NOWa: Ostatnio dużo się mówi o konieczności dobrych relacji lekarz – pacjent. Podstawą jest wzajemne zaufanie obu stron. Nie zawsze jednak tak jest. W czasie przeznaczonym dla jednego pacjenta jaki ma lekarz trudno o nawiązanie swobodnej rozmowy...
Sylwia Trzaska: Jestem przekonana, że dobrze sobie radzę w relacjach z pacjentami, umiem nawiązać kontakt z drugą osobą. Myślę też, że moi podopieczni darzą mnie zaufaniem. Może się zdarzyć, że przyjdzie pacjent roszczeniowy, mający na myśli świadczenie wykraczające poza koszyk usług. Czasem pacjenci proszą o skierowania czy badania, które nie leżą w gestii lekarza rodzinnego. Wtedy naszym zadaniem jest rzeczowo i spokojnie wytłumaczyć, że po dane skierowanie muszą iść do innego specjalisty. Jedni są spokojni, inni zdenerwowani. Rozumiem ich, bo są to osoby chore, które już dużo w życiu doświadczyły, a czeka je teraz dodatkowa wizyta u lekarza specjalisty, kolejne badania oraz długa droga leczenia. To wszystko rodzi poczucie zagubienia i może prowadzić do frustracji.
NOWa: Niestety obecnie lekarz rodzinny otwierając swoją praktykę ma prawo zatrudniać innych lekarzy tej specjalności. W efekcie pacjenci trafiają często do innego lekarza, co w tym przypadku jest zaprzeczeniem idei lekarza rodzinnego.
ST: Według mnie pojedynczy lekarz rodzinny powinien obejmować opieką określoną pulę pacjentów. Aktualnie jest zbyt mało lekarzy wybierających tę specjalizację. Idealnie byłoby, aby pacjent odwiedzał lekarza, który doskonale go zna, wie z jakimi problemami zdrowotnymi przychodzi. U podstaw skutecznego leczenia leży zaufanie pacjenta względem swojego lekarza rodzinnego. Rozmowa z pacjentem buduje niezbędną w procesie terapeutycznym więź lekarz-pacjent, pomaga zbudować zaufanie, dzięki któremu pacjent chętniej poddaje się zaleceniom lekarskim, terapii.
[caption id="attachment_68915" align="aligncenter" width="600"] Jestem przekonana, że dobrze sobie radzę w relacjach z pacjentami, umiem nawiązać kontakt z drugą osobą.[/caption]
NOWa: Coraz częściej zdarza się, że my pacjenci przychodzimy aby nas pocieszyć, porozmawiać a dolegliwość jest raczej chorobą duszy, nie ciała. Ciepłe słowo może być lepsze od lekarstwa . Nie wszyscy lekarze to rozumieją.
ST: Faktycznie pewna grupa pacjentów przychodzi tak naprawdę tylko na rozmowę, wiedząc, że są już zdiagnozowani. Szukają pewnego rodzaju otuchy u swojego lekarza, przychodzą po dobre słowo. Podczas wizyty dobrze jest znaleźć trzy minuty, aby spojrzeć pacjentowi spokojnie w oczy, żeby się do niego uśmiechnąć, pocieszyć. To często wystarcza. Nie wymaga to wiele czasu.
NOWa: Z jakimi schorzeniami przychodzą najczęściej mieszkańcy Trzebnicy?
ST: Obecnie najwięcej jest infekcji grypowych, przeziębień oraz powikłań takich jak zapalenia uszu czy zapalenia płuc. U dzieci częsta jest również szkarlatyna, ospa wietrzna. Poza tym mamy dużo pacjentów ze schorzeniami kardiologicznymi, z chorobą niedokrwienną serca, nadciśnieniem tętniczym, nierzadko u młodych osób. Zmorą jest wciąż nadwaga i otyłość. Dotyczy ona ponad połowy dorosłych Polaków, mimo iż widzimy, że zmienia się nasze życie, widzimy ludzi na spacerach, z kijkami, na rowerach, biegających, pływających, to mimo wszystko ciągle musimy walczyć z otyłością i jej skutkami, czyli wieloma schorzeniami. Rozmawiam na co dzień z pacjentami o diecie, przekazuję im informacje, że warto walczyć z nadwagą, bo to zmniejsza ryzyko chorób cywilizacyjnych, zmniejsza obciążenie kręgosłupa i stawów. Warto też zrezygnować z palenia tytoniu i jeśli sięgamy po alkohol, to już lepiej ten niskoprocentowy.
Mówiąc o profilaktyce wiadomo, że panie bardziej dbają o badania profilaktyczne, o zdrowie niż panowie. Dobrze, że coraz więcej osób ma świadomość badań profilaktycznych. Kobiety same pytają mnie o badania, a panów trzeba namawiać.
NOWa: Uczestniczyła Pani w programie prozdrowotnym dla seniorów, prowadząc wykłady. To cenna inicjatywa. Czy to było działanie jednorazowe?
ST: Prowadziłam wykłady w Trzebnicy w ramach projektu Aktywny Senior. Osoby zgłaszające się w ramach tej akcji mogły uczestniczyć w wykładach prowadzonych przeze mnie, przez rehabilitantki, dietetyczkę i psychologa. To były dwie jednodniowe prelekcje. Po części teoretycznej pacjenci przystępowali do wielotygodniowych zajęć ruchowych.
[caption id="attachment_68914" align="aligncenter" width="800"] Sukcesem są moje dzieciaki, rodzina.[/caption]
NOWa: Dlaczego wybrała Pani medycynę rodzinną?
ST:Zawsze chciałam otaczać opieką zarówno pacjenta dorosłego jak i dziecko, stąd mój wybór. Poza tym jeśli model medycyny rodzinnej zostaje zachowany, widzimy wówczas pacjenta na tle jego rodziny i społeczności, w której żyje, a to jest istotne. Udaje mi się to zapamiętać i kojarzyć. Lekarz rodzinny powinien być lekarzem osobistym, który dba o profilaktykę i promocję zdrowia.
NOWa: Co zajmuje Panią poza pracą? Jaki ma Pani sposób na relaks?
ST: Wolny czas staramy się spędzać aktywnie, podobnie jak i wakacje. Kiedy jest ciepło, całą rodziną jeździmy na rowerach. W letnie weekendy potrafimy wsiąść o 6 rano na rowery i przejechać 50 kilometrów. Zainteresowanie rowerami wzięło się stąd, że mąż wcześniej trenował kolarstwo i taką pasję zaszczepił w rodzinie. Nasz syn mając 6 lat w weekend przejechał z nami na rowerze 40 kilometrów. Dużo też spacerujemy. Ukończyłam kurs instruktora Nordic Walking, chodzimy z kijkami. W ubiegłym roku brałam udział w Pucharze Polski Nordic Walking w Trzebnicy. Zimą wychodzimy z mężem na długie marszobiegi.
Poza tym bardzo lubię czytać książki. Na wakacje zawsze zabieram lekturę. Na co dzień, kiedy rodzina już jest w łóżkach, też czytam, przeważnie polskich autorów. Wypoczywam przy tym psychicznie, odreagowuję stres.
NOWa: Co robi Pani dla zdrowia?
ST: Aktywnie spędzam czas wolny. Staram się być przykładem dla pacjentów, którzy mogą mnie zobaczyć z kijkami, na rowerze czy na spacerze. Pamiętam o badaniach profilaktycznych i okresowych. Staramy się dobrze odżywiać, choć nie sposób czasem uniknąć czegoś mniej zdrowego. Niedługo będę wysiewać warzywa w ogródku, a posiłki jemy w domu. Od czasu podróży do Włoch polubiliśmy kuchnię toskańską, z makaronami na czele.
NOWa: Porozmawiajmy o rodzinie ...
ST: Mam córkę, która ma 14 lat i ośmioletniego syna. Córka jest już bardziej samodzielna, a synowi, który rozpoczął edukację w szkole, poświęcamy więcej czasu przy nauce. Mieszkamy na wsi pod Trzebnicą, niedaleko lasu, gdzie możemy cieszyć się świeżym powietrzem i gdzie sarny "zaglądają" nam do okien.
NOWa: Co jest dla Pani sukcesem życiowym , co sprawia przyjemność?
ST: Sukcesem są moje dzieciaki, rodzina. Przyjemność? Z pewnością kiedy jestem na rowerze i mogę poczuć wiatr we włosach, nacieszyć się naturą. To ważne, aby mieć kogoś w życiu, o kogo można się troszczyć. Uważam że, żyjemy dla innych ludzi.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie