Reklama

Rozbiórka w Muzeum w Marcinowie

29/12/2015 05:18

Marcinowo – spokojna, cicha wioska, nieopodal Trzebnicy. Tu mieści się Małe Muzeum Ludowe u Kowalskich, choć małe jest tylko z nazwy – w swoich zasobach ma ponad 4,5 tys. egzemplarzy, o których niejedno muzeum etnograficzne mogłoby li i jedynie pomarzyć. Niestety, w ciągu ostatnich kilku miesięcy część eksponatów bezpowrotnie uległa zniszczeniu – właściciel muzeum, Marian Kowalski musiał zlikwidować część muzeum, bo sąsiadowi przeszkadzał... daszek z poliestru.




[caption id="attachment_83611" align="alignleft" width="285"] Dziś po tej sali nie zostało już nic[/caption]

O niezwykłej historii rodziny Kowalskich i ich kłopotach z sąsiadem i powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego pisałam we wrześniu. Przypomnę więc krótko – Marian Kowalski rozbudował swoje muzeum, kładąc daszek z poliestru między istniejący budynek i mur dzielący posesje. To nie spodobało się sąsiadowi, który złożył zawiadomienie do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Trzebnicy, że daszek jest samowolą budowlaną i, choć orynnowany, zalewa mu działkę.


Inspektor Maciej Rataj, stwierdził, że połączenie budynku z murem, za pomocą daszku było nielegalną rozbudową i nakazał ją rozebrać lub zalegalizować za – bagatela – 25 tys zł. Kowalscy odwoływali się od tej decyzji – bezskutecznie. Prawo jest nieubłagane: nieważne, czy muzeum, kasyno czy kurnik, nie ma pozwolenia na budowę, znaczy jest samowola, a skoro jest samowola, to trzeba ją zlikwidować. Nałożono na nich grzywnę w wysokości prawie 100 tys zł w celu przymuszenia do rozbiórki.




[caption id="attachment_83613" align="aligncenter" width="640"] Mur też trzeba rozebrać[/caption]

Kiedy byłam w Marcinowie we wrześniu, Marian Kowalski ściągał właśnie ów feralny daszek z, jak sam mówi, "pleksy". Ponad 300 przedmiotów, umieszczonych w "nielegalnej" sali przeniósł gdzie bądź, część uległa zniszczeniu, inne, złożone na podwórku, przykryte prowizorycznie folią, zapewne nie przetrwają zimy.


Nie dość na tym, jak się okazało, usunięcie daszka nie wystarczyło – powiatowy inspektor nadzoru budowlanego nakazał także rozebrać mur, dzielący posesję Kowalskich od sąsiada, choć, jak twierdzą Kowalscy, sąsiadowi mur nie przeszkadzał...


Przyjechałam do Marcinowa w ciepłe, choć grudniowe popołudnie. Od razu na stół wjechał chleb ze smalcem i herbata. Czy dlatego, że jestem kimś ważnym, lubianym? Nie – Kowalscy wyznają zasadę: gość w dom Bóg w dom, głodnego nakarmić, a spragnionego napoić. Proste, a jakże rzadko dziś spotykane... Marian Kowalski odłożył narzędzia. Jeszcze przed chwilą niszczył nimi  mur, który dwadzieścia lat temu własnoręcznie stawiał: - Muszę to rozebrać, ale ja się nie poddam, będę swoje muzeum tworzył dalej. Można mnie zwyciężyć, ale nie pokonać – cytuje mi Ernesta Hemingwaya człowiek, który ma 78 lat i z ręką na temblaku rozwala mur, bo tak nakazują przepisy.


Robię zdjęcia. Za plecami słyszę zbliżające się kroki – to zabłąkana para francuskich turystów, która skręciła z Drogi Krajowej nr 5, bo słyszała, że tu jest muzeum. Początkowo, widząc narzędzia budowlane, są przekonani, że trwa rozbudowa muzeum. Kiedy krótko wyjaśniam im sytuację, kiwają głowami z niedowierzaniem: - Słyszałem, że w Polsce dzieją się dziwne rzeczy, ale w to nie wierzyłem, chcesz mi powiedzieć, że sąsiad ma pretensje, a ty musisz zniszczyć swoje skarby? To jest twoja ziemia czy sąsiada? – łamaną polszczyzną pyta z niedowierzaniem Francuz. Pan Marian zaprasza ich do środka, pokazuje swoje zbiory.


Francuzi, lekko zszokowani bezpretensjonalną gościnnością gospodarza, dali się wciągnąć do sali z pianinem. Na mnie już czas. Zamykając drzwi muzeum słyszę pierwsze takty "Marsylianki" i słowa:  Que veut cette horde d`esclaves


De traîtres, de rois conjurés? Cóż chce służalczy tłum i zmowy ludzi, co zdradę wszędzie ślą...

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do