W latach 90-tych do Trzebnicy helikopterem przylecieli Baksik z Gąsiorowskim. Chcieli kupić majątek należący do gminnej spółdzielni rolniczej, ale do transakcji nie doszło. Dzisiaj dawny GS wyprzedał już prawie wszystkie nieruchomości. Jak wyglądała prawie 80-letnia historia rolniczej spółdzielni?
Kilka tygodni temu Trzebnicę obiegła sensacyjna wiadomość. „GS”, czyli formalnie Spółdzielnia Rolniczo - Handlowa „Samopomoc Chłopska”, sprzedała popularny i znany Dom Handlowy Centrum. W sieci zawrzało, a mieszkańcy dyskutowali. Pojawiły się też różne teorie. Ktoś rzucił, że drogeria Rossmann ma być zlikwidowana, bo nie zgodziła się płacić czynszu w kwocie 40 tys. zł nowemu właścicielowi. Inni pisali, że właśnie likwidowany jest market spożywczy Lewiatan, a w jego miejsce ma pojawić się Dino. Ktoś snuł teorie na temat pieniędzy i pytał, kto się na tym wzbogaci. Inni zastanawiali się, kto został nowym właścicielem i co stanie się z „Centrum”. Pojawiła się nawet informacja, że budynek zostanie zburzony i na jego miejscu powstanie galeria handlowa. Kolejny mieszkaniec poinformował, że „GS” już jest zlikwidowany, bo biurowiec przy ul. Św. Jadwigi też został sprzedany, a nowy właściciel już zaczął remont.
Nasza redakcja o planowanych transakcjach słyszała już wcześniej. Teraz możemy napisać, że część informacji podawanych przez internautów jest prawdziwa, ale wiele z nich to spekulacje. Jak poinformowała nas prezes SRH Ewa Rośkowicz, faktycznie spółdzielnia już od dawna stara się powoli wyprzedawać swój majątek. To wola członków spółdzielni i rady nadzorczej. Jak doszło do sprzedaży, co dalej będzie z "GS-em"? W artykule odpowiadamy na te pytania, ale także przedstawiamy historię i kulisy zmian...
Prawdą jest, że niedawno sprzedano biurowiec przy Św. Jadwigi, a w piątek zostanie ostatecznie sfinalizowana transakcja sprzedaży D.H. Centrum.
- To była transakcja wiązana. Nabywca chciał początkowo kupić tylko „Centrum”, ale daliśmy warunek. Sprzedamy dom handlowy, ale jak jednocześnie zakupi biurowiec - opowiada nam prezes Rośkowicz i dodaje: - Prawda jest taka, że członkowie spółdzielni, którzy przepracowali tu nawet po 40-lat, są już dzisiaj emerytami. Od dawna na walnych zebraniach rozmawialiśmy o tym, jak bezpiecznie wygasić działalność, jak z korzyścią sprzedać majątek, aby członkowie na tym choć trochę zyskali. A sprawa wcale nie jest taka prosta. Wiele tego typu spółdzielni już dawno zostało zlikwidowanych, a nasza ciągle funkcjonuje, choć w mocno okrojonej wersji. Niech Pan zobaczy, ja zostałam sama w biurowcu, a kiedyś tylko w księgowości pracowały 52 osoby.

Pytamy za ile udało się sprzedać „Centrum” i biurowiec, ale prezes odpowiada, że nie chce podawać kwot, żeby nie tworzyć niepotrzebnych sensacji. Przyznaje jednak, że było to kilka milionów, ale zaraz dodaje:
- Komuś się może wydawać, że sprzedajemy i zaraz pieniądze dzielimy na członków, a to tak nie działa. Mamy pełną księgowość. Musimy najpierw zapłacić 19% podatku CIT, potem 19% podatku od dywidendy, która ma trafić do członków, a do tego dochodzą ogromne koszty likwidacji spółdzielni. Na przestrzeni lat pracowało tu tysiące osób. Ich akta osobowe muszą być bezpiecznie przechowywane. Proszę sobie wyobrazić, że tylko za to musimy zapłacić około 70 tys. zł.
Działalność spółdzielni rolniczej w Trzebnicy, to kawał historii. Można śmiało powiedzieć, że każdy mieszkaniec miał z nią styczność.
W 1945 roku zakończyła się II wojna światowa. Na terenach zachodnich, które w wyniku układu zawartego w Jałcie przypadły Polsce, pojawiają się pierwsi osadnicy. Jest też wojsko, tworzą się komisariaty Milicji Obywatelskiej. Ludzie powoli, ale nieufnie, zaczynają zajmować poniemieckie domy. Większość osób przybyła ze wschodniej Polski, z tej części, która po wojnie stała się częścią Związku Radzickiego. Ale są też przybysze z centralnej części kraju. Powoli tworzy się lokalna społeczność. Ludzie zaczynają uprawiać ziemię, pojawia się drobny handel. W całym kraju zaczynają tworzyć się pierwsze spółdzielnie, oczywiście pod czujnym nadzorem komunistycznej władzy.
W lutym 1947 roku grupa osób zakłada spółdzielnię o nazwie Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” z odpowiedzialnością udziałami w Małym Ujazdowie. O co chodzi z tym Ujazdowem?

Okazuje się, że w Trzebnicy wcześniej inna grupa osób założyła już spółdzielnię rolniczo - handlową. Teraz oba podmioty zaczęły rywalizację. Jak wspominali jej członkowie, była to zdrowa konkurencja, która po kilku latach doprowadziła do integracji obu spółdzielni w jedną pod nazwą Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” z siedzibą w Trzebnicy
Pewnie wiele starszych osób pamięta charakterystyczny szyld z kłosem zboża i napisem „GS „SCh” w Trzebnicy”, który wisiał na obiektach w całej gminie, ale nie tylko.
Pierwszymi członkami zarządu zostali: Jan Kurek, Piotr Hećko, Józef Łakomy, Władysław Bochenek i Stanisław Bierut.
Na samym początku spółdzielcy zajmowali się prowadzeniem magazynów zboża, które zlokalizowane były właśnie przy ul. Św. Jadwigi. Obok nich stała poniemiecka kamienica, którą władza przekazała GS-owi.
- To właśnie ten budynek, w którym rozmawiamy. Ta część to właśnie stara kamienica. Reszta została dobudowana etapami dużo później - opowiada Ewa Rośkowicz.
Z czasem powoli rozszerzano działalność. Zajmowano się skupem hurtowym i sprzedażą płodów rolnych. W pewnym momencie spółdzielcy zajęli się handlem detalicznym. Powstawały sklepy na wioskach, ale także w mieście i to mimo konkurencji z PSS Społem.

Można powiedzieć, że w pewnym sensie spółdzielnia była monopolistą na tym terenie, przynajmniej jeśli chodzi o skup i handel produktami rolnymi. Na przestrzeni lat ich polem działalności były gminy Trzebnica, Zawonia i Wisznia Mała.
W latach 70-tych spółdzielnia przejęła od Gminnej Spółdzielni z Obornik Śląskich teren w Gminie Wisznia Mała, to były budynki przy dzisiejszej gminie i baza obok nich. Po chwili połączono się z Gminną Spółdzielnią w Zawoni.
Lata 70-te to czasy prosperity i szybkiego rozwoju. Edward Gierek wrócił z tourneé po zachodzie. Państwa wrogiego bloku udzieliły milionowych kredytów i to w twardej walucie. To właśnie wtedy spółdzielnia intensywnie powiększała swój majątek. Wybudowano większość najważniejszych obiektów. Rozszerzano też profil działalności. Już nie tylko skup i handel. Spółdzielcy mieli własne warsztaty samochodowe, piekarnię, młyn, restauracje i motele.
Dzisiaj mało kto pamięta, że Ośrodek Chirurgii i Replantacji Ręki firmowany przez prof. Ryszarda Kociębę, powstał z dawnego motelu, w którym jeszcze na początku lat 90-tych odbywały się dansingi, a goście chętnie wynajmowali pokoje. Motel należał do "GS-u". Drugi motel zlokalizowany był w Skoroszowie. Dzisiaj jest w nim dom opieki dla osób starszych.
Do spółdzielni należały też, między innymi, Dom Handlowy Junior oraz Centrum, pawilon handlowy przy ul. Wrocławskiej (dzisiaj mieszczą się w nim sklepy i siłownie), pawilon handlowy przy ul. Milickiej (naprzeciw obecnego targu). Ogromne tereny magazynowe zlokalizowane tuż za nim, ale i dalej w stronę Księginic. Spółdzielcy mieli też teren przy ul. Chrobrego. To tam był słynny skup produktów rolnych, a dzisiaj jest market Biedronka. Mieli też tereny przy ul. Wrocławskiej, zaraz za wiaduktem. Dzisiaj należą do firmy Vermeiren Polska, ale wcześniej to tam spółdzielcy wybudowali rozlewnię wody mineralnej „Trzebniczanka”.

Na ul. Daszyńskiego oprócz „Centrum” spółdzielnia prowadziła też sklep z narzędziami zlokalizowany obok słynnych lodów „u Olejniczaka”. Miała też pawilon przy ul. Bochenka obok poczty, czyli tak zwane „stare kino”.
W tym czasie, jak „grzyby po deszczu” budowano też sklepy wiejskie. Powstawały niemal w każdej większej wiosce. Można śmiało powiedzieć, że w tamtym czasie, był to jeden z największych zakładów pracy, który w szczytowym okresie zatrudniał około 1000 osób. Co ważne, jak na tamte warunki, oferował bardzo dobre zarobki, dlatego też wiele osób właśnie w „GS-sie” szukało zatrudnienia.
Spółdzielcy przejmowali kolejne placówki handlowe od innych podmiotów. Otworzyli też zakłady mięsne, które zlokalizowano na ternie, na którym dzisiaj stoi market Lidl.
Podsumowując, „GS” miał 2 domy handlowe, 15 pawilonów handlowych, 2 motele, restauracje, bar, piekarnię, zakład przetwórstwa mięsnego, wytwórnię wód stołowych i kilka punktów skupu. To właśnie ta działalność przynosiła główny dochód, ale jak to w biznesie bywa „nic nie trwa wiecznie”.
Nastały lata 90-te, a wraz z nimi przemiany gospodarcze. W kraju pozwolono na prywatną inicjatywę. Powstawały nowe sklepy. Ich właściciele jeździli po towary na zachód. Powstawały też prywatne skupy, które konkurowały z „GS-owskimi” ceną i szybkością działania.
Spółdzielcom, którzy tkwili jeszcze w gospodarce planowanej, z ogromną administracją i powolnym ośrodkiem decyzyjnym, trudno było konkurować z rodzącą się drobną przedsiębiorczością. W kraju panowało też duże bezrobocie, a ci którzy pracowali, pensje mieli raczej głodowe, zwłaszcza w odniesieniu do galopującej inflacji.
Spółdzielcy robili zebrania, dyskutowali, zastanawiali się co robić i jak sobie poradzić w zmieniających się okolicznościach. Padł pomysł, żeby mienić nazwę. I faktycznie, 17 maja 1990 roku zmieniono nazwę na Spółdzielnia Rolniczo - Handlowa „Samopomoc Chłopska”. Zmiana nazwy niewiele dała, bo i tak mieszkańcy kojarzyli i nazywali ją „GS-em”.
W 1993 roku doszło nawet do rozłamu. Członkowie z Zawoni postanowili się odłączyć i założyć własną spółdzielnię. Dzisiaj wiadomo, że nie był to dobry ruch, bo podmiot szybko upadł.
Tymczasem w Trzebnicy „GS” próbował funkcjonować w nowych realiach. Spółdzielcy zrozumieli, że mają ogromny majątek w postaci budynków czy terenów. Część obiektów postanowiono wynająć. Na początku oddano w dzierżawę sklepy wiejskie. Co ważne, wynajmowali je członkowie spółdzielni. Okazało się też, że w prywatnych rękach funkcjonowały całkiem nieźle.
W pewnym momencie zauważyli, że nie ma co na siłę prowadzić pewnych działalności, zwłaszcza gdy przynoszą straty.
- Tak było np. z rzeźnią. Dzisiaj już mogę powiedzieć, że zakład był nierentowny, bo towar był rozkradany. Do dzisiaj pamiętam anegdotę, że pół świniaka można było tam znaleźć i to zaraz za płotem - wspomina Pani prezes.

I faktycznie, w wielu byłych publicznych zakładach był podobny problem. Być może był to relikt komunizmu, gdzie jednym ze sposobów walki z system był sabotaż.
Lata 90-te to też czas gorących przemian. Przejmowano majątki po dawnych zakładach. Często nieuczciwie, za "grosze". To właśnie wtedy do Trzebnicy helikopterem przylecieli Baksik i Gąsiorowski ze słynnej w tamtym czasie spółki Art-B. Wydarzenie było spektakularne, bo biznesmeni wylądowali na stadionie.
- Chcieli kupić rzeźnię przy Prusickiej, a nawet, jak mówili gotowi są przejąć cały „GS”. Roztaczali różne wizje, ale bardziej wyglądało to jak „mydlenie oczu”. Na szczęście ówczesny prezes i zarząd, połapali się w ich kombinacjach i do żadnej transakcji nie doszło - wspomina Ewa Rośkowicz.
Problem jednak pozostał. Rzeźnia przynosiła straty. Na domiar złego, spore manka pojawiły się też w punktach skupu. Tu problem polegał na tym, że hurtowymi odbiorcami byli nowi, prywatni przedsiębiorcy. Jak się później okazało wielu z nich było nieuczciwych. Po prostu brali towar, na początku płacąc przy odbiorze, ale później dostawali kredyt kupiecki. Problem w tym, że go nie spłacali. Straty spółdzielni rosły.
W drugiej połowie lat 90-tych rzeźnią zainteresował się Jacek Tarczyński. Wtedy lokalny prywatny przedsiębiorca. Jego rodzina od pewnego czasu prowadziła zakład mięsny w Sułowie, ale szukał nowego miejsca. Chciał się rozwijać.
Spółdzielnia zgodziła się wydzierżawić mu rzeźnię. Szybko okazało się, że Tarczyński wprowadził zachodni styl prowadzenia biznesu. Chciał mieć pracowników solidnych, a przede wszystkim nie tolerował kradzieży. Jeśli ktoś miał „lepkie ręce” żegnał się z pracą. Zresztą, do dzisiaj w jego zakładach to podstawa.
Pod zarządem nowego właściciela rzeźnia zaczęła się szybko rozwijać. Pojawili się nowi kontrahenci, a wkrótce Jacek Tarczyński złożył propozycję jej kupna. Po długich negocjacjach i odpowiedniej cenie, spółdzielcy zgodzili się sprzedać zakład.
- To były naprawdę trudne czasy. Mieliśmy wielu pracowników, ogromne koszty osobowe, czasami brakowało nam pieniędzy dlatego posiłkowaliśmy się kredytem obrotowym. Ale w tamtym okresie odsetki były zabójcze. Dlatego dzisiaj mogę powiedzieć, że pojawienie się pierwszych kupców, to był dla nas ratunek - wspomina prezes Rośkowicz.
W połowie lat 90-tych, właściciel Elektromisu Mariusz Świtalski założył pierwszy market Biedronka. Sieć zaczęła się szybko rozwijać. Biznesmeni poszukiwali atrakcyjnych lokalizacji. Przyjechali też do Trzebnicy, gdzie upatrzyli sobie dół dzisiejszego domu handlowego „Centrum”. Zaproponowali dobre warunki finansowe, dali 20 tys. zł zaliczki. Podpisano umowę na najem, a nowi inwestorzy przystąpili do remontu. Problem tylko w tym, że po pierwsze nie dotrzymali warunków umowy, a po drugie zaczęli podcinać słupy nośne, a to mogło grozić nawet zawaleniem obiektu. Doszło do ostrych spięć między spółdzielcami, a najemcą. Ostatecznie zerwano umowę.
- Pamiętam, że niektórzy nas ostrzegali, że to bardzo niebezpieczne. Mówili, że za biznesem może kryć się jakaś mafia - wspomina prezes i dodaje: - Po zerwaniu umowy postanowiliśmy, że sami spróbujemy otworzyć taki market. I faktycznie się udało. Powstał pierwszy market samoobsługowy w Trzebnicy, czyli Delikatesy Centrum. Później weszliśmy we franczyzę z Lewiatanem, ale dalej market prowadzony był przez nas. I to z sukcesem.
Z czasem kolejni spółdzielcy odchodzili na emeryturę. Inni występowali do zarządu o zgodę na zakup sklepów wiejskich, które wcześniej dzierżawili. Po pewnym czasie zapadła decyzja, aby powoli wyprzedawać majątek.
- Zauważyliśmy, że jesteśmy właścicielami obiektów, ale grunty pod nimi i wokół nich, to tak zwane wieczyste użytkowanie. Wiedzieliśmy, że musimy je wykupić. I wtedy nadarzyła się okazja. Nowi właściciele Biedronki chcieli wejść do Trzebnicy. Zainteresowali się naszą bazą skupu przy ul. Chrobrego. Udało nam się ją, jak na tamte czasy bardzo dobrze, sprzedać - wspomina Ewa Rośkowicz i dodaje: - Wiedziałam, że gmina potrzebuje pieniędzy na inwestycje. Porozmawialiśmy z burmistrzem, a był nim już wtedy Marek Długozima. Powiedzieliśmy, że jesteśmy zainteresowani wykupem użytkowania wieczystego pod wszystkimi naszymi obiektami. Burmistrz zrobił wycenę. My nabyliśmy prawo własności, a gmina otrzymała pieniądze na inwestycje.
W 2012 roku spółdzielcy hucznie obchodzili 65 rocznicę istnienia. Spółdzielnia chwaliła się, że na koniec grudnia 2011 rok osiągnęła obroty na poziomie 13 mln 252 tys. Zł. Co było wynikiem bardzo dobrym. Podawano też, że wartość jej majątku szacowano na 7 mln 683 tys. Zł. Sama powierzchnia budynków oscylowała wokół 15.900 m2. Do tego spółdzielnia miała 59.000 m2 gruntów. Miała też urządzenia techniczne, maszyny, samochody. Jak mówili sami spółdzielcy, wartość rzeczywista była dużo wyższa.
Lata mijały, kolejni spółdzielcy przechodzili na emeryturę. Najemcom zaproponowano wykup na własność lokali. Niektórzy z tego skorzystali. Inni zrezygnowali, ale w ich miejsce znaleźli się inni chętni. Na ul. Wrocławskiej pawilon udało się podzielić na kilka działek. Nieruchomość sprzedano. W efekcie dzisiaj jest tam kilku właścicieli poszczególnych obiektów.
Kilka lat temu podjęto decyzję o znalezieniu inwestora na kupno biurowca przy ul. Św. Jadwigi oraz na kupno Domu Handlowego „Centrum”. Oprócz małego pawilonu, w którym mieści się sklep mięsny „AMI”, to już ostanie nieruchomości. Spółdzielcy woleli na stare lata otrzymać profity ze swojej wieloletniej pracy od razu, niż czekać latami na skromne dywidendy wypracowane z najmów.
Prezes Rośkowicz uzgodniła z radą nadzorczą i członkami spółdzielni, których jest 99, że najważniejszy budynek, czyli „Centrum”, zostanie sprzedany, ale pod warunkiem, że wcześniej uda się sprzedać biurowiec. Dlaczego?
Dom handlowy "Centrum" z najmu i działalności przynosił dochody. Biurowiec niekoniecznie, tym bardziej, że przydałby się generalny remont. Spółdzielcy wiedzieli, że jeżeli pozbędą się najatrakcyjniejszej nieruchomości, to z biurowcem mogą zostać na lata. Tak stało się np. w GS-sie Oborniki Śląskie, gdzie do dzisiaj władze nie mogą pozbyć się biurowca. Klienta poszukiwano bardzo długo.
- Prowadziliśmy wiele rozmów, ale zawsze ktoś był zainteresowany tylko zakupem „Centrum” - mówi prezes.
Na szczęście niedawno w Trzebnicy pojawił się pewien inwestor, który zasłynął kupnem budynku po dawnej Telekomunikacji, też przy ul. Św. Jadwigi. Niedawno zgłosił się do spółdzielców z propozycją kupna Domu Handlowego „Centrum”. Jak pisaliśmy wcześniej, spółdzielcy zgodzili się na sprzedać, ale pod warunkiem kupna także biurowca. Negocjacje trwały, bo chodziło o niebagatelną kwotę. Ostatecznie kontrahenci doszli do porozumienia.
Budynek (biurowiec) przy ul. Św. Jadwigi nabyła firma Locatio Sp. z o.o. Ta sama firma w najbliższy piątek stanie się właścicielem domu handlowego „Centrum”. Udało nam się krótko porozmawiać z właścicielem i prezesem firmy, który obiecał, że wkrótce chętnie opowie o swoich planach. Dodał, że zależy mu na dobru i wygodzie mieszkańców.
Aby uciąć wszelkie spekulacje, potwierdził że drogeria Rossmann zostaje w tym samym miejscu, a niebawem zostanie otworzona nowa wersja marketu Lewiatan, w którym znajdą się też produkty lokalne. Wspomniał również, że obiekty będą modernizowane i wkrótce pojawią się nowe pomysły. Zresztą już w tej chwili trwa remont biurowca. Zlikwidowano szlaban, a dla mieszkańców za niewielką opłatą został udostępniony parking, bo jak wiadomo, miejsca do parkowania zawsze brakuje, zwłaszcza w centrum miasta. A co ze spółdzielnią?
- Niebawem otworzymy proces likwidacyjny, który potrwa kilka miesięcy. Planujemy, że do lipca 2026 uda nam się przeprowadzić całą operację i zamknąć ostatecznie działalność - podsumowuje prezes Ewa Rośkiewicz i dodaje: - Ostatnim obiektem będzie sprzedaż pawilonu „Ami” przy ul. Bochenka. Mamy już deklarację właściciela sklepu, że jest zainteresowany kupnem.
Pytamy, czy nie szkoda tylu lat historii?
- Pewnie, że szkoda. Ale wszystko kiedyś się kończy. Mnie osobiście żal pracowników, którzy wprawdzie nie byli spółdzielcami, ale pracowali w naszym sklepie. Mam nadzieję, że znajdą zatrudnienie w nowym markecie - mówi ostatnia prezes Spółdzielni Rolniczo - Handlowej „Samopomoc Chłopska” w Trzebnicy.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
To jest generalnie jedno z największych świństw 3 RP. Te zasrane GS-y. Dlaczego te dziady sprzedają tzw. państwowe mienie i dzielą między siebie? Ile jeden z drugim parch zainwestował ze swoich pieniędzy w te budynki, żeby teraz mógł wziąć za to pieniądze? W Żmigrodzie ten sam numer zrobili parę lat temu, sprzedali np. budynek pod Dino w Rynku, dom handlowy itp. Potem sukinsyny rozdzielili pieniądze wśród swoich np. były burmistrz i inne dziady. Co np. taki gość zrobił dla takiego budynku, że teraz bierze za to pieniądze. Masakra.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.