił pracownicom Działu Ewidencji Ludności zgody na pozostanie poza godzinami pracy w Urzędzie? Do kogo o taką zgodę pracownice się zgłosiły i w jakiej formie?

5. Czy na sesji Rady Miejskiej 21. 12. 2010 r. była potrzebna obsługa prawna? Jeśli tak,  czy ktoś próbował wówczas wyjaśnić, dlaczego radcy prawnego nie ma w sali obrad?

 Bez odpowiedzi w sprawie inspektora oświaty

Burmistrz Sławomir Błażewski nie odpowiedział na nasze pytania z ub. tygodnia. Stwierdził, że... nie są one "informacją publiczną w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej". W związku z tym złożymy skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. A swoją drogą ciekawą definicję jawności wprowadził nowy burmistrz, który już na starcie unika odpowiedzi na podstawowe pytania.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do