
Izabela Banach-Szymanek od pięciu lat jest dyrektorem Ośrodka Sportu i Rekreacji w Obornikach Śląskich, działa również w samorządzie. Najważniejszy jest dla niej człowiek, wzajemny szacunek i tolerancja. Siłę do podejmowania wyzwań czerpie z rodziny, która jest dla niej bardzo ważna.
NOWa: Pracę na stanowisku dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji zaczynała Pani w bardzo trudnym czasie?
Izabela Banach-Szymanek: - Przyszłam tutaj pięć lat temu. Ośrodek był wtedy w nienajlepszej kondycji. Wymagał podjęcia wielu działań, uporządkowania podstaw oraz wypracowania procedur działania w zakresie ekonomicznym, pracowniczym czy też czysto logistycznym. Początkowo dotarcie do istoty problemów zajmowało bardzo dużo czasu. Niedługo po objęciu przeze mnie stanowiska dyrektora rozpoczęła się pandemia. To był bardzo trudny okres dla nas wszystkich. Działaliśmy wtedy w dużym stresie. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co przyniesie przyszłość. Udało nam się jednak tematy uporządkować i zorganizować tak, aby pomimo trudnego czasu Ośrodek funkcjonował prawidłowo. Żaden z pracowników nie został zwolniony, a przecież wszyscy wiemy, że działo się tak w bardzo wielu firmach. Starałam się tak bilansować budżet, aby wszystko funkcjonowało jak należy i aby wystarczyło nam środków na wszystkie niezbędne wydatki. W tym czasie Ośrodek nie osiągał zaplanowanych przychodów. Udało się. W międzyczasie realizowaliśmy wszystko na co tylko powalały nam wtedy luzowane obostrzenia oraz ogarnialiśmy tematy drobnych remontów, tworzenia archiwum zakładkowego, porządkowania wszystkiego tego co należało wtedy uporządkować, a proszę mi uwierzyć było tego bardzo dużo. W międzyczasie zespół częściowo się zmieniał, ale nie dlatego, że ktoś został zwolniony. Niektórzy mieli po prostu potrzebę dokonania zmiany w swoim życiu, otwierały się przed nimi nowe perspektywy i nowe możliwości. Budowanie obecnego zespołu zajęło mi trochę czasu, ale mogę dziś śmiało powiedzieć, że jesteśmy zgraną Drużyną. Wracając do tematu pandemii, wtedy też stanęliśmy przed wyzwaniem zorganizowania punktu szczepień powszechnych w Ośrodku, co udało się zrealizować z powodzeniem. Zaszczepiliśmy w OSiR przeciwko COVID-19 bardzo dużo chętnych osób, ułatwiając wtedy mieszkańcom dotarcie do jakże potrzebnych w tamtym czasie szczepionek.
Po pandemii nastąpiła krótka chwila wytchnienia, ale nie na długo?
- Dokładnie tak, wybuchła wojny na Ukrainie. Jako jedni z pierwszych zostaliśmy wyznaczeni do przyjmowania uchodźców. Już dzień po otwarciu granic przywożono do nas ludzi. Musieliśmy wtedy zrobić wszystko, aby ci ludzie poczuli się bezpiecznie i zaopiekowani. Pewnych historii tych ludzi nigdy nie da się zapomnieć. Była tu dziewczyna, która przyjechała z jedną reklamówką, wyszła z domu tak jak stała, zabrała paszport, butelkę wody, uciekała z Kijowa. Po długiej wędrówce, wyczerpana, przerażona trafiła do nas. Przyjechała też kobieta z dwójką dzieci i rodzicami. Na Ukrainie został brat, mąż. Był prawnik z Charkowa wraz z żoną śpiewaczką operową i dwójką dzieci. Chwilę przed bombardowaniem Charkowa wyjechali z dziećmi z miasta na krótką rekreacyjną wycieczkę i już do domu nie wrócili. Zostali z niczym i o nic też nie potrafili poprosić, zwykła ludzka godność początkowo im zwyczajnie na to nie pozwalała. Dużo czasu i wysiłku zajęło nam , aby się otworzyli. Nieraz płynęły nam łzy. To był ogrom ludzkiego cierpienia i strachu przed tym, co będzie. Wszyscy baliśmy się wtedy przyszłości, ale pomimo tego lęku działaliśmy, organizowaliśmy pomoc, niejednokrotnie prosząc też o nią również mieszkańców. Oborniczanie potrafili zrozumieć dramatyczną sytuację uchodźców i jak zwykle stanęli na wysokości zadania. W ciągu doby cały hol stał się magazynem rzeczy potrzebnych uchodźcom. Musieliśmy to wszystko wtedy ogarnąć , zorganizować pomoc medyczną, wyżywienie, psychologa, leki, szkołę dla dzieci, legalizację pobytu, zasiłki i wiele innych. Pracowaliśmy wtedy przez 24 godziny na dobę. Z pomocą przyszły nam też wtedy dziewczyny z Urazu, z koła gospodyń, które codziennie gotowały dla uchodźców posiłki. Ściśle współpracowaliśmy z pracownikami urzędu miejskiego, na których też zawsze mogliśmy liczyć. Wymagało to wtedy od nas wszystkich ogromnego wysiłku i zrozumienia trudnej sytuacji, przepracowania tego co było dla wielu z nas niezrozumiałe, przerażające i bardzo ciężkie.
Czy ta sytuacja długo trwała?
- Byliśmy obiektem tymczasowym, grupy się zmieniały, ale trzeba było pomóc tym ludziom również później czy to w znalezieniu pracy, mieszkania czy zwykłych formalnościach. Do dziś są rodziny, które utrzymują z nami kontakt. W Nataszy, która przyjechała do nas z dwójką dzieci, zobaczyłam duży potencjał. Zauważyłam, że ma pewne umiejętności. No i dziewczyna pracowała z nami pół roku. Zajmowała się kwestiami promocyjnymi, robiła świetne plakaty. W życiu nie widziałam takiego zaangażowania w próby pisania w języku polskim u osoby, która znała tylko jego podstawy. Niesamowita dziewczyna. Pożegnaliśmy się po ponad pół roku, bo rodzina podjęła decyzję o powrocie do Kijowa. Teraz na bieżąco dostajemy od niej informacje o wydarzeniach na Ukrainie, o tym jak tam funkcjonują, jak im się żyje. Mamy nawet grupę na WhatsApp-ie o nazwie „Polska rodzina”, którą założyła właśnie Natasza. Utrzymujemy również kontakty z innymi osobami, które znalazły u nas schronienie.
Pomimo tych zawirowań dziejowych ośrodek przetrwał i rozwijał się.
- Tak to prawda, działamy na wielu płaszczyznach. Jesteśmy organizatorami wielu imprez sportowych, zgrupowań, obozów, półkolonii, zajęć dla dzieci, zajęć sportowych, imprez okolicznościowych, wydarzeń i wielu innych. Dla nas nie ma tematów i zadań, których nie chcemy się podjąć. Obecnie, już drugi rok organizujemy Dzień Kobiet pod hasłem Kobiety Kobietom. To duża impreza, podczas której wystawiają swoje prace nasze lokalne artystki, odbywają się warsztaty, gościmy specjalistki od zdrowego odżywiania, makijażu, kosmetolożki, położne, wizażystki, specjalistki wielu dziedzin. To takie „babskie” spotkania, podczas których kobiety wzajemnie się mogą wspierać, wymieniać doświadczenia, inspirując się wzajemnie. Rok temu zorganizowaliśmy to po raz pierwszy i bardzo się spodobało. Miałam okazję poznać wtedy wspaniałe dziewczyny z niezwykłymi możliwościami i chęcią do realizacji zadań wykraczających poza ich własne codzienne obowiązki żon, matek. Tamto spotkanie pokazało, że możemy realizować się, poza pracą zawodową, nie tylko artystycznie, twórczo ale też społecznie, edukacyjnie, sportowo i robimy to z ogromną chęcią i zaangażowaniem. Wierzymy, że w tym roku klimat będzie równie wspaniały. Chcemy, aby w najbliższą sobotę wszystkie uczestniczki, poczuły magię tego dnia i miejsca. Aby tak się stało musimy w przygotowania włożyć sporo pracy , mi.in. przygotować halę sportową, tak aby na co dzień surowe pomieszczenie stało się ciepłe i przytulne, aby można było w nim stworzyć odpowiedni klimat dnia i wydarzenia. Dużo rzeczy na takie wydarzenia realizujemy , wykonujemy sami, tak aby minimalizować koszty. To wszystko co się tutaj dzieje to efekt ciężkiej pracy.
