Przypomnijmy. W poprzednim numerze gazety zamieściliśmy artykuł "Film historyczny zbyt drastyczny dla dzieci?". Sprawa dotyczyła zaprezentowania dzieciom w wieku 10-12 lat filmu biograficznego "Generał Nil" (który mogą oglądać osoby powyżej 15 roku życia). Wg naszych informatorów (pragnących zachować anonimowość), dzieci bały się podczas seansu, a nauczycielka odpowiedzialna za przygotowanie filmu, przewinęła niektóre drastyczne sceny. Sprawdziliśmy prawdziwość tej informacji. Rzeczywiście, okazało się, że grupa dzieci obejrzała wspomniany film, ale za zgodą rodziców czy opiekunów. Nauczycielka historii potwierdziła też, że przewinęła dzieciom dwie sceny, które uważała za zbyt mocne. Wg relacji przekazanej przez nauczycielkę, rodzice zostali odpowiednio wcześniej poinformowali, tak by mieć dostatecznie dużo czasu na to, by zaznajomić się z fabułą i zdecydować, czy posłać na film swoje dziecko. Dyrektorka szkoły dodała również, że seans odbył się w ramach projektu, w jakim od kilku lat uczestniczy szkoła. Stowarzyszenie Rodzin Armii Wojska Polskiego, zrzesza placówki noszące imię II Armii Wojska Polskiego lub jej bohaterów, a szczególnym zadaniem nauczycieli, jest przekazywanie uczniom dostępnej wiedzy o wydarzeniach z tamtych lat. I na tym sprawa powinna się zakończyć, a jednak...?
Był film, jest reakcja
Tydzień po ukazaniu się artykułu, do naszej redakcji przyszła jedna z nauczycielek. Zostawiła pismo w sekretariacie, prosząc o odpowiedź. Kilka minut później, z tą sama sprawą przyszła kolejna nauczycielka. Przez następne dwa dni do naszą redakcję odwiedziła zdecydowana większość grona pedagogicznego, z tą samą prośbą. Wszystkie 28 pism, które do nas trafiło, miało identyczną treść, wydrukowaną z komputera. Nauczyciele pracujący w SP nr 2 domagają udzielenia odpowiedzi na pytanie "czy moje dane osobowe, zostały podane, jako osoby, która przekazała wiadomość Redakcji o sytuacji zaistniałej w szkole"? Chcieliśmy zapytać nauczycieli, czy ta inicjatywa to wspólna decyzja grona pedagogicznego, czy też zarządzenie dyrekcji kierującej placówką. Nauczyciele nie chcieli odpowiedzieć na nasze pytania, nie wiemy co chcieli też osiągnąć, składając pismo, ale możemy się domyślać. Zgodnie bowiem z prawem prasowym, dziennikarz zobowiązany jest do nieujawniania danych osobowych swojego informatora, jeżeli ten sobie tego zażyczy. Z tego ustawowego obowiązku zwolnić może nas tylko sąd, i to tylko w niektórych przypadkach.
Zdziwiła nas reakcja ze strony nauczycieli, którzy tak gremialnie przyszli do redakcji. Sądząc po treści pisma, chyba nie do końca zrozumieli sens artykułu, albo go nie przeczytały. Bowiem już z lektury tekstu dowiedzieliby się, że żadne dane osobowe nie zostały w artykule ujawnione. Po co zatem żądać odpowiedzi na pytanie "czy moje dane osobowe zostały podane..."? Treść pism była taka sama, różniły się tylko stylem i rozmiarem czcionki. Zastanawialiśmy się, kto wpadł na taki pomysł i kto był autorem pisma.
Jedna z nauczycielek, która w ubiegłym tygodniu przyszła z pismem do naszej redakcji i na naszą sugestię, że przecież dobrze wie, czy informowała gazetę o tym co się dzieje w szkole, odpowiedziała z uśmiechem: "Ja tyle tyle donosów wysyłam dziennie, że nie pamiętam, czy do gazety też wysłałam". Oczywiście, przyjęliśmy to jako dowcip, ale trzeba przyznać, że coś w szkole jest nie tak, skoro grono pedagogiczne poświęca tyle wysiłku na znalezienie przysłowiowego "kreta", czyli kolegi, który ma wątpliwości co do stosowanych w placówce form edukacji.
Dyrekcja o pismach nic nie wie
- Nie wydałam w tej sprawie żadnego zarządzenia, aczkolwiek wiem, że nauczyciele poczuli się dotknięci tym, że w artykule zostali przedstawieni jako osoby, które poinformowały redakcję o wydarzeniu. Według mnie pisma skierowane do redakcji nie są atakiem, lecz próbą obrony dobrego imienia nauczycieli i szkoły, w której pracują. Nauczyciele zgodnie twierdzą, że to nie oni poinformowali redakcję. Zastanawiają się więc, czy dane osobowe któregoś z nich nie zostały w jakiś sposób wykorzystane.
Nie prowadzę żadnej statystyki, ani danych, kto był u Państwa i czy złożył pismo. Nie będę też sprawdzała, kto i jaką otrzymał odpowiedź. Wierzę nauczycielom i na zaufaniu buduję nasze relacje. Dla mnie ta sprawa jest zakończona - powiedziała dyrektor szkoły.
Grażynę Kantecką zapytaliśmy o to, czy jej zdaniem, nauczyciele przynosząc do redakcji pismo i czekając na odpowiedź, nie chcą w ten sposób znaleźć spośród swojego grona osoby, która powiadomiła naszą redakcję o zdarzeniu? - Tu nie chodzi o szukanie osób. Nikt nie będzie nikogo rozliczał z tego, czy złożył pismo w redakcji czy nie.
Na pytanie, czy sądzi, że po ewentualnym odnalezieniu informatorów spośród grona pedagogicznego, atmosfera w szkole by się pogorszyła, dyrektorka odpowiedziała, że mogłoby dojść do takiej sytuacji: -Wierzę nauczycielom, ale gdybym się myliła, to nie chciałabym wiedzieć, kto państwa poinformował. O zaistniałej sytuacji porozmawiam z nauczycielami, ale nie będę wydawać żadnych nakazów - zachęcać, czy też odradzać wizyty w redakcji.
O komentarz do zaistniałego zdarzenia poprosiliśmy także kuratorium oświaty we Wrocławiu. Do placówki wysłaliśmy skan artykułu pt . "Film historyczny zbyt drastyczny dla dzieci", a także wspomnieliśmy o pismach ze strony grona pedagogicznego.
- Artykuł został napisany rzetelnie, przedstawiliście problem i wypowiedź drugiej strony. Dobrze, że szkoła podejmuje trudne tematy i zapoznaje dzieci z naszą historią. Uważam, że nauczycielka dopełniła wszelkich starań, by jak najlepiej przygotować uczniów do tego filmu: najpierw poprosiła ich, aby dowiedzieli się, kim był bohater filmu. Rodzice zostali powiadomieni o seansie znacznie wcześniej i mieli możliwość sprawdzenia, jaki film będzie oglądało ich dziecko. Nauczycielka zanim zaprezentowała film uczniom, ze względu na brutalny wydźwięk kilku scen, przewinęła je. Jeżeli chodzi o pisma, które nauczyciele przynoszą do państwa redakcji - trudno mi się odnieść do tego, bowiem nie wiem jaki maja one cel. Trudno mi zająć stanowisko, ponieważ nie znam całego kontekstu sprawy i stanowiska nauczycieli. Uważam jednak, że dyrekcja, która jest odpowiedzialna za kierowanie placówką, powinna jak najszybciej zorganizować spotkanie z gronem pedagogicznym i wyjaśnić wszelkie wątpliwości związane z tą sprawą - skomentowała Janina Jakubowska, z wrocławskiego kuratorium oświaty.
Komentarz
Dziwię się, że nauczyciel pyta mnie pisemnie, czy jego dane osobowe zostały podane redakcji. Po pierwsze, przecież to on najlepiej wie, czy informował redakcję czy nie. Po drugie z treści artykułu jasno wynika, że nie podaliśmy żadnych danych osób, które były naszymi informatorami, a więc i danego nauczyciela. To przykre, że nauczyciele zamiast zastanowić się nad sednem sprawy, czyli w tym wypadku nad tym, czy 10-letnie dzieci mogą oglądać filmy przeznaczone dla widzów od 15 roku życia, próbują na siłę znaleźć osoby, które na problem zwróciły uwagę. Skoro zgłaszająca osoba, chciała pozostać anonimowa, to trzeba to uszanować, bo ma do tego pełne prawo. Gdyby dziennikarz ujawniał swoje źródła informacji, to nikt by, żadnych spraw do takiej redakcji nie zgłaszał. I pewnie w Polsce wiele afer nigdy nie ujrzałoby światła dziennego.
Daniel Długosz
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Jakas POubecka kabnalia doniosla POprawnej gazecie- niektorzy donoscielstwo wyssali z mlekiem matki- nawet pamieci sie boicie...