Reklama

Będzie wizja lokalna na "piątce"?

06/06/2013 09:32
Pierwszy został wysłuchany świadek Dawid S., policjant, który – jak powiedział – po wypadku wykonywał czynności procesowe. Przytoczył on głównie zeznania teściowej kierowcy wyprzedzanego samochodu, która przed sądem powiedziała, iż jej zięć w momencie wyprzedzania "mocnymi" słowami określi to, że kierowca wyprzedzającego chryslera zdecydował się na ten manewr na drodze pod górkę, na której jest ograniczona widoczność. Jednak te zeznania nie znalazły się, w protokole z przesłuchania.W wyprzedzanym samochodzie jechała rodzina z Czech. Zeznawali oni na początku procesu i dziwili się, że w ich wyjaśnieniach składanych tuż po wypadku nie było wzmianki o uwadze na temat wyprzedzającego chryslera.

Dawid S. nie przypominał sobie, czy takie słowa wtedy padły. Stwierdził tylko, że jeśli nie znalazły się w protokole, to znaczy, że nikt wtedy o tym nie mówił.

Mirosław B. mąż i ojciec ofiar wypadku nie był bezpośrednim świadkiem zdarzenia. Opowiedział natomiast, co robił z bliskimi kilka godzin przed tragedią; opisał także moment, gdy się o niej dowiedział, a także problemy na jakie napotkał później, w związku z koniecznością opieki nad drugim dzieckiem.

Państwo B. mieszkali we Wrocławiu, ale pracowali wtedy w powiecie trzebnickim. Feralnego dnia ok. godz. 10 wyjechali samochodem skoda combi, zabierając ze sobą 3-letnią córeczkę Lenę. Prowadziła żona, Monika B. Męża wysadziła w Pawłowie Trzebnickim, gdzie Mirosław był zatrudniony w międzynarodowej firmie transportowej, a sama z dzieckiem pojechała w kierunku Prusic, by załatwić swoje sprawy zawodowe. W drodze powrotnej miała wstąpić po męża. Ten jednak wybrał się do urzędu w Trzebnicy po odbiór dokumentów. Zawiozła go samochodem firmowym żona właściciela, która natychmiast wróciła. Mirosław B. skontaktował się telefonicznie z żoną i poinformował o zmianie planów. Umówili się na spotkanie w Trzebnicy. - Około godz. 12 żona zadzwoniła i powiedziała, że już wyjeżdżają. Czekałem długo, ale się nie pojawiała. Nie odbierała także telefonu. Ok. godz. 14 zdecydowałem się wrócić do Wrocławia autobusem – powiedział Mirosław B. W skrzynce na listy zauważył policyjne wezwanie o pilny kontakt z funkcjonariuszami. Gdy za chwilę zadzwonił, na komisariat, usłyszał tylko, że radiowóz już jest w drodze. – Policjant, który przyjechał do mnie, do domu, opowiedział o wypadku. Poinformował też, że żona zginęła, a córkę zabrano do szpitala we Wrocławiu. Pojechał tam. Po kilku dniach córka jednak też zmarła.

Oskarżyciel posiłkowy powiedział, że dostał zasiłki pogrzebowe, zarówno od ZUS, jak i od ubezpieczycieli pieniężnych. Wyjaśnił także, że musiał zrezygnować z pracy, bo był kierowcą na międzynarodowych trasach i przebywał po kilka dni poza domem. Musiał więc zrezygnować, żeby móc zaopiekować się nastoletnim synem. Obecnie trudno mu się utrzymać bez pomocy środków matki.

Biegli sądowi Andrzej Dutkowski i Marek Łomot, którzy sporządzali opinię dla tej sprawy stwierdzili, że zebrany materiał dowodowy, to w przeważającej części tzw. osobowy materiał dowodowy, czyli zeznania świadków. Na tej podstawie nie da się określić dokładnie miejsca i położenia pojazdów – skody oraz chevroleta tuż, przed i w momencie wypadku. Jak zauważyli biegli, z zeznań kierowcy ciężarowego mercedesa - który również odniósł obrażenia – wynika, że oskarżony wjechał na chwilę przed mercedesa i tym samym przyjął prędkość kolumny. Później nastąpiła druga faza wyprzedzania, ale już nie z tak dużą prędkością. Zdaniem biegłych można więc przyjąć, że oba pojazdy jadąc naprzeciw siebie z prędkością 90 km/s w ciągu sekundy pokonują 50 metrów. Jednak nie udało się ustalić w jakiej odległości byli kierowcy, w chwili gdy zaczęli swoje manewry i ile mieli na nie czasu.

W związku z taką opinią biegłych, obrońcy oskarżycieli wnieśli o przeprowadzenie wizji lokalnej w  miejscu wypadku. Oskarżyciel publiczny podał w wątpliwość sens przeprowadzania takiej wizji po ponad roku od wypadku.

Przewodniczący składu orzekającego, sędzia Arkadiusz Rosiecki, chciał się dowiedzieć, dlaczego biegli nie wnosili o przeprowadzenie wizji zaraz po wypadku, ani podczas postępowania przygotowawczego, a teraz są za tym, żeby ją przeprowadzić. Usłyszał, że biegli nie mogą występować o jakiekolwiek dowody. Swoje opracowanie muszą przygotować na podstawie materiałów do jakich dotarły prokuratura i policja.

W związku z tym sędzia powołał kolejnego, trzeciego biegłego, w celu ustalenia, czy konieczna będzie wizja lokalna na krajowej piątce.

Przypomnijmy, że prokuratura zarzuca Grzegorzowi J., że 6 kwietnia ub. roku ok. godz. 12.30, jadąc samochodem osobowym chrysler 300 C z Trzebnicy w kierunku Żmigrodu na prostym odcinku drogi krajowej nr 5 między Małuszynem a Pawłowem Trzebnickim umyślnie naruszył przepisy ruchu drogowego, przez co spowodował wypadek drogowy, a następnie zbiegł. Mając ograniczoną, ze względu na ukształtowanie terenu, zdolność obserwowania pojazdów jadących z przeciwka, rozpoczął manewr wyprzedzania kolumny pojazdów w miejscu oznaczonym zakazem wyprzedzania, poruszając się przy tym z prędkością znacznie przekraczającą dopuszczalną. Będąc na lewym pasie ruchu zmusił jadącą prawidłowo z przeciwka samochodem skoda octavia 36-letnią Monikę B. do gwałtownego – w celu uniknięcia zderzenia czołowego – zjazdu na prawe pobocze, a następnie na lewy pas ruchu. W wyniku tych manewrów skoda zderzyła się z jadącym prawidłowo od strony Trzebnicy ciężarowym mercedesem. W wyniku wypadku, śmierć na miejscu poniosła 36-letnia kobieta prowadząca skodę octavię. Jej 3-letnia córeczka z ciężkimi obrażeniami, m.in. obrzękiem mózgu, nieprzytomna, została odwieziona do szpitala, gdzie po czterech dniach zmarła. W wypadku ranny został również kierowca mercedesa. Grzegorz J. nie przyznaje się do winy.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do