Przypomnijmy w skrócie, że kilka lat temu Grupa Kapitałowa "Toya" chciała zainwestować w budowę luksusowego osiedla TOYA GOLF na terenie gminy Wisznia Mała. Firma wystąpiła z wnioskiem do wójta o wydanie decyzji podziałowej 173 ha na mniejsze działki. Wójt przychylił się do wniosku, jednak część terenu przeznaczył na poszerzenie drogi powiatowej i tym samym starostwo zostało "obdarowane" nieruchomością. Ziemia ta automatycznie z chwilą uprawomocnienia się decyzji stała się dość problematyczną własnością powiatu trzebnickiego, gdyż starostwo nie zostało o tym fakcie skutecznie powiadomione. Decyzja zamiast do starostwa, trafiła do jednostki jemu podległej, czyli do zarządu dróg powiatowych, który nie ma prawa do dysponowania majątkiem powiatowym. I tak starostwo funkcjonowało pozostając w niewiedzy o swoim nowym nabytku, za wejście w posiadanie którego powinno zapłacić inwestorowi odszkodowanie. Starosta o fakcie dowiedział się w chwili, w której inwestor wezwał powiat do wypłaty odszkodowania nie tylko za samą działkę, ale także za inwestycję, która tam powstała, na niebagatelną kwotę ponad 2 mln złotych... Fakt, iż na podstawie decyzji o podziale wydanej przez wójta firma domaga się od starostwa odszkodowania, nie przeszkodził wiceprezesowi spółki na podpisanie oświadczenia o tym, że to firma Toya jest właścicielem działki. To na podstawie tego dokumentu firma wystąpiła o pozwolenie na budowę i wybudowała kolektor, za który domaga się teraz odszkodowania.
Starostwo zauważyło tę niespójność i zgłosiło do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, które w polskim prawie jest nazywane poświadczeniem nieprawdy. Pod koniec czerwca prokuratura powiadomiła starostwo o tym, że nie dopatrzono się w postępowaniu pracownika Toi nieprawidłowości wymagających pociągnięcia do odpowiedzialności karnej. Dzwonimy do starosty, aby zapytać go, co myśli o decyzji trzebnickiej prokuratury. – W tej chwili czekamy na pisemne uzasadnienie tej decyzji. W sprawie z Toyą istnieją dwa osobne postępowania. Pierwsze się odbędzie, jeśli Toya zdecyduje się drogą sądową dochodzić swoich roszczeń. Sprawa ta będzie prowadzona w trybie postępowania cywilnego firmy w stosunku do starostwa. Druga sprawa dotyczy tego, że my zgłosiliśmy do prokuratury nieprawidłowość stwierdzoną w dokumentach, czyli podejrzenie poświadczenia nieprawdy w tym oświadczeniu. Prokuratura stwierdziła, że ów prezes, który w dokumentach poświadczył, iż firma jest właścicielem działki, w tamtej chwili mógł po prostu o tym nie wiedzieć. Jednak w postępowaniu cywilnym, jeśli Toya się na takie zdecyduje, zostanie wykazane, że firma otrzymała informację o dokonaniu decyzji podziałowej. A zatem spółka Toya wiedziała o tym, że w chwili podpisywania oświadczenia przez wiceprezesa, to starostwo było właścicielem działki – mówi nam Robert Adach.
Chcielibyśmy się dowiedzieć, dlaczego prokuratura podjęła decyzję o umorzeniu postępowania. W chwili, w której starosta czeka na pismo z prokuratury, my udajemy się do tej instytucji z prośbą o udostępnienie nam akt sprawy do wglądu.
Podpis? To nic nie znaczy
Firma Toya swoje postępowanie uzasadniała tym, że wiceprezes, który, to wzbudzające wątpliwości oświadczenie podpisał, najzwyczajniej w świecie nie widział o istnieniu decyzji podziałowej. Jak stwierdził wiceprezes firmy, W 2007 roku, kiedy to decyzja została wydana, nie był jeszcze pracownikiem firmy, a oświadczenie zostało podpisane na podstawie dokumentacji przygotowanej przez pracowników Toi. Dodał, że podpisując to oświadczenie był przekonany, iż działka jest własnością firmy. Przyczyną do umorzenia sprawy był brak dowodów na to, że doszło do świadomego popełnienia przestępstwa poświadczenia nieprawdy. W polskim prawie, aby mówienie lub świadczenie nieprawdy zostało uznane za przestępstwo, musi w tym czynie zostać udowodnione działanie z premedytacją.
Działając na podstawie powyższego, prokuratura nie zebrała wystarczających dowodów na to, aby udowodnić wiceprezesowi Toi umyślne działanie. Stwierdzono, że jego działanie nie nosi znamion przestępstwa. Wiceprezes spółki wprawdzie oświadczył, wbrew temu jaki był stan faktyczny, że firma jest właścicielem działki na podstawie wyciągu z ksiąg wieczystych.
Jednak w tym miejscu warto dodać, że wójt Wiszni Małej poinformował firmę Toya o decyzji podziałowej i uczynił to skutecznie, gdyż odpowiedź zwrotna znajduje się w urzędzie. W uzasadnieniu jest adnotacja, że owszem, stwierdzono prawidłowe powiadomienie inwestora. Jednak podpis odbioru decyzji podziałowej złożył ktoś inny niż wiceprezes i to jest jedna z podstaw do uznania, że oskarżony o złożenie fałszywego oświadczenia rzeczywiście nie musiał wiedzieć o tym, że działka należy do starostwa. Co więcej, prokuratura dodaje, że to starostwo źle w tej sprawie wypełniło swoje obowiązki. Stwierdzono, że po otrzymaniu decyzji podziałowej powiat nie ujawnił się w księdze wieczystej i to było powodem do tego, że Toya mogła uznać sporną działkę za swoją. Prokuratura także zauważa, że starostwo przecież wydało pozwolenie na wykonanie inwestycji na terenie, którego właścicielem było od dwóch lat. W uzasadnieniu nie ma jednak ani słowa o tym, że starostwo zostało powiadomione nieskutecznie przez urząd w Wiszni Małej i wszystkie decyzje, które były podejmowane bądź nie, były spowodowane brakiem wiedzy na temat posiadania takiej działki.
Dla nas ciekawa jest jeszcze jedna kwestia. Otóż na podstawie tej samej decyzji podziałowej, spółka występowała o pozwolenia na budowę domków, na osiedlu przy polu golfowym, czyli prowadziła swoistą działalność developerską. A zatem spółka doskonale wiedziała, że w wyniku podziału, działka, na której zbudowano później kolektor nie jest jej własnością. Czy ten aspekt zbadali prokuratorzy? Próbowaliśmy porozmawiać o tym z prokuratorem Tadeuszem Tratkowskim, jednak zastępca prokuratora rejonowego nie chciał komentować decyzji prokuratury, ale zgodził się nam udostępnić akta sprawy.
Czy można kwestionować działanie prokuratury? Zgodnie z prawem, po otrzymaniu uzasadnienia, stosowne zażalenie do sądu może złożyć zawiadamiający, czyli starostwo. Jednak czyn umyślnego popełnienia przestępstwa jest trudny do udowodnienia i rzeczywiście bardzo rzadko można znaleźć na to materialne dowody. Dla nas oznacza to tyle, że organ strzegący praworządności nie utrudnił drogi do roszczenia kwoty ponad 2 mln złotych firmie Toya od starostwa. Trzeba jeszcze pamiętać o tym, że określenie "pieniądze starostwa" czy "pieniądze publiczne" jest utopijną przenośnią, gdyż w praktyce nie istnieje takie pojęcie. Ponad 2 mln zł, które inwestor próbuje uzyskać, to są właściwie pieniądze podatników.
Robert Adach już zapowiedział, że bez postępowania sądowego nie wypłaci firmie Toya nawet złotówki. Ani starostwo, ani my nie wiemy, czy decydenci firmy Toya złożyli do sądu odpowiedni pozew w celu uzyskania odszkodowania za działkę. Firma konsekwentnie odmawiała kontaktu z nami oraz zajęcia stanowiska w sprawie. W dalszym ciągu będziemy się przyglądać sprawie z ogromnym zainteresowaniem.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
myślę, że co raz wiecęj osób ma poważne zastrzeżenia co do sposobu zarządzania Gminą przez p. Długozimę i wcale nie jest to środowisko gazety " Nowej" :) i PO :) Gdybyś naprawdę myślał to nie miałbyś takiego zdania.
odpowiedz
Zgłoś wpis
m - niezalogowany
2013-08-28 20:25:09
myślę, że co raz wiecęj osób ma poważne zastrzeżenia co do sposobu zarządzania Gminą przez p. Długozimę i wcale nie jest to środowisko gazety " Nowej" :) i PO :)
odpowiedz
Zgłoś wpis
M - niezalogowany
2013-08-28 11:06:25
Fajny artykuł. Przymknąłem na chwilę oczęta i wyobraziłem sobie co by było gdyby sprawa nie dotyczyła Pana Starosty a Burmistrza wiadomego. I oczyma wyobraźni zobaczyłem taki artykuł: POTWORNY BAŁAGAN W TRZEBNICKIM RATUSZU. Nie wie lewica co czyni prawica. Burmistrz w wyniku decyzji Wójta stał się właścicielem drogi ale z powodu bałaganu w swoim ratuszu nie ujawnił tego faktu w Księdze Wieczystej i jakby było mało to potem wydał pozwolenie na budowę firmie Toya na swoim gruncie nie wiedząc, że to grunt gminy, a wystarczyło spojrzeć w kwity. Jak nas informują zaniepokojeni czytelnicy którzy pragną pozostać anonimowi zachodzi podejrzenie że zrobiono to celowo aby wyłudzić od gminy spore odszkodowanie. Czy Burmistrzowi który zarabia tyle co siedmiu redaktorów Nowej razem wziętych i jeszcze dostaje spore sumy od syna ciągle mało ? Czy zamiast ciągle uprawiać autopromocję na tle nowych świetlic wiejskich, placów zabaw i wyremontowanych drug nie powinien pójść w ślady skromnego Pana Starosty który z budynków na zapleczu ulicy Leśnej 1 uczynił uroczą romantyczną trwałą ruinę i nikomu się o tym nie chwali ? Ale nie, Burmistrz robi wszystko żeby zapełnić co najmniej z 10 stron gazety którą wydaje razem z Panem Wazem nielegalnie w Ośrodku Kultury w którym kiedyś mogliśmy nieść kaganek oświaty filmowej i baletowej i który to kaganek nam podstępnie odebrano. A teraz jeszcze chce nas azbestem zasypać. NIE DLA DŁUGOZIMY. Musimy iść śladami naszej bohaterskiej i umęczonej Stolicy i zażądać referendum. Do BRONI do REFERENDUM. I tu się obudziłem.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Znalazł się myślący!!!
myślę, że co raz wiecęj osób ma poważne zastrzeżenia co do sposobu zarządzania Gminą przez p. Długozimę i wcale nie jest to środowisko gazety " Nowej" :) i PO :) Gdybyś naprawdę myślał to nie miałbyś takiego zdania.
myślę, że co raz wiecęj osób ma poważne zastrzeżenia co do sposobu zarządzania Gminą przez p. Długozimę i wcale nie jest to środowisko gazety " Nowej" :) i PO :)
Fajny artykuł. Przymknąłem na chwilę oczęta i wyobraziłem sobie co by było gdyby sprawa nie dotyczyła Pana Starosty a Burmistrza wiadomego. I oczyma wyobraźni zobaczyłem taki artykuł: POTWORNY BAŁAGAN W TRZEBNICKIM RATUSZU. Nie wie lewica co czyni prawica. Burmistrz w wyniku decyzji Wójta stał się właścicielem drogi ale z powodu bałaganu w swoim ratuszu nie ujawnił tego faktu w Księdze Wieczystej i jakby było mało to potem wydał pozwolenie na budowę firmie Toya na swoim gruncie nie wiedząc, że to grunt gminy, a wystarczyło spojrzeć w kwity. Jak nas informują zaniepokojeni czytelnicy którzy pragną pozostać anonimowi zachodzi podejrzenie że zrobiono to celowo aby wyłudzić od gminy spore odszkodowanie. Czy Burmistrzowi który zarabia tyle co siedmiu redaktorów Nowej razem wziętych i jeszcze dostaje spore sumy od syna ciągle mało ? Czy zamiast ciągle uprawiać autopromocję na tle nowych świetlic wiejskich, placów zabaw i wyremontowanych drug nie powinien pójść w ślady skromnego Pana Starosty który z budynków na zapleczu ulicy Leśnej 1 uczynił uroczą romantyczną trwałą ruinę i nikomu się o tym nie chwali ? Ale nie, Burmistrz robi wszystko żeby zapełnić co najmniej z 10 stron gazety którą wydaje razem z Panem Wazem nielegalnie w Ośrodku Kultury w którym kiedyś mogliśmy nieść kaganek oświaty filmowej i baletowej i który to kaganek nam podstępnie odebrano. A teraz jeszcze chce nas azbestem zasypać. NIE DLA DŁUGOZIMY. Musimy iść śladami naszej bohaterskiej i umęczonej Stolicy i zażądać referendum. Do BRONI do REFERENDUM. I tu się obudziłem.