Przypomnijmy. Trzebnickiemu burmistrzowi Markowi Długozimie, (podejrzany zgodził się na upublicznianie danych i wizerunku – przyp. red.) w grudniu ubiegłego roku prokuratura postawiła zarzuty przekroczenia uprawnień i działania na szkodę gminy. Czyn ten jest zagrożony karą pozbawienia wolności do lat 5-ciu. Dodajmy, że biegli powołani przez prokuraturę uznali, że kosztorys prac został zawyżony o około 900 tys. zł. Na te prace nie ogłoszono też przetargu. Burmistrz nie przyznał się do winy. Tymczasem wojewoda zażądał zwrotu części dotacji (wraz z odsetkami), którą gmina otrzymała na budowę wysypiska śmieci. Może chodzić nawet o około 3,5 miliona złotych. Burmistrz odmówił zwrotu, a sprawa została przekazana do Prokuratorii Generalnej, która w imieniu Skarbu Państwa szykuje teraz pozew przeciwko gminie. O kłopotach finansowych trzebnickiego magistratu reportaż robiła również Telewizja Polska.
W tej chwili, w prokuraturze, dalej trwa postępowanie.
- Obecnie przesłuchujemy jeszcze świadków – mówi nam Iwona Krzyżewska z oleśnickiej prokuratury. Gdy mówimy, że przecież świadkowie byli już przesłuchiwani, prokurator stwierdza, że przesłuchiwane są jeszcze dodatkowe osoby. Jak długo może potrwać postępowanie i jakie czynności będą jeszcze podejmowane?
- To bardzo złożona sprawa. Mamy wiele rozbieżności, dlatego wkrótce będziemy przeprowadzać konfrontacje między biegłymi, którzy badali sprawę, a burmistrzem i pracownikami urzędu – dodaje prokurator Krzyżewska.
Gdy pytamy, kiedy może zakończyć się postępowanie i czy prokuratura postawi akt oskarżenia, prokurator odpowiada: - Na to pytanie nie znam jeszcze odpowiedzi.
Przyznała jednak, że wie już o tym, iż Prokuratoria Generalna szykuje pozew o zwrot pieniędzy. Czy zatem prokuratura będzie czekała do zakończenia sprawy cywilnej, dotyczącej zwrotu pieniędzy?
- W tej chwili nie umiem odpowiedzieć, ale nic nie mogę wykluczyć – odpowiedziała prokurator.
Do naszej redakcji dotarło tymczasem zdjęcie lotnicze stawu, wykonane w 2004 roku. Jak widać na fotografii, na stawie nie ma żadnych drzew. Natomiast w kosztorysie prac, który został zaakceptowany przez pracowników gminy, czytamy, że podczas jego remontu, wycięto 200 drzew o grubości od 10-15 cm za kwotę ponad 340 tys. zł oraz, że wycięto 39 drzew o grubości od 46-55 cm za kwotę około 260 tys. zł. Do tego wykarczowano krzaki za kwotę około 425 tys. złotych. Do tego doliczono ok. 460 tys. zł, za wywiezienie krzaków i gałęzi. A więc, razem, tylko wycinkę drzew i krzaków oraz usunięcie gałęzi i krzewów wyceniono na... prawie 1,5 miliona złotych! Ale skoro na zdjęciu z 2004 roku, widać, że na stawie nie rosną żadne drzewa, a prace wykonywane były 2-3 lata później, to jakie drzewa ujęto w kosztorysie? Ze zdjęć widać, że drzewa rosną wokół stawu, ale i dzisiaj one tam stoją. Kto zatem zatwierdził i sprawdził, ile drzew owa firma wycięła? Gdzie podziało się uzyskane w ten sposób drewno? Czy inwestor lub wykonawca uzyskał z powiatu decyzję o wycince? Pytamy też, czy urzędników, którzy zaakceptowali kosztorys, nie zastanowiły zawrotne kwoty podane w kosztorysie?
Kolejną "ciekawostką", na którą napotykamy w kosztorysie jest rzekome położenie ponad 2,3 km rur drenarskich. Czy to możliwe, żeby na tak małym stawie ułożono tyle kilometrów drenażu? A poza tym, do czego miał służyć ów drenaż, skoro staw miał być uszczelniany. Warto zadać też pytanie: kto z trzebnickich urzędników sprawdził i potwierdził, że faktycznie te kilometry rur zostały ułożone?
Między innymi te kwestie badali biegli powołani przez prokuraturę. Dodajmy jednak, że nie zrobiono żadnej odkrywki, a eksperci opierali się tylko na dokumentacji i porównaniu cen z tamtego okresu.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie