W sobotni poranek strażacy z części powiatu trzebnickiego zostali postawieni w stan gotowości operacyjnej. Pierwsi na miejsce akcji dojechali strażacy, których jednostki znajdowały się najbliżej pożaru, czyli: OSP Rościsławice, OSP Oborniki Śl. i OSP Uraz, następnie OSP Pęgów, OSP Lubnów i OSP Bagno. Ogień pojawił się kilkaset metrów od nowo wybudowanego zbiornika przeciwpożarowego. Początkowo część strażaków rozwinęła linie gaśnicze, rozpoczynając gaszenie pożaru, a inne zastępy zajęły się budowaniem zaopatrzenia wodnego. Na szczęście były to tylko MANEWRY STRAŻY POŻARNYCH.
- Mamy gotowy scenariusz ćwiczeń, ale pieczę nad manewrami ma zastępca komendanta powiatowego PSP w Trzebnic, bryg. Marek Nogała, który, w zależności od rozwoju sytuacji, może coś w nim zmienić; mogą pojawić się jakieś niespodziewane komplikacje – powiedział nam Dariusz Zajączkowski, oficer prasowy KP PSP w Trzebnicy.
- Manewry rozpoczęły się od przyjazdu jednostek z terenu gminy Oborniki Śląskie, następnie wsparły je jednostki OSP Skoroszów, OSP Wisznia Mała, OSP Skokowa, OSP Żmigród i siły Państwowej Straży Pożarnej. Jednostki docierające w drugiej kolejności wsparły przede wszystkim proces zaopatrzenia wodnego.
[caption id="attachment_70401" align="aligncenter" width="640"] Zawodowi strażacy włączyli się do akcji po około pół godzinie od wszczęcia alarmu.[/caption]
Przy założeniu w ćwiczeniach takiej wielkości pożaru potrzebujemy dużych ilości wody, rzędu kilku metrów na minutę. Dwie pompy, które podłączono jako pierwsze mogły podać w sumie 1600 litrów na minutę, a my będziemy dążyć do ponad 3 tys. litrów wody na minutę, uwzględniając straty ciśnienia związane z przesyłem wody do miejsca pożaru. Wielkości, o których mowa zawsze odnoszą się do konkretnego pożaru lasu, jego wielkości i prognoz rozwoju, dlatego ilość sił i środków zawsze dobierane jest do określonego zdarzenia. Przy gaszeniu lasu kwestia zaopatrzenia w wodę jest sprawą kluczową, gdyż zapas zgromadzony w samochodach wystarczy na kilka minut. Dlatego też jednym z głównych punktów ćwiczeń było sprawdzenie agregatu pompowego, który jest w stanie podać 8100 litrów na minutę, ale przy bardzo małym ciśnieniu. Realnie udało się podać ponad 3000 l, przy ciśnieniu 3 atmosfer.
[caption id="attachment_70403" align="aligncenter" width="640"] W lesie, podczas gaszenie pożaru, używali butli z powietrzem.[/caption]
Oczywiście niezbędne były jeszcze ciężkie wozy gaśnicze, które przepompowywały tę wodę dalej, już na miejsce gaszenia - powiedział Dariusz Zajączkowski i dodał, że należy podkreślić, że w ćwiczeniach brały udział również służby leśne z Nadleśnictwa Oborniki Śląskie, które mogą realnie wesprzeć działania gaśnicze poprzez zadysponowanie na miejsce pożaru samolotu gaśniczego, stacjonującego w bazie w Chocianowie.
Ten element walki z pożarami również został w sobotę sprawdzony i w manewrach wziął udział samolot dromader, który zrzucił na płonący las 2 tys. litrów wody.
- Manewry zakończono sprawieniem i uruchomieniem mobilnych działek wodnych. Dodam, że działania odbywały się przy granicy powiatu wołowskiego, dlatego też tamtejsza Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej stanowiła dodatkowe zabezpieczenie. W ćwiczeniach wzięło udział 10 jednostek OSP i KP PSP w Trzebnicy, w sumie 16 samochodów i blisko stu strażaków - podał oficer prasowy.
[caption id="attachment_70402" align="aligncenter" width="640"] Akcja była doskonałym sprawdzianem dla sprzętu.[/caption]
Potrzeba ciężkich wozów bojowych
Jak podkreśla Dariusz Zajączkowski, dla strażaków takie ćwiczenia są bardzo ważne, między innymi wykazują jaki jest stan sprzętu.
