Na wtorek 23 kwietnia, na godz. 9 rano, zaplanowano rozpoczęcie komisyjnej inwentaryzacji prac, które główny wykonawca i podwykonawcy zakończyli. Na inwentaryzację przyjechali właściciele i przedstawiciele wielu firm, ale tylko niektórzy z nich zostali wpuszczeni na teren budowy. Jeszcze przed wejściem na teren budowy Kazimierz Stanisławczyk, prezes firmy Interm, głównego wykonawcy robót, razem z kierownikiem wydziału inwestycyjnego Urzędu Miejskiego w Trzebnicy przeglądał listę osób uprawnionych do uczestniczenia w inwentaryzacji. Wyczytywani przedstawiciele podwykonawców, tylko na wyraźne polecenie Zbigniewa Zarzecznego, wpuszczani byli przez strażnika miejskiego za bramę. Co na budowie robił strażnik miejski, którego zadaniem jest patrolowanie ulic i dbanie o bezpieczeństwo mieszkańców Trzebnicy - nie wiadomo. Młody strażnik powiedział nam, że wypełnia swoje obowiązki, które "zadaniuje" komendant SM i to do niego należy zwracać się z pytaniami. Obecność strażnika, który na członków komisji inwentaryzacyjnej czekał na stołeczku przed wejściem do budynku przygotowywanego dla Szkoły Podstawowej nr 2 wydaje się o tyle dziwna, że w tym samym miejscu stał ochroniarz firmy pilnującej budowy. Po około 20 minutach dyskusji, ustalono kto może wejść, a który podwykonawca zostaje przed bramą.
Niektórzy właściciele firm, którzy nie dostali się na teren budowy, przez dłuższy czas przyglądali się wchodzącej i wychodzącej z budynku SP nr 2 komisji. - Żeby to rzetelnie zrobić, to trzeba by było przez dwa tygodnie siedzieć tu prawie dzień i noc. W dzienniku budowy, nawet jak jakieś zadanie było zrobione do końca, nie przeprowadzano odbioru, wpisywano tylko, że "wykonano" - mówi jeden z podwykonawców, który pragnie pozostać anonimowy. Jak mówi mężczyzna, jego firma jest duża i przez lata swoje działalności wypracowała sobie dobrą markę. - Przez tę budowę jestem zadłużony na 70 tys. zł w hurtowniach. Ich właściciele tylko dlatego dają mi jeszcze materiały, że wiedzą, że taka sytuacja, kiedy nie mogę zapłacić za wykorzystany towar zdarzyła się po raz pierwszy. Dla mnie to jest katastrofa. Dużo wysiłku i pracy włożyliśmy w tę budowę, tym bardziej, ludzie pracowali, musiałem zapłacić im ZUS-y, podatki, dać wypłaty. Żeby opłacić pracowników musiałem pożyczyć pieniądze od innego podwykonawcy - dodaje. Jak mówi właściciel firmy, podczas pracy pojawiało się wiele problemów. Głównym zmartwieniem jego firmy było to, że projekty różniły się od stanu faktycznego. Firmy pracujące na budowie, oprócz odzyskania pieniędzy za wykonane prace, mają również problem z odzyskaniem własnego sprzętu, którym na budowie pracowali.
- Strażnik miejski nie chce nas wpuścić. Powiedział, że burmistrz zakazał mu, żeby kogokolwiek wpuszczać lub wydawać sprzęt, a przecież to jest nasza własność! - denerwuje się jeden z podwykonawców. Inny dodaje, że wszyscy chcieliby załatwić sprawę "w cywilizowany sposób", ale po prostu się nie da. - Zadzwoniliśmy na policję, ale powiedziano nam, żeby najpierw spróbować załatwić sprawę polubownie. Jak się nie dogadamy, to oficjalnie zgłosimy przywłaszczenie mienia - mówił podwykonawca. - Zostaliśmy wygonieni z budowy wszyscy jednego dnia, o jednej godzinie przez straż miejską (we wtorek 16 kwietnia - przy. red.). Nie zrobiliśmy protokołów co zostawiamy, jakie materiały, jakie narzędzia, a przecież po przejęciu placu budowy, taki dokument powinien zostać sporządzony - mówi inny mężczyzna.
Podwykonawcy, z którym udało się nam porozmawiać, byli bardzo rozgoryczeni.Nie dość, że urząd jest im winny pieniądze za wykonaną pracę, nie mogą odzyskać narzędzi i materiałów, to jeszcze urzędnicy wchodzący w skład komisji inwentaryzacyjnej kwestionują poprawność wykonania prac, nawet tych, które zostały odebrane przez inspektora nadzoru. Jak mówi, do opinii zawartych w protokole poinwentaryzacyjnym będą mogli ustosunkować się dopiero wtedy, kiedy dokument powstanie w całości. A co dalej z budową? Po sformułowaniu protokołu, urząd najprawdopodobniej rozpisze nowy przetarg na wykonanie prac, które właśnie zgodnie z inwentaryzacją są jeszcze do zrobienia.
- Biorąc pod uwagę długość procedury przetargowej, moim zdaniem nie ma realnych szans na to, żeby skończyć budowę SP nr 2 do rozpoczęcia roku szkolnego. Być może, gdyby robotnicy pracowali na dwie zmiany od początku lipca, byłaby na to szansa - ocenia Marek Szymanowicz, który był kierownikiem budowy od marca. - Nie wiem, co działo się przed tym, jak zostałem kierownikiem budowy, ale od marca, głównym problemem, jaki pojawiał się między urzędnikami, a firmami, był brak komunikacji. Podczas prac okazywało się, że konieczne są prace dodatkowe. Urzędnikom przedstawiano kosztorysy i zakres prac, ale ci, przez kilka tygodni nie ustosunkowywali się do nich, to bardzo niepoważne zachowanie. Właśnie dlatego praca na budowie stanęła - dodaje.
Niestety, podobnie jak w poprzednich tygodniach burmistrz, ani jego zastępcy (których burmistrz Marek Długozima ma dwoje), ani też sekretarz, nie znaleźli kilku minut, aby odpowiedzieć na najprostsze pytania: dlaczego nie zapłacono firmom, które wykonały należycie prace? dlaczego budowy pilnują strażnicy miejscy? dlaczego właściciele firm nie mogą odzyskać swoich narzędzi i materiałów? a także co dalej z budową i czy gmina kwestię płatności dla wykonawców chce rozwiązać w sądzie?
Mieliśmy nadzieję, że burmistrz spotka się z nami na umówionej dużo wcześniej rozmowie. Ale na kilkanaście godzin przed spotkaniem odwołał ją. Pytamy dlaczego?
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie