Reklama

Sporny plac zabaw dla dzieci

18/04/2013 09:29
Z prośbą o nagłośnienie sprawy zwrócił się do nas mieszkaniec Głuchowa Górnego. Twierdzi, że próbował już wielu sposobów, by zasygnalizować problem związany z lokalizacją placu zabaw na wsi: interweniował u straży miejskiej, wystosował pismo do urzędu. W końcu, zrezygnowany, postanowił opowiedzieć o problemie naszej gazecie.

"To widzą przecież dzieci!"


Obiekt został otwarty jesienią ubiegłego roku. Jednak niedługo potem stał się powodem konfliktu w wiosce. Wszystko przez to, że położony jest zbyt blisko sklepu spożywczego, w którym sprzedawany jest alkohol, a dzieci czasem są świadkiem niewłaściwych zachować. W trakcie rozmowy mężczyzyna przytoczył nawet taki przykład: - Niedaleko wejścia na plac zabaw, pod sklepem jest urządzona pijalnia piwa. W ubiegłym roku przyjechała na zajęcia pani z toku i prowadziła w naszej wsi w świetlicy chórek dla dzieci. Doszło do tego, że te dzieci śpiewały na zajęciach, a pijani pod sklepem razem z nimi. Ponadto czy dzieci muszą podczas zabaw słuchać zapijaczony gęb? Ja sam z moim wnuczkiem wolę jechać do Trzebnicy, żeby się pobawił. Nie jestem przeciwny temu placowi zabaw, bo służy dzieciom. Moim zdaniem źle się jednak stało, że położony jest właśnie w tym miejscu. Tak blisko sklepu spożywczego, gdzie wiele osób kupuje alkohol, a potem spożywa go siedząc na ławeczce. Jak się potem zachowują pijani, to łatwo sobie wyobrazić - relacjonuje nasz rozmówca.

Mężczyzna postanowił działać i powiadomił o swoich wątpliwościach inne instytucje. W styczniu przesłał pismo, podpisane przez kilkunastu mieszkańców Głuchowa Górnego, do Gminnej Komisji ds. Profilaktyki Uzależnień, która działa przy trzebnickim urzędzie."Pijani klienci swoim zachowaniem  (w obecności dzieci używają wulgaryzmów oraz oddają mocz przy tym placu zabaw), łamią zasady współżycia społecznego" - alarmował. - Nie otrzymałem jednak żadnej odpowiedzi. Udałem się do gminy, a tam od jednej pani dowiedziałem się, że jak tylko zauważę, jak ktoś będzie się załatwiał przy tym placu zabaw, to mam natychmiast powiadomić strażników. Czy to nie jest śmieszne? Zanim ja zadzwonię, a oni przyjadą, to przecież każdy już skończy sikać... - dodaje nasz rozmówca.

To absurd!


Jedziemy do Głuchowa Górnego, na rozmowę z sołtysem - Andrzejem Koziarą. Wyjaśniamy, w jakiej przyjechaliśmy sprawie, na dowód pokazujemy kopie pisma wysłanego do gminy. Sołtys od razu kategorycznie zaprzeczył stawianym zarzutom: - To są pomówienia, żadne takie zdarzenia nie mają i nie miały wcześniej miejsca na placu zabaw. Dzieci nie muszą oglądać pijanych klientów, czy też słuchać wulgaryzmów. W tej sprawie byłem kilkakrotnie przesłuchiwany przez straż miejską. Widocznie dostali wezwanie od mieszkańców o tym co dzieje się na placu zabaw. Jak przyjechali to zobaczyli tylko bawiące się dzieci, żadnych pijaków. W końcu straż przekazała, że nie będzie więcej już przyjeżdżać na takie nieuzasadnione akcje, bo tylko ponosi koszty z tym związane - powiedział sołtys.

Sprawdzamy na miejsce, gdzie znajduje się plac zabaw. Teraz śnieg przykrył zabawki i zjeżdżalnie. Jeszcze trochę trzeba będzie poczekać zanim ujrzymy tam bawiące się dzieci. Rzeczywiście, odległość od sklepu do placu zabaw jest niewielka. To ogrodzone płotkiem miejsce schowane jest za budynkiem, gdzie mieści się sklep. Jednak czy najmłodsi mogli być świadkami scen, o których wspominał nasz rozmówca?

Sprawa jednak na pozór wydaje się niejednoznaczna i być może nie uda nam się znaleźć jedynego słusznego rozwiązania. Być może pojawi się kilka opinii w sprawie lokalizacji placu zabaw: czy powinien być tak blisko sklepu, czy też nie. Dla jednych to będzie świetne rozwiązanie - w czasie, gdy robią zakupy ich dzieci mogą się pobawić. Drudzy, jak nasz rozmówca, będą widzieć w tym nierozsądne rozwiązanie, ponieważ dzieci mogą oglądać niewłaściwe i czasem rażące zachowania klientów. Ale pewnie znajdą się też tacy, którzy powiedzą, że takie położenie sklepu i placu zabawa na wsiach to norma, tylko niepotrzebnie robi się z tego aferę.

Przeglądając przepisy o przeciwdziałaniu alkoholizmowi i wychowaniu w trzeźwości znajdziemy jedynie zapis mówiący o zachowaniu odległości od punktów sprzedaży alkoholu do placówek wychowawczych, kościołów, zakładów opieki zdrowotnej. Radni podczas ostatniej sesji uchwalili, że ta odległość nie powinna być mniejsza niż 50 m. Wszystko po to, by doprecyzować i jasno oddzielić miejsca chroniony ustawą, a także  ograniczyć sprzedaż alkoholu. W ustawie nie znajdziemy zapisu mówiącego o tym, że tą "ustawową" odległością powinny być oddzielone także place zabaw. Bo przecież nawet właściciel restauracji może wnioskować o wydanie decyzji na utworzenie w swoim lokalu miejsca do zabaw dla dzieci.

W piątek nasz rozmówca przekazał kopię pisma, jaką otrzymał od straży miejskiej. Został poinformowany, że w wyniku kontroli prowadzonych w lutym i marcu nie stwierdzono, by naruszano ustawę o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, a także by dochodziło do zanieczyszczania miejsc publicznych. Komendant, którego podpis widnieje pod dokumentem, informuje nadawcę listu, że kontrola miejsc, gdzie sprzedawany jest alkohol należy do zadań stałych funkcjonariuszy. Mężczyzna nie poprzestał tylko na zapewnieniach ze strony strażników miejskich,  bowiem o swoich wątpliwościach powiadomił pisemnie na początku kwietnia Rzecznika Praw Obywatelskich. I obecnie czeka na odpowiedź.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do