Pani Anna mieszka w 15-metrowym lokalu w Szewcach od 2000 roku. Kiedy odwiedziliśmy ją i jej rodzinę, młodsze dziecko spało na kanapie. Nie przeszkadzał mu grający telewizor i rozmowy. Jest przyzwyczajone do gwaru. Mieszkanie mieści w starej kamienicy, właściwie w domu wielorodzinnym, który należy do koła rolniczego. Mimo małej powierzchni i ciasnoty mieszkanko jest czyste i panuje w nim porządek. Wszystko ma swoje miejsce, wszystko jest zorganizowane. - Wcześniej mieszkała tu moja siostra, ale sąsiad się wyprowadził i zaproponował, żeby przeprowadziła się do mieszkania komunalnego po nim. Przed przeprowadzką ja tutaj mieszkałam z rodzicami, ale często mnie bili i więcej spałam na dworze niż w domu. Przeprowadzka tutaj była dla mnie bardzo ważna, bo wreszcie odpoczywałam. Ludzie na wiosce wiedzieli jak jest moja sytuacja. Pomagali mi. Potem poznałam swojego przyszłego męża i już razem tu mieszkaliśmy. Remontowaliśmy ten lokal - wspomina pani Ania i dodaje, że bardzo długo trwało zanim zdecydowała się ze swoim partnerem na dziecko. - Jestem osobą chorą. Mam epilepsję. Długo przygotowywałam się do pierwszej ciąży. Niektóre leki musiałam odstawić, inne lekarz prowadzący mi zmienił. Córka urodziła się zdrowa. Teraz już chodzi do szkoły. Do drugiej ciąży również długo się przygotowywałam. Źle ją znosiłam. Ale synek jest zdrowy.
O mieszkanie staramy się od lat
Jak mówi mąż pani Anny, rodzina już od dłuższego czas stara się o mieszkanie gminne. - Żona jest na rencie, bo ma epilepsję, a ja cały czas pracowałem na rodzinę. Niestety, praktycznie z dnia na dzień dowiedziałem się, że firma w której pracowałem przestanie istnieć. Zakład został rozwiązany. Jestem bezrobotny, ale staram się o nową pracę. Przez tyle lat pracowałem jako stolarz, będę szukać czegoś w zawodzie. Ale jeszcze jak pracowałem pisaliśmy do gminy o przydział mieszkania komunalnego, mówiliśmy, że może być do remontu, bo przecież tyle potrafię zrobić sam - mówi pan Paweł i dodaje, że po pewnym czasie dowiedział się, że zwolni się około 60-metrowe mieszkanie w Strzeszowie.
[caption id="attachment_67793" align="aligncenter" width="394"] To całe mieszkanie rodziny pani Anny. Za kotarą jest łazienka, w której ledwo mieści się pralka.[/caption]
Trzymać rękę na pulsie
Małżeństwo od razu zainteresowało się lokalem. - Mieszkanie zwalniał nauczyciel, który wybudował dom i miał się do niego wprowadzić. Trzymaliśmy rękę na pulsie. Chodziliśmy do gminy, mówiliśmy, że to konkretne mieszkanie będzie się zwalniać. Najpierw miało się zwolnić przed Bożym Narodzeniem, a potem na Wielkanoc. Kiedy nauczyciel opuścił mieszkanie, gmina zaczęła przeprowadzać remont. Wójt powiedział nam, że to mieszkanie jest dla nas, ale na przydział, na potwierdzający to papier, będziemy musieli jeszcze poczekać, bo musi go podpisać komisja. Nasza radna, do której chodziliśmy w sprawie tego mieszkania, również nam obiecała, że to mieszkanie będzie dla nas - mówi pan Paweł. - Chodziliśmy już po tym mieszkaniu, planowaliśmy co gdzie będzie. Wszyscy wiedzieli, że to my mamy dostać na nie przydział. Nawet panowie z ekipy remontowej pytali, gdzie mają zamontować gniazdka. Cały czas byliśmy przekonani, że to już pewne - dodaje pani Anna.
Rozwiane nadzieje
Jakiś czas temu, podczas wizyty w mieszkaniu w Strzeszowie pani Anna i pan Paweł zauważyli, że plastikowe elementy bojlera są nad kuchenką. - Chcieliśmy to zgłosić w gminie, ale wtedy zostaliśmy poinformowani, że to mieszkanie nie zostało nam przydzielone, że przecież nie było komisji mieszkaniowej, nie ma żadnych przydziałów. Wójt powiedział nam, że żadnego dokumentu nie ma, poza tym lokal będzie najprawdopodobniej dzielony - mówi pan Paweł i dodaje: - Od dawna było wiadomo, że w Wysokim Kościele jest gminny, komunalny dom, który będzie musiał zostać wyburzony, bo w miejscu, w którym stoi, na planach jest droga ekspresowa S-5. Z tego, co udało się nam dowiedzieć, były tam dwie rodziny: dwoje dorosłych z dzieckiem i w osobnym mieszkaniu samotna, starsza pani. Dom został już zburzony, a problem lokalowy dla gminy pozostał, bo jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, mieszkanie nad świetlicą w Strzeszowie, które nam obiecywano, ma zostać podzielone i przekazane właśnie tym wysiedlonym osobom - mówi pan Paweł i dodaje, że przecież gmina otrzymała odszkodowanie od państwa za całą nieruchomość. Pani Anna mówi, że dowiedziała się, iż gmina, mimo że od lat wiedziała o tym, że dom w Wysokim Kościele zostanie wyburzony, nie zajęła się sprawą, tylko wynajęła wysiedlonym rodzinom mieszkania. - Co się stało z pieniędzmi z odszkodowania? Gmina łata sobie budżet, zamiast przekazać pieniądze z odszkodowania na cele mieszkań komunalnych - pyta pan Paweł.