– Na gorąco mogę powiedzieć o dwóch bardzo ważnych wnioskach, które nasunęły się przy wstępnym podsumowaniu manewrów. Po pierwsze poprawie musi ulec kwestia łączności na miejscu działań. Po drugie, w tym przypadku mieliśmy bardzo blisko zbiornik z wodą, prawie komfortowa sytuacja, a i tak dało się odczuć brak ciężkich wozów bojowych. Problem ten narasta, gdyż w powiecie mamy tylko dwa nowe takie wozy - OSP Wisznia Mała i KP PSP w Trzebnicy - i cztery starsze, z których dwa są już naprawdę wyeksploatowane. Przy większych akcjach, nie tylko w lesie, ale choćby przy stodołach, czy generalnie przy dużych pożarach jest to naprawdę niezbędny sprzęt.
[caption id="attachment_70404" align="aligncenter" width="640"] W akcji uczestniczył specjalistyczny samolot, który wykonał dwa zrzuty wody.[/caption]
Prawdziwe pożary, to wielkie starty
Pożar lasu nie tylko bardzo szybko się rozprzestrzenia, ale powoduje ogromne straty w drzewostanie, a także finansowe. Leśnicy mają jednak swoje sposoby i narzędzia, aby walczyć z pożarami.
- W rzeczywistości zdarzenia przebiegają tak samo jak podczas dzisiejszych ćwiczeń – mówi Przemysław Wroński, inżynier nadzoru Nadleśnictwa Oborniki Śląskie i dodaje: - Najpierw strażnicy na wieżach pożarowych widzą dym i przekazują informację w jakim miejscu się on pojawił. Potem informacja zostaje przekazana do odpowiednich służb. Wspólnie ze strażakami zdecydowaliśmy się przeprowadzić ćwiczenia akurat tutaj, ponieważ na tym terenie została wybudowana nowa sieć dróg, można wjechać ciężkim sprzętem, który można sprawdzić.
Przedstawiciel Nadleśnictwa mówi, że najczęściej pojawiają się pożary dna lasu, poszycia, które są związane z wypalaniem łąk lub zaprószeniem ognia przez grillowiczów czy nieodpowiedzialnych turystów.
- Z pomocy strażaków korzystamy bardzo często, zwłaszcza w kwietniu i maju, zanim nowa roślinność nie przerośnie suchych traw. Na szczęście ostatnio nie zdarzały się większe pożary, ale wiadomo, że ćwiczyć trzeba, bo gdyby zaistniała konieczność akcji, to organizacja musi być sprawna i szybka.
Przemysław Wroński podkreśla, że w powiecie trzebnickim mamy jedno z największych zalesień w rejonie byłego województwa wrocławskiego. Dlatego leśnicy ciągle nadzorują lasy. Jednak jak podkreślają - wszystko zależy od aury.
- Od kwietnia do września są stałe dyżury. Dwa razy dziennie badamy wilgotność ściółki w specjalnych stacjach monitoringu. W sytuacji, kiedy jest bardzo sucha ściółka, wprowadza się zakaz wstępu do lasu. Mamy również wybudowane pasy przeciwpożarowe, szczególnie w okolicach dróg kolejowych, kołowych, a także młodników.
[caption id="attachment_70400" align="aligncenter" width="348"] Po pewnym czasie do akcji włączyli się strażacy z Trzebnicy.[/caption]
W miejscu, gdzie odbywały się ćwiczenia mamy akurat nowy, sztuczny, niedawno wybudowany z udziałem środków unijnych, zbiornik przeciwpożarowy. Przy mniejszych zdarzeniach dysponujemy pojazdem z agregatem wysokociśnieniowym, który ma 400-litrowy pojemnik na wodę i kiedy jest mniejszy pożar, dysponowany jest w pierwszej kolejności ten pojazd. Jego zadaniem jest "przytrzymać" pożar, zanim na miejsce nie dotrą inne jednostki straży.Podczas akcji ze strażakami pracę ułatwia nam to, że drogi pożarowe mają swoje numery, mapy, podczas akcji przechodzimy na wspólne częstotliwości łączności w radiostacji. Dla leśników najgorsze są pożary młodników, bo przynoszą największe straty – mówi leśnik.
Podczas akcji również strażacy mogą liczyć na pomoc leśników.
- Młodniki palą się najszybciej, bo czas przejścia ognia z poszycia na drzewo jest bardzo krótki. Poza tym, kiedy palą się młodniki, wytwarzają się samoistnie wiry powietrzne, które dodatkowo nadają dynamiki pożarowi. Podczas większych akcji służby leśne wspomagają nas za pomocą pilarzy, którzy wykonują przycinki, zaorania i potem dozorują teren – mówi bryg. Marek Nogała, zastępca komendanta powiatowego PSP i dodaje: - Życzyłbym sobie i leśnikom, żebyśmy spotykali się tylko przy okazji ćwiczeń.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
To były tylko manewry
To nieźle!!!:)