Żeby robić to dobrze trzeba to po prostu kochać?
- Człowiek wkłada w tą pracę całe serce, angażuje się w nią ponad normę i często nawet ponad własne siły. Teoretycznie nasza praca ma swoje określone godziny. Ale cały nasz zespół nie ogranicza się tylko do tych godzin. Robimy wszystko, żeby ten ośrodek funkcjonował jak najlepiej, na jak najwyższym poziomie i tylko my wiemy, ile wysiłku i wyrzeczeń nas to kosztuje. Przysłowiowe: „pot, krew i łzy” mają tutaj ogromne znaczenie. Realizacja zamierzeń zajmuje bardzo dużo czasu i wysiłku, bo przecież to się nie robi samo. Trzeba nad tym popracować. To analizy, rozmowy, przygotowania, zamówienia, wykonanie, to wszystko zajmuje godziny, dni i tygodnie. Jak już wspomniałam poprzednio wiele rzeczy robimy sami, aby nie nadwyrężać budżetu. Staramy się więc w taki sposób minimalizować wydatki, aby realizować postawione sobie zadania, wykonać potrzebne, stworzyć nowe i nie wydać na to zbyt dużo pieniędzy. Należy zdawać sobie sprawę , że utrzymania takiego obiektu kosztuje bardzo dużo!
Czy środki wystarczają na wszystkie zamierzenia?
- Budżet nas często ogranicza, ale mimo wszystko staramy się jak możemy realizować swoje zadania. Oprócz ośrodka w sensie hal sportowych, bazy noclegowej, mamy jeszcze w zarządzie basen, dwa korty tenisowe, boiska do siatkówki plażowej, bieżnie, boisko wielofunkcyjne. Administrujemy też targowisko. To wszystko jest na naszej głowie, a zespół nie jest duży, w tej chwili mamy osiemnaście osób załogi. Pracujemy 365 dni w roku, 24 godziny na dobę. W święta, długie weekendy. Wolne dni - a my wciąż pracujemy. Wszyscy przed wakacjami cieszą się na okres lekkiego zwolnienia, a dla nas wakacje oznaczają okres bardzo intensywnej pracy, często w ogromnym upale do późnych godzin wieczornych na pełnych obrotach. Jak wspomniałam już wcześniej, u nas nie ma limitu godzin, nasza praca to stała mobilizacja i ciągłe działanie. Bywa, że jesteśmy narażeni na różne zachowania klientów, bo przecież wiemy, że w pełni nie jesteśmy w stanie wszystkich zadowolić. Staramy się jednak sprostać wszystkim oczekiwaniom i nigdy nie pozostawiamy spraw niezałatwionych. Słucham krytyki, wyciągam wnioski i próbuję szukać rozwiązań. Wychodzę z założenia, że krytyka jest konstruktywna.
Pod warunkiem, że jest to krytyka, a nie hejt?
- Hejt niszczy ludzi, niszczy jednostki, czasem słabszym rujnuje psychikę. Mam wątpliwość , że „hejterzy” siedzący po drugiej stronie komputera czy telefonu zastanawiają się nad tym, co robią Drugiemu Człowiekowi. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś ma jakiekolwiek uwagi, dotyczące naszego funkcjonowania, czy pracowników, to zawsze może przyjść i porozmawiać. Chętnie wysłucham. Nie zawsze mogę się z wszystkim zgodzić. Czasami jest tak, że próbuję przedstawić klientowi jak sprawa wygląda z naszego punktu widzenia. Nie jestem zamknięta na uwagi, zwyczajnie czasem mam ograniczone możliwości. Chcieć to co prawda móc , dlatego też często szukam rozwiązań w granicach realnych możliwości i rozwiązuje wiele spraw z korzyścią dla klienta.
Zawsze może znaleźć się ktoś, kto się dowartościowuje hejtując innych, ale przecież Państwa praca jest bardzo często doceniana?
- Wprowadzamy zmiany, modernizujemy, budujemy nową przestrzeń sportowo-rekreacyjną, rozbudowujemy ofertę sportową, dbamy o infrastrukturę sportową, bezpieczeństwo klientów oraz ich komfort. Cały czas coś poprawiamy, dopracowujemy. W ramach możliwości staramy się najlepiej jak tylko potrafimy rozwijać Ośrodek. Poza korzystającymi z obiektu mieszkańcami Gminy, przyjeżdżają do nas różni goście, korzystają nie tylko z hal sportowych , ale i z bazy noclegowej i to właśnie często oni dają nam poczucie tego, że nasza praca jest ważna i jesteśmy przez nich doceniani. Praktycznie co weekend gościmy grupy przyjeżdżające na odbywające się u nas zgrupowania sportowe, okres wakacyjny mamy wypełniony po tzw. brzegi i rezerwacje obiektu na przyszłe wakacje już na lata 2025, 2026. Całym zespołem staramy się budować atmosferę tego miejsca, co zauważają klienci coraz chętniej nam o tym mówiąc.
Jak układa się Pani współpraca z zespołem?
- Podstawą pracy jest wzajemny szacunek mój do zespołu i zespołu do mnie. Stała praca nad tym, aby współpracujący ze sobą ludzie się lubili. Ważnym elementem jest umiejętne rozwiązywanie konfliktów. W naszym zespole obowiązuje zasada, że wszystko razem przepracowujemy. Bywa czasem ciężko, bo i napięcie często mamy spore ale przerabiamy trudne tematy i efekty są bardzo dobre. Możemy rozmawiać o wszystkim. Oprócz tego, że pracujemy razem to również się przyjaźnimy. U nas nie ma tematów tabu. Kiedy mamy problem, który zaburza nam funkcjonowanie, staramy się go szybko rozwiązać, aby nie odwracał naszej uwagi od zadań, które zostały przed nami postawione.
Jest Pani dyrektorem, ale również kobietą, która ma rodzinę i ogrom obowiązków z nią związanych. Jakim cudem znajduje Pani czas, aby wszystko pogodzić?
- To kwestia organizacji i chęci sprostania wszystkiemu oraz dobrej logistyki. Rodzina to moja siła, ogromne wsparcie do tego, abym mogła funkcjonować i działać zawodowo. Mam ogromne wsparcie w mężu , na którego zawsze mogę liczyć. Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci, córka jest na drugim roku prawa, a syn w I klasie liceum o profilu architektonicznym.
Ma Pani również psa?
- Mam kochanego szczeniaka, z którym trzeba spędzać dużo czasu na świeżym powietrzu. Zabawa z nim to najlepszy środek odstresowujący. Kocham zwierzęta i nie wyobrażam sobie domu bez psa.
Co dla Pani jest ważne w pracy z ludźmi?
- Dla mnie najważniejszy jest człowiek, wzajemny szacunek i tolerancja. Kompetencja i umiejętności oraz chęci do działania.
Co daje praca w samorządzie?
- Satysfakcję. Nowe wyzwania i nowe możliwości. Daje możliwość kształtowania tego, co jest tutaj i realny wpływ na otoczenie. To wykonywanie zadań publicznych oraz dbałość o środki publiczne. To planowanie, tworzenie oraz rozwój. To swego rodzaju sprawstwo pewnych rzecz, które dzieją się w przestrzeni publicznej.
Jakie ma Pani najbliższe plany ?
- Obecnie kandyduję do Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. Jestem przekonana, że w naszym województwie tkwi ogromny potencjał . Chcę działać na rzecz jego rozwoju, promując innowacje, wspierając przedsiębiorczość lokalną oraz dbając o zrównoważony rozwój miast i wsi. Nasz region ma wiele do zaoferowania . Chciałabym się skupić na rozwoju naszego regionu oraz inwestować w edukację, sport aby każde dziecko miało szansę rozwijać swój potencjał .Budować zaufania w system opieki zdrowotnej i stawiać na profilaktykę. Chcę mieć realny wpływ na to co tu i teraz.
Dziękujemy za rozmowę
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Hasło nawet ładne ale czemu stratuje Pani z listy KO? Toż to oksymoron jest: "liczy się człowiek" i koalicja obywatelska
I co z tego kiedy Obornikami rządzi jednoosobowo car Poprawa .
Artykuł sponsorowany. Przygotowany przez kandydatkę. Sama zadaje pytanie i sama sobie odpowiada?!