- Czujemy się oszukani, bo przez tyle czasu byliśmy zwodzeni nadzieją, że wreszcie będziemy mieli godne warunki, że córka chodząca do szkoły wreszcie będzie miała gdzie się uczyć, że córka nie będzie mnie oglądała jak mam ataki, bo córka nie radzi sobie z tym i muszę z nią chodzić do psychologa - mówi ze łzami w oczach pani Anna.
[caption id="attachment_67792" align="aligncenter" width="394"] Meble do nowego mieszkanie czekają na lepsze czasy.[/caption]
Straciliśmy czas
Pan Paweł żałuje, że przez blisko dwa lata był zwodzony nadzieją. - Gdybym wiedział, że jednak nie dostaniemy tego mieszkania w Strzeszowie, to jeszcze jak pracowałem, może udałoby się nam wziąć kredyt, może na 100 tys. zł i kupić jakieś mieszkanie do remontu, bo wiele potrafię sam zrobić, ale teraz gdy straciłem pracę... Jak się firma rozpadała, to kierownik sprzedał nam meble do salonu, szafki, wszystko, a żona dostała krzesła do stołu. Niedawno zdecydowaliśmy się na ślub, te krzesła to był nasz prezent ślubny od firmy... - mówi pan Paweł. - Pokażę, wszystko mamy popakowane w pomieszczeniach gospodarczych - mówi pani Anna i prowadzi nas do przylegającego do domu pomieszczenia, w którym w kartonach złożone są meble. - O tu mamy spania dla dzieci, meble do pokoju, ale pewnie nie doczekają się rozpakowania - mówi z żalem pani Anna.
Małżeństwo podkreśla, że dla rodziny to jak koniec świata. - Nie mamy jak chodzić, kiedy rozłożymy spania, jest tak strasznie ciasno...A już mieliśmy nadzieję, że nasze życie się zmieni - płacze pani Anna.
Wójt: nie było przydziału
Jakub Bronowicki, wójt gminy Wisznia Mała doskonale zna sprawę małżeństwa. - Absolutnie nie było takiego faktu jak przyznanie mieszkania w Strzeszowie, o którym mówimy. Jeżeli małżeństwo uzgadniało coś z pracownikami budowlanymi to poza moją widzą - podkreśla wójt i dodaje, że lokal, o którym mowa nie został jeszcze nikomu przydzielony, ponieważ... trwa w nim remont. - Oprócz odnowienia wewnątrz, trzeba jeszcze wyremontować dach, a tego nie byliśmy w stanie finansowo zrobić w poprzednim roku.Nowe pokrycie dachowe to kluczowa sprawa, a potem dokończymy remont wewnątrz. Wtedy komisja będzie decydować, komu te mieszkania przyznać.
Na pytanie, dlaczego pani Anna i pan Piotr byli przekonani, że to mieszkanie było szykowane dla nich Jakub Bronowicki odpowiada: - Ta rodzina oczekuje na mieszkanie, ale musi poddać się wypracowanej procedurze. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że będę trzymał kciuki. Gmina ma wielkie potrzeby mieszkaniowe i obowiązki wynikające z różnych ustaw. Zastanawiamy się nad zagospodarowaniem niektórych budynków, ale to wymaga czasu i pieniędzy. Jesteśmy na etapie stosownych projektów, które potem zamienimy w pozwolenia na budowę, a następnie będziemy szukali finansowania, bo w najbliższej perspektywie unijnej są możliwości na pozyskanie pieniędzy unijnych na potocznie zwaną "niską emisję" (na budynki oszczędne energetycznie - przyp. red.).
[caption id="attachment_67792" align="aligncenter" width="394"] Meble do nowego mieszkanie czekają na lepsze czasy.[/caption]
Wójt przyznaje, że gmina otrzymała już pieniądze za nieruchomość w Wysokim Kościele, przez którą będzie przebiegała S-5. - Pieniądze trafiły do budżetu i zostały przeznaczone na inwestycje we wszystkich obszarach, to nie były znaczone pieniądze. Odszkodowanie trafiło do budżetu i jest naszym dochodem. Jeśli chodzi o remonty na mieszkania, to obecnie możemy sobie pozwolić jedynie na remont budynku, w którym mieści się świetlica w Strzeszowie - mówi wójt.
- Mieszkanie przydziela komisja mieszkaniowa, a nie ja, ani też nie wójt. Nie można twierdzić, że dostało się mieszkanie bez przydziału - mówi Małgorzata Ottenbreit, radna okręgu, w którym mieszkają pani Anna i pan Paweł, przewodnicząca Rady Gminy. Radna dodaje, że nikt nie obiecywał kobiecie mieszkania, bo tylko komisja mieszkaniowa jest władna do jego przyznania. - Kiedy mieszkanie będzie gotowe, wyremontowane, komisja się zbierze i podejmie decyzję. Ja jako radna i jaka przewodnicząca rady nie mam takich kompetencji. Nie wiem skąd państwo, o których mowa wiedzieli, że to mieszkanie jest dla nich, ja nic im nie obiecywałam, bo nie mogłam. Z moich informacji wynika, że obecnie oczekuje ponad 20 rodzin, które są w różnej sytuacji życiowej, ale nie mnie oceniać czy lepszej, czy gorszej.Komisja zbierze się zapewne dopiero w czerwcu i wtedy zapadną decyzje co do przydziału - podkreśla Małgorzata Ottenbreit.
Kto popełnił błąd? Kto i kiedy powiedział rodzinie, że może liczyć na mieszkanie? Czy rodzina dostanie przydział? Wszystko powinno rozstrzygnąć się w czerwcu.
Na prośbę małżeństwa zmieniliśmy ich imiona.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie