Głównym powodem wyboru kierunku wyjazdu w tym roku była chęć "odczarowania" najbardziej środkowej części naszego kraju. Dla mnie szczególnie ważnym było odwiedzenie tajemniczego pałacu w Nieborowie, gdzie wśród różnych cennych eksponatów znajduje się głowa Niobe, opiewana w słynnym poemacie Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
Z Łowicza do Nieborowa, jak mawia Krysia "rzut beretem", więc wkrótce tam dotarliśmy. Ale nim trafiliśmy "na pałace" obejrzeliśmy jeszcze kilka nieborowskich ciekawostek. Najpierw był, remontowany obecnie, okazały neogotycki kościół Matki Bożej Bolesnej. Ta budowla mogła się podobać, ale po przeciwnej stronie drogi wypatrzyliśmy "antyzabytek" – chylący się ku ruinie Dom Ludowy, któremu w 1930 r. (rocznica Powstania Listopadowego) nadano imię Adama Mickiewicza. To nam się podobać nie mogło, ale za to zaimponował nam punkt informacji turystycznej, mieszczący się w siedzibie Urzędu Gminy, a dokładniej w bibliotece. Wyposażono nas (bezpłatnie) w całą masę różnorodnych, dobrze opracowanych materiałów, które pomogły nam w przemierzaniu zaplanowanych i niezaplanowanych szlaków.
A zaraz potem znaleźliśmy się w dotąd nieznanym i tyle lat poszukiwanym pałacu Radziwiłłów. Atmosfera już "na bramie" była rodzinna – duże zainteresowanie naszą wyprawą, szczególnie rowerami i zapewnienie pani Jadwigi, że będą pod dobrą opieką na czas naszego zwiedzania. Pozdrowiliśmy jeszcze przechodzącą właśnie pielgrzymkę (niestety nie było łowickich pasiaków) i udaliśmy się najpierw do dawnej manufaktury, produkującej wyroby ceramiczne z majoliki, którą w 1881 r. założył książę Michał Piotr Radziwiłł. Po obejrzeniu mnóstwa wazonów, amfor i innych ceramicznych wspaniałości przenieśliśmy się do pałacu. Ma on niemal 320 lat, a wzniesiony został przez Tylmana z Gameren słynnego barokowego architekta, pochodzącego z Niderlandów.
Pałac jest piękny niewątpliwie, a w jego licznych salach (m.in. Białej, Żółtej, Czerwonej, Zielonej) zgromadzono wiele skarbów kultury. Były także dzieła związane z naszą Marynką, np. portrety młodego króla Ludwika XV (jej małżonka) i polskiego władcy Stanisława Leszczyńskiego (ojca królowej Marii). Na uwagę zasługuje także wielka biblioteka z cennym księgami i globusami. No i jeszcze, od razu, w jednej z pierwszych sal odnalazłem to, czego szukałem tak wytrwale – słynną głowę Niobe. Wg greckiej mitologii była królową Teb, matką siedmiu synów i siedmiu córek, które zginęły na oczach matki. Przepełnioną rozpaczą matkę Zeus zamienił w skałę. Nieborowska głowa Niobe pochodzi z pierwszych wieków naszej ery. Z Rzymu wędrowała przez Bizancjum, Florencję, potem odnaleziono ją nad brzegami Morza Azowskiego; była na dworze rosyjskiej carycy Katarzyny II, a następnie znalazła się w rękach rodziny Radziwiłłów i trafiła do Nieborowa. Tu napotkał ją mistrz Konstanty, zakochał się w niej bez pamięci i poświecił jej swe arcydzieło:
Niobe, marmurze z mirrą!
O, Niobe, Niobe, którą jeszcze śpiewał Ajschylos —
tańczący wiersz czy tren dla chwały twojej,
trochej czy jamb powiedz, Niobe, co ci przystoi?
Po zwiedzeniu pałacu pospacerowaliśmy jeszcze po pięknym, rozległym ogrodzie urządzonym w stylu francuskim.
Drugim "punktem zaczepienia" było Muzeum Ludowe Rodziny Brzozowskich, mieszczące się w nieodległym Sromowie. Oprowadzał nas tam wspaniale pan Wojciech, syn i kontynuator dzieła założyciela muzeum Juliana Brzozowskiego. W kilku pawilonach zobaczyliśmy 600 drewnianych, kolorowych figur, z czego 400 to postaci ruchome. Były gospodynie wykonujące prace domowe, jak choćby przędzenie na kołowrotku, czy wyrabianie masła w kierzynce. Był król Jan III z husarią, sceny z wesela, kolarski Wyścig Pokoju, a nawet skaczący pod niebo Adam Małysz. Oglądaliśmy kolorowe pająki i obrazy, a także oryginalne pojazdy (m.in. wasągi, półkoszki, czy wozy drabiniaste). Muzeum ma charakter rodzinny i kojarzyło się nam rzecz oczywista z naszym rodzimym marcinowskim.
Za radą sympatycznego kustosza podjechaliśmy jeszcze do Boczków, gdzie był się rodził (w 1849 r.) słynny polski malarz Józef Chełmoński, twórca "Babiego lata", czy "Bocianów". W tym roku przypada równe 200 lat od jego śmierci, więc mogliśmy obejrzeć poświęconą mu wystawę. Było więc wiele wrażeń estetyczno-artystycznych, w tym pierwszym dniu sierpnia bieżącego roku.
Ale to jeszcze nie wszystko... Odkryliśmy jeszcze bowiem wspaniałe miejsce, gdzie po trudach podróży można zregenerować siły i nakarmić pysznościami zgłodniałe żołądki. Oberża, bo to była oberża, nazywa się "Pod Złotym Prosiakiem" i jest przebudowaną z wielkim smakiem dawną, opuszczoną leśniczówką. Niezależnie od bardzo pozytywnych doznań kulinarnych (najlepszym dowodem jest to, że byliśmy tam kilka razy) można obejrzeć pięknie zrekonstruowane wnętrze łowickiego domu, a w salach na piętrze delikatnie sączyła się, lekko bluesowa muzyka. Byłem zauroczony...
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie