Reklama

Rów poza prawem wodnym

08/08/2014 05:23
Poprzednik obwinionej Jerzy G., prezes ogrodu w latach 2010-2012 nie stawił się w sądzie. Jak wyjaśniła przewodnicząca rozprawie sędzia Grażyna Berendt, od wezwania świadka minęło zbyt mało czasu, by stwierdzić, czy został on wezwany prawidłowo – do chwili rozpoczęcia rozprawy w ubiegły poniedziałek, do sądu nie dotarła zwrotna informacja od operatora pocztowego, czy świadek otrzymał zawiadomienie, czy nie. I mimo zapewnień obwinionej, że Jerzy G. został powiadomiony także przez nią, sąd postanowił ponownie wezwać byłego prezesa "Storczyka", ale tym razem z takim wyprzedzeniem, żeby sąd wiedział, co się ze świadkiem dzieje.

[hidepost=0]

Sędzia odczytała wyjaśnienie, które nadeszło z Rejonowego Zarządu Spółek Wodnych w Trzebnicy. Z wyjaśnienia wynika, że zarząd od 2009 roku nie nie nadzorował żadnych robót na urządzeniach wodnych w ogrodzie, gdyż... w Trzebnicy nie ma spółki wodnej . Zarząd nie ma także informacji, czy w "Storczyku" znajdują się obiekty, które - w rozumieniu "Prawa wodnego" – są urządzeniami wodnymi. Taką informację można uzyskać w Dolnośląskim Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych we Wrocławiu, dokąd sąd się zwrócił.

Tymczasem z wyjaśnień DZMiUW wynika, iż jedynym ciekiem w Trzebnicy, na którym są urządzenia wodne w rozumieniu ustawy "Prawo wodne" jest Polska Woda. Pozostałe strumyki należą do właścicieli nieruchomości i nie podlegają prawu wodnemu.

Komenda Powiatowa Policji obwinia Stefanię D. o to, że będąc prezesem zarządu "Storczyka", wbrew obowiązkowi, nie utrzymała w należytym stanie urządzeń wodnych w pobliżu działek, w wyniku czego, z powodu braku odpływu, gromadziła się na tych działkach woda. Obwiniona nie przyznaje się do winy. Potwierdziła wprawdzie, że do jej obowiązków należał nadzór nad całym ogrodem, również nad urządzeniami wodnymi, ale dodała, że swą funkcję pełni społecznie i, jako osoba prywatna, nie może odpowiadać za infrastrukturę ogrodów, która jest własnością Okręgowego Zarządu PZD we Wrocławiu. Obwiniona powiedziała, że za jej prezesury rowem w ogóle się nie zajmowano; ograniczano się jedynie do koszenia trawy.

Sprawa została skierowana do sądu po wielu skargach Jana M., działkowca, któremu po ubiegłorocznych deszczach zalało działkę.

Jan M. skarżył się do władz Polskiego Związku Działkowców, ale bezskutecznie. Zgłosił więc sprawę do prokuratury, skąd został skierowany na policję. Podczas rozprawy zeznał, że nieprawidłowości związane z rowem i drenażem ogrodu zgłaszał już w 2003 r., a więc dziesięć lat przed tą fatalną ulewą. Jego wnioski długo pozostawały bez odpowiedzi. Po kilku latach zaczęto wykonywać prace, lecz zamiast nowych sączków drenarskich położono pełne rury i zasypano rów.

Obwiniona wniosła o dołączenie do akt sprawy oświadczenia Anny B., która ma działkę najbliżej spornego rowu. Sędzia odczytała oświadczenie, w którym działkowiczka stwierdza, że nigdy, także podczas ubiegłorocznych ulewnych deszczów, jej działka nie została zalana.

Sąd odroczył rozprawę do września.

Sprostowanie


W relacji z pierwszego dnia rozprawy, opublikowanej przed dwoma tygodniami wkradł się błąd: napisałem, że obwiniona była prezesem ogródków działkowych w okresie od 2010 r. do dnia 30 listopada 2013, podczas gdy w rzeczywistości - jak to wynika z publikowanych w kolejnym zdaniu wyjaśnień Stefanii D. –  funkcję prezesa pełniła przez dwa lata: od wiosny 2012 do kwietnia 2014 r. Stefanię D. oraz Czytelników przepraszam

[/hidepost]

